poniedziałek, 1 października 2012

Moje CARPE DIEM w jesienny dzień

Od 2 tygodni, kiedy to sama zaprowadzam i odbieram mojego 6-latka z zerówki poświęcając temu łącznie aż 2,5-3 h, ubolewam nad tym, że wraz z końcem wakacji dzień trwa zdecydowanie za krótko. Znaczną jego część trzeba poświęcić na zakupy, PRZYGOTOWANIE POSIŁKÓW (że też ktoś jeszcze jakiejś czarodziejskiej kucharskiej różdżki nie wymyślił - już wiem - to tylko kwestia czasu; R. zapewne coś takiego skonstruuje!) i drobne, ograniczające się do niezbędnego minimum, prace domowe. Cóż, biegu czasu zmienić się nie da, stąd z nastaniem października postanowiłam ciut inaczej planować przebieg dnia i zamiast czekać na czas, by zrobić coś wielkiego (duża praca plastyczna w nowej technice, popołudniowa wycieczka w nieznane, itp.) KORZYSTAĆ z krótkich chwil, kiedy mogę choć odrobinę poświęcić czasu dzieciom.

Na rzeczy wielkie będzie znów czas w weekend, święta czy ferie, a teraz czas cieszyć się z małych rzeczy. I tak dziś, jak tylko udawało mi się wygospodarować wolną chwilę siadałam i zajmowałam się moimi ukochanymi pociechami.

I tak poranna wyjątkowo dżdżysta aura natchnęła mnie do tego, by z moją 3-latką porozmawiać o deszczu. Zadawałam krótkie, czasem proste, a czasem trudne pytania, na które zazwyczaj - ku mej ogromnej radości - udzielała prawidłowych odpowiedzi. I choć rozmowa nie trwała długo, to miała swój niepowtarzalny klimat   z uderzeniami kropel deszczu o szyby w tle:-). WARTO było zatem ZATRZYMAĆ się na tę jedną chwilkę, by snując rozważania o dżdżu przyjrzeć się radosnej buzi, błyszczącym ze szczęścia oczom i ufnemu spojrzeniu małej M. To takie jednorazowe ... ale piękne. Chyba kolejnym razem ukryję gdzieś aparat i nagram nasze wspólne rozważania.



Innym sposobem na łapanie cennych CHWIL z moimi dziećmi jest poranny spacer (a raczej maraton) do szkoły. Rozpoczynamy go KRÓTKĄ wspólną modlitwą - podziękowaniem Opatrzności za ten KOLEJNY DZIEŃ, za słońce na niebie, za piękno barw jesieni, za poranny uśmiech moich pociech , itp. i prosimy o wsparcie na cały dzionek. Dla mnie to ważny START i naładowanie duchowych akumulatorów. R. i M. już też się przyzwyczaili i nie dziwi ich taki właśnie początek naszego marszu do szkoły.
Potem staram się odwrócić uwagę dzieci od towarzyszącego nam w drodze pośpiechu i CIESZYMY się światem wokół nas. Podziwiamy ciekawe kształty chmur na niebie, oświetlony porannym słońcem dach kościelnej wieży czy szum mijanej po drodze urokliwej fontanny. Dziś również napawaliśmy się widokiem miasta w jesienny poranek, szczególnie zaś feerią barw liści na drzewach.




Niby NIEWIELE ...i nic wielkiego, ale warto w codziennym pośpiechu zachwycić się choć jedną drobnostką wokół nas. Ja praktykuję to z R. i M. od dłuższego czasu. I zamiast gonitwy (która i tak towarzyszy nam w domu przed wyjściem) w drodze karmimy swe zmysły i nabieramy sił do tego, co przed nami. NIE rozmawiamy wówczas o tym, jakie obowiązki nas czekają, nie snujemy planów na kolejne pory dnia, itp. Patrzymy, podziwiamy i rozmawiamy. Zachęcam do naśladownictwa (nawet na trasie, którą codziennie pokonujemy co dzień odkrywamy coś godnego uwagi!).



Postaram się jutro zaopatrzyć w aparat fotograficzny i uchwycić kilka naszych porannych ,,zachwytów''.
A potem podzielić się tutaj nimi z Wami.

Kończę mój wyjątkowo dziś nostalgiczno-nastrojowy wywód ...

Do usłyszenia :-)






Brak komentarzy: