czwartek, 11 października 2012

Pan kapitan i zabawy w kuchni

Dziś, jak to w czwartek, wszystko kręciło się wokół zajęć plastycznych R. Znów wrócił z nich zadowolony, bo przez 2h budował domki z zapałek. Byłam pełna podziwu dla jego poczynań, widząc końcowy efekt. Cieszę się, że ma zmysł konstruktorski i ciągle coś buduje, klei, rysuje, itp. Wczoraj np. zbudował taki oto pojazd z R- pilotem za sterami:
Czy leci z nami pilot?   :-)
Mała M. zaś, jak zwykle, była w iście opiekuńczym nastroju. Od rana nie rozstawała się ze swym Puszkiem-Okruszkiem. Nawet zabrała go dziś ze sobą do szkoły, wzbudzając sensację. Nie ma się co dziwić, bo raczej mało kto wyprowadza pluszowego psa na smyczy:-). Wczoraj zaś wyszła z nim na spacer i prowadziła po chodniku, wywołując uśmiech wielu przechodniów. Muszę koniecznie ją sfotografować z tym swoim czworonogiem na smyczy:-).

Jeep wiezie gości
Około południa jednak, gdy ja zajęta byłam przygotowaniem obiadu, M. znalazła sobie inne fascynujące zajęcie - wożenie zwierzątek i ludzików swym żółtym jeepem. Przebojem jednak był KAPITAN, mały piesek Goofy ...

pan KAPITAN - bohater dnia
M. woziła swe figurki po ulicach dywanu-miasteczka prowadząc z nimi ożywione rozmowy. Oto jedna z nich:
M: Chodźmy, GOŚCICZKU! (już chyba bardziej zdrobnić się ,,gościa'' nie da!)
A:  A gdzie ty byłeś?         B: Pojechałem sobie na Księżyc!!! 
A: Mój kot mówi, że tam się nie chodzi. Tam mogą być TAKIE KAPITANY, co mogą Cię zastrzelić.
Potem był cd. rozmowy z głośnym PIF PAF, ale nie zdążyłam zanotować owej wymiany zdań:-).


Mała M. z Kajtkiem:-)
W przerwach między szkołą a zajęciami plastycznymi udało nam się dziś ciut popracować razem w kuchni. Wiedziałam, że raczej nie będzie czasu na eksperymenty (ulubione zajęcie R.), więc zaproponowałam obojgu - łącząc przyjemne z pożytecznym - zabawę w kuchni. Tym sposobem każdy miał swój udział w przygotowaniu obiadu.

Nasze kulinarne poczynania z dziś


M. bardzo chętnie włączyła się w przygotowanie surówki. Świetnie się bawiła wrzucając do robota kuchennego (nazwanego przez nią KAJTKIEM) pokrojoną marchew i jabłka. Co najważniejsze, później w trakcie obiadu zjadła całą porcję zrobionej przez siebie pysznej surówki!

Leniwe nie dla leniwych:-)

R. zaś przygotował dla wszystkich solidną porcję leniwych pierożków. To jedno z jego ulubionych dań, które bardzo chętnie gotuję, bo wiem, że mój mały kucharz chętnie mi pomoże. Dziś było podobnie. Ja przygotowałam ciasto, wysypałam mąkę na stolnicę, a całą resztę (no poza wrzucaniem do wrzątku) zrobił za mnie mój sześciolatek. Oby tak dalej:-).


Brak komentarzy: