poniedziałek, 29 grudnia 2014

Wigilijny czas w kuchni z dziećmi:-)

Święta, święta i po świętach zwykle usłyszeć można... Dla nas Boże Narodzenie w tym roku trudne i inne od pozostałych, które dane było nam dotychczas przeżyć. Cóż ... Staram się zatem mimo trudności pielęgnować dobry nastrój wokół i w sobie, co do łatwych zadań niestety nie należy.


Przerwa świąteczna w tym roku wyjątkowo długa, stąd próbuję podtrzymywać świąteczną atmosferę, a nade wszystko dużo czasu spędzać z moimi pociechami na wspólnej zabawie. Zanim jednak o Bożym Narodzeniu u nas, słów kilka o samej Wigilii. Otóż w związku z zaistniałą sytuacją po raz pierwszy przygotowywałam wieczerzę wigilijną. Choć miał to być debiut, czułam spokój, bo wiedziałam, że z pomocą R. i Małej M. wszystko udać się musi:-)


Naszą kulinarno-świąteczną przygodę rozpoczęliśmy od upieczenia maślanych ciasteczek. Zarówno Mała M. jak i R. zaskoczyli mnie swym zaangażowaniem w prace w kuchni, no i nade wszystko swą cierpliwością, z jaką najpierw za pomocą foremek wykrawali ciasteczka, a potem z wielką radością dekorowali.


R. jak zawsze wykazał się kreatywnością i zamiast korzystać z foremek, nożem wykroił najpierw duże ciasteczko w formie choinki (z myślą o tacie) i w kształcie prezentu (z myślą o mamie). Potem rzecz jasna każdy swój wyrób fantazyjnie udekorował. Musiałam nieco stopować jego cukiernicze zapędy, bo jeszcze trochę, a choinki nie byłoby widać spod grubej warstwy ozdobnych detali:-)


Dekorowanie wszystkim bardzo się podobało, a mi najbardziej to, że dzieci miały zajęcie, zaś ja w tym czasie mogłam zająć się innymi kuchennymi pracami.


Kolejnego dnia zaproponowałam moim kochanym małym cukiernikom pieczenie pierniczków. Specjalnie zakupiłam wielki słój miodu. Tym razem jednak Małej M. powierzyłam przygotowanie ciasta. Ale była zabawa! Przy okazji ćwiczyłyśmy odmierzanie mąki w gramach, rozbijanie jaj, liczenie łyżek proszku do pieczenia. Zabawa na 102!!!


Najprzyjemniejsze było rozwałkowywanie ciasta i wykrawanie z niego gwiazdek, dzwonków, serduszek itp.


Jak to wspaniale mieć w domu takich młodych wiekiem, ale wielkich sercem i pełnych chęci do pomocy kuchcików. Oboje dzielnie wykrawali pierniki, układali je na blachach, które jedna za drugą wkładałam do pieca.


Przepis wyjątkowo udany, o czym najlepiej świadczy fakt, że do dziś po pierniczkach pozostał tylko zapach w puszce:-)


Trzeba je było potem udekorować, ale i ze zrobieniem lukru i posypaniem pierników kolorową posypką też nie było problemu. Wszystkim zajął się duet: Mała M. i R:-)


Nie poprzestaliśmy jednak na pierniczkach i ciasteczkach maślanych, bowiem nasz ośmiolatek zamarzył o serniku na kruchym spodzie.


Tu też mogłam na niego liczyć. Upiekłam spód, a on sam - śledząc przepis na opakowaniu z przepisem na sernik krakowski - krok po kroku wykonał masę serową. Sernik - palce lizać. Porcja ogromna z kilograma sera. Szkoda, że nas tak mało do jedzenia było:-)



Już myślałam, że pieczenie słodkości za nami, ale kiedy ciocia A. przesłała nam przepis na piernik-krajankę nie mogliśmy się powstrzymać, by go wypróbować. Znów wyrabianie ciasta zamieniłam w zabawę w wielkie odmierzanie składników na wadze ... Chwil kilka i ciasto na piernik, a potem sam gotowy wyrób stały na stole. Nie mogło rzecz jasno zabraknąć dzielnych łapek, które samodzielnie udekorowały ów pyszny piernik.


 Po ciastach i ciasteczkach nadeszła pora na konkrety:-)  Teraz swoje (kolejne) pięć minut w kucharskiej karierze miała także nasza kochana pięciolatka, która dzielnie panierowała ryby: łososia (dla dzieci) i karpia (dla dorosłych).


Dzięki pomocy obojga moja praca w kuchni przebiegała dość sprawnie i spokojnie. I tak, kolejno godzina za godziną, kolejno: ugotowałam wywar na barszcz z uszkami, kapustę na bigos i zasmażaną kapustę, kompot z suszonych owoców oraz buraki. Następnie ugotowałam ziemniaki oraz usmażyłam rybę. Nawet nie wiem, jak udało mi się to wszystko zrobić. Choć w kuchni spędziłam całą dniówkę, udało się!!! Już około 16.30 byłam gotowa i można była zaczynać wieczerzę. Czekaliśmy jednak na moją drugą połowę. Gdy tylko dojechała do nas, wspólnie zasiedliśmy do wigilijnego stołu.

I tak w wielkim skrócie wyglądały nasze wigilijne przygotowania w kuchni!!! Cd. nastąpi...

wtorek, 16 grudnia 2014

Św. Mikołaj też nas odwiedził:-)

Święta tuż tuż, a ja jeszcze nie zdążyłam zamieścić relacji z 6 grudnia, czyli dnia kiedy św. Mikołaj zagląda do naszego domu i grzecznym małym, a także czasem dużym, dzieciom przynosi podarki. W tym roku Mała M. i R. od samego rana wyglądali z okien za starszym panem z workiem prezentów na plecach. Zjedliśmy śniadanie, pokrzątałam się po kuchni, a dzieci czekały i czekały i.... coś na św. Mikołaja doczekać się nie umiały:-) Wreszcie rzuciłam pomysł, żeby zarówno Mała M. jak i R. stworzyli podobiznę tego wyczekiwanego gościa i umieścili je na balkonowych drzwiach.

Mikołaj na swym reniferze pędzi do Małej M. :-)
Wszystko po to, by św. Mikołaj wiedział, gdzie ktoś na niego czeka ... i by wiedział, gdzie podrzucić prezenty. W mig Mała M. sporządziła dwa, a R. jeden jego portret.

Drugi portrecik rączką Małej M. rysowany:-)

Po czym zawiesili swe obrazki na balkonowych drzwiach.

Górny obrazek autorstwa R. świetny jak zawsze:-)
Mój pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo już niebawem rozległ się dzwonek dzwonków....  i dzieci rozpoczęły poszukiwania prezentów. Pierwszy prezent znalazł nasz ośmiolatek. Z wypiekami na twarzy rozerwał kolorowy papier, z którego rozwinął grę logiczną z serii Smart Games zatytułowaną ,,Port lotniczy'' oraz paczkę czekoladek.

Prezent dla R. - gra ,,Port lotniczy''
Za moment z pokoju wybiegła roześmiana od ucha do ucha Mała M. ze swoim mikołajkowym upominkiem.

Potwory z szafy już na nas patrzą:-) - prezent dla Małej M.
W rękach trzymała śmiesznie wyglądającą grę ,,Potwory do szafy'' i paczkę czekoladek. Widać było, że św. Mikołaj trafił w gusta dzieci. Jednak obdarowywanie jeszcze się nie zakończyło, bowiem dzieci znalazły jeszcze jeden upominek przeznaczony dla grzecznych dorosłych.

Ale była zabawa z ,,Potworami do szafy!''

Mała M. i R. uznali, że to prezent dla mamy i taty. Zajrzeliśmy zatem do środka. Nasza niespodzianka była równie miła, bo w pięknie zawiniętym papierze czekały na nas pyszna rumowa czekolada i gra ,,Duchy''. Ten św. Mikołaj to nas jednak dobrze zna, skoro potrafi tak dobrze dobrać prezenty dla każdego:-)

I dla dużych coś się znalazło!!!
Tego dnia także swymi upominkami uradowali nas tata - przynosząc słodycze i Babcia - przynosząc gry dla dzieci. Resztę dnia spędziliśmy zatem na testowaniu mikołajowych upominków. Był czas na wspólne rozgrywki oraz spacer mimo mało sprzyjającej wyjściom pogody. Udało nam się także zobaczyć film o prawdziwym świętym Mikołaju - biskupie, żeby nasze pociechy wiedziały komu zawdzięczają ów obfitujący w pozytywne emocje dzień w kalendarzu.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Niedziela... w różnych barwach:-)

Niedziela znów upłynęła zdecydowanie za szybko i ciut zbyt momentami nerwowo, a to z tego względu, że nasz ośmiolatek ma stale głowę pełną pomysłów i wszelkie obowiązki (nawet takie jak przyjście na śniadanie, oddanie talerza do zlewu czy wybranie się na czas do kościoła) przyjmuje jako ciężar ponad miarę:-) Ciężko mi wówczas dojść z nim do ładu... Podobnie było i wczoraj.

Kula ziemska, która wybuchła przed 40 laty - taki tytuł podała Mała M., autorka pracy!!!
Zaraz po wyjściu z łóżka zamienił podłogę swego pokoju w wielki malarski plener i ... malował w najlepsze. Potem do swej zabawy wciągnął swą siostrę. SUPER! Tyle tylko, że gdyby najpierw się przebrał z piżamy, a na panele położył kawałek ceraty ... uniknąłby wielkiego bałaganu i oszczędził sobie i mnie pracy:-) Wziął sobie chyba za zadanie zapełnienie barwnymi plamami całej kartki, bo nakładał kolorowe ciapki kropka w kropkę ... mówiąc, że to Ziemia. Mała M. zaraz też podłapała pomysł i za moment usłyszałam, że

To kula ziemska, która wybuchła przed czterdziestu laty!!!!

Ale wymyśliła:-)

Jakimś cudem udało mi się namówić ich do rozłożenia na podłodze ceraty i umieszczenia tam farb. UFF!!! Nareszcie... teraz już byłam spokojniejsza i cieszyłam się, że jednak zechcieli posłuchać swej mamy.

A to DZIEŁO R. zatytułowane ZIEMIA (wisi na ścianie w pokoju autora):-)
Malarsko-artystyczne natchnienie udzieliło się nawet Małej M. na nieco dłużej, bo potem otrzymałam jeszcze jedną pracę malarską zatytułowaną ZIEMIA

Ziemia oczami Małej M. (czyli wielkie farb mieszanie:))
i autoportret Małej M. z czasów, gdy była małym dzidziusiem i siedziała sobie przy stole zajadając coś z kubeczka. Niezłe, ta to ma pomysły:-)

Mała M. zatęskniła za czasami kiedy była bobaskiem:-)
Prace malarskie trwały aż do około 10.45, kiedy to R. musiał zjeść zaległe śniadanie (!) i zebrać się na wyjście na Mszę św. Chyba ksiądz rekolekcjonista jakimś cudem przysłuchiwał się dziś naszym porannym rozmowom z niepokornym ośmiolatkiem, bo na kazaniu prosił dzieci, by zwłaszcza przed Świętami swym nieposłuszeństwem nie zasmucali swych rodziców, szczególnie zajęte przedświątecznymi pracami mamy.

Już wiem, kto mi rybkę na Święta przygotuje:-)
Miłym akcentem było odczytanie przez Małą M. jednej z intencji modlitwy wiernych. Choć pani katechetka najpierw uznała, że ona jest na to za mała, nasza pięciolatka poprosiła, by się zgodziła... i prawie szczęka jej opadła, gdy jej Mała M. tę intencję przeczytała:-) Zero tremy w głosie i jakiż uśmiech na twarzy Małej M., że miała swój mały udział w modlitwie...

Mała M. składniki na ciasteczka szykuje:-)
Po Mszy św. spacerkiem wróciliśmy do domu, zjedliśmy obiad przygotowany jeszcze przed wyjściem... i około 16-ej zamieniliśmy kuchnię w małą cukiernię. Otóż dzieciom marzyło się pieczenie ciasteczek. Nie byłam na to przygotowana, ale poszukałam przepisu, który nie wymagał specjalnych zakupów. I tak na opakowaniu pełnoziarnistej mąki ,,Basia'' znalazłam recepturę na sporządzenie pełnoziarnistych ciastek z bakaliami. No z bakalii miałam tylko rodzynki i trochę żurawiny, ale dobre i to.

Mała M. mąkę sypie. Ale frajda!!!
Pierwsza do pieczenia zgłosiła się nasza pięciolatka. Na stole rozłożyłyśmy niezbędne składniki, sztućce i wagę ... i zaczęło się wyrabianie ciasta. Mała M. z gracją sypała mąkę na wagę i uważnie śledziła przyrost ciężaru na wyświetlaczu wagi, potem przesypywała mąkę do miski, a następnie odmierzała łyżeczkę proszku do pieczenia, kroiła masło itp itd. Jednym słowem kuchareczka doskonała:-)

Krojenie masła to dopiero wyzwanie!!! dla Małej M.
Potem wraz z R. zasiadła do stołu i wspólnie na dwóch blachach formowali małe płaskie ciasteczka. Łącznie własnymi łapkami zrobili 25 pełnoziarnistych ciastek, które ostudziliśmy i włożyliśmy do puszki. Niech czekają na Boże Narodzenie.

Pełnoziarniste ciasteczka pachną znakomicie!!!
Nasz ośmiolatek, który wybrane kuchenne prace uwielbia od zawsze, też miał ochotę pobawić się w cukiernika. Szybciutko i  dla niego w internecie wyszukałam prosty przepis na ciasteczka owsiane z mąką pełnoziarnistą.

Coś nie do końca konsystencja nie taka jak trzeba, więc R. ręcznie ciasteczka formował!!!
Raz i dwa ... ciasto było gotowe, jednak jego konsystencja nie do końca była taka jak w przepisie, stąd też czekała go teraz mrówcza praca: ręczne formowanie ciastek. Pracował w pocie czoła, a swymi wypiekami zapełnił dwie i pół blachy. Byłam pełna podziwu dla jego cierpliwości i wytrwałości.


Zresztą obojgu bez wyjątku nie szczędziłam pochwał za tak ciężką pracę i pachnące już Świętami wypieki. Dzięki zgodnej pracy Małej M. i R. mamy łącznie prawie 80 malutkich ciasteczek. Mam nadzieję, że wszystkim będą smakować!!! Póki co schowane w puszkach czekają na Święta Bożego Narodzenia.


I tak przyjemnie mimo porannych zgrzytów minęła nam niedziela... Do snu ukołysałam dzieci kolejną serią opowiadań z serii ,,Ja i moja siostra Klara''. Znów wszyscy dobrze się bawiliśmy podczas jej lektury.

Do miłego usłyszenia:-)

P.S. Zapomniałam dodać, że nasz ośmiolatek w ramach przeprosin wykonał dla mamy piękny zimowy obrazek. Nie mogę się nie pochwalić:-)

Specjalnie dla MAMY!!!! HURA!!!



sobota, 13 grudnia 2014

Mała M. ostatnio malować i rysować lubi:-)

Po napisaniu sobotniego wpisu znalazłam kilka prac Małej M., których nie ujęłam, a że nasza pięciolatka dziennie zasypuje mnie swoimi pracami to postanowiłam choć dziś prawie wszystkie zamieścić. Niech ma pamiątkę... i wie, że jej prace - jak również prace naszego ośmiolatka - to dla mnie najprawdziwsze skarby i dzieła sztuki. Większość trzymam w pudełkach i teczkach na wieczną pamiątkę:-)

Wózek poranną porą malowany!!!
Jeszcze przed śniadaniem zostałam dziś obdarowana pracą przedstawiającą ulubiony (niegdyś) temat twórczości Małej M., czyli wózek dziecięcy. Dziś farbami malowany...


Był też tulipan rysowany wieczorową porą, poprzedzony pytaniem, czy może być akurat takiego koloru. Zaraz też nasza artystka przypomniała sobie o urodzinowych bukietach z tulipanów, którymi mnie obdarowała wraz ze swym starszym bratem:-)


Temperami namalowała dziś także obrazek przedstawiający dom i (UWAGA!) pomnik korony... Skąd ów pomysł na pomnik to nie mam pojęcia, ale pamiątka jakże oryginalna:-)


Nie mogło także zabraknąć rodzinnych portrecików... Tym razem MAMA i dzidziuś (znów) w wózku. Na pierwszy rzut oka myślałam, że tatusia do wózka włożyła, ale poprosiłam o podpisanie wizerunków ... i wszystko stało się jasne:-)



No i mój hit (proszę nie regulować odbiorników) ... portret misia z wypiętą pupą (cytuję artystkę!!!) narysowany na podstawie książki jak rysować zwierzęta... Jak dla mnie, rewelacja!!!


Prac R. jakby ostatnio mniej, ale za to nasz ośmiolatek technicznie się ostatnio uaktywnił i dużo buduje z klocków Lego Technic. Niebawem i jego pracami z tej dziedziny się tu pochwalę. Dziś na deser jego aniołek podpatrzony w jakiejś książce:-)

Super pomysł ... tyle tylko, że po takich artystycznych działaniach ściany w okolicach łazienki nadają się do ponownego malowania... ale cóż... Najważniejsze, że dzieci mogą tworzyć i swą kreatywność rozwijać:-)))


Sobota w domu, czyli wielkie malowanie:-)

Jak to dobrze, że sobota jest dla nas wolnym od szkoły i pracy dniem. Choć budzę się zazwyczaj wcześnie (prawie punktualnie z nastawianym w robocze dni budzikiem) to włączam rekolekcje albo słucham czegoś na dobre rozpoczęcie dnia. Dziś rozpoczęłam od wczorajszego odcinka ,,Plastra miodu'' (rewelacyjnych rekolekcji o. Adama Szustaka. POLECAM!!!), a potem dołączył do mnie nasz ośmiolatek i zamieniłam słuchanie w czytanie.

Zgodnie z jego życzeniem przeczytałam mu książkę, którą znał z wieczornej lektury z dnia poprzedniego i której chciał ponownie wysłuchać. No tak... Ilustracje i tekst Pawła Pawlaka; to nazwisko chyba znane jest wszystkim miłośnikom książek dla dzieci:-) Jak miło było siedzieć sobie z R. pod ciepłym kocykiem, cieszyć się ciszą poranka ... i przyglądać się bajkowym ilustracjom. Około 9-ej (dopiero!) dołączyła do nas Mała M. Szybciutko wskoczyła w ubranka i zajęła się sobą. Ja zaś w tym czasie przyrządziłam smaczne śniadanko dla mych pociech:-)

W pokoju R. już od dziś widać, że Święta idą!!!
Mała M. wzięła się za malowanie, a R. zaczął malować świąteczne dekoracje, które zamierzał powiesić w oknie swego pokoju. Jak zaczął to nie mógł skończyć... W mig gotowa była papierowa choinka i prezenty, a wieczorem powstały kolejne cacka:-)

Aniołek do R. dla mamy!!!
Mimo, że w domu to czas płynął jakoś szybko i nim się spostrzegłam była już 11.30 i popędziłam zaprowadzić naszego ośmiolatka na zajęcia plastyczne. Wczoraj nie mógł pójść ze względu na odbywający się w szkole świąteczny kiermasz. Dziś zatem nadrabiał zaległości. Ostatnio malował gipsowe aniołki, a dziś kolorował stajenkę, 


malował martwą naturę ...


i kolorował portret tygrysa:-).


Jednak od samego rana marzyło mu się malowanie temperami, prezentem od Chrzestnych Małej M., którzy już dawno nam je sprezentowali... ale jakoś farby musiały dojrzeć:-)


Dziś zatem po powrocie z plastyki i zjedzeniu obiadu, zasiadłam z dziećmi przy kuchennym stole i zaproponowałam wielkie malowanie. Tematyka - dowolna, ale jakoś wszystkich zainspirowała przedświąteczna atmosfera... i przez 1,5 h malowaliśmy na całego:-) 

Mała M. już choinkę na kartce kreśli:-)

Najbardziej rezolutna była Mała M. Usiadła z ołówkiem w ręku, w mig naszkicowała obrys choinki ...


i wzięła się za malowanie. Szło jej to sprawnie ... i nader szybko.

Cóż, że choinka zżółkła nieco, ale jaka frajda z mieszania barw!!!
R. pracował wolniej, bo i temat trudny wybrał. Chciał namalować pejzaż świąteczny. Zaczął od naszkicowania budynków, 

R. w swoim żywiole...
ale zniechęcił się i... namalował choinki w stylu mamy:-)


No tak... Ubolewam, że Opatrzność poskąpiła mi plastycznego talentu, bo dzieci nie mają się na kim wzorować, a lubią - jak widzę - namalować coś co dorosły wymyśli. Cóż... Najważniejsze jednak, że RAZEM malowaliśmy, a nie muszą to być od razu dzieła sztuki:-)

Choinki mamy na śnieżnym pagórku:-)
Mała M. też zaraz chciała podobny obrazek stworzyć. Tym sposobem na naszej domowej wystawie można od dziś podziwiać trzy choinkowe pejzaże:-)


UWIELBIAM takie wspólnie spędzone chwile... jak choćby dziś nad kartką papieru czy nad książką...


Malowanie wciągnęło nas tak bardzo, że namalowaliśmy jeszcze inne prace. Mała M. wzorując się na mojej świątecznej pocztówce namalowała własną, równie udaną...


A skoro już o świątecznych kartkach mowa to tydzień temu na plastyce R. taką choinkę narysował, a raczej chyba pokolorował gotowy wzór. Jednak dobór kolorów i tak jak zawsze - wykonanie, a zwłaszcza dobór kolorów - pierwsza klasa!!!


Takie wspólne malowanie, czy czytanie to dla mnie NAJCENNIEJSZE chwile...Cieszę się zatem bardzo, że po ostatniej wizycie R. u alergologa, odwiedziliśmy bibliotekę i... znów mamy co czytać. Widzę, że po każdym odnowieniu księgozbioru, znacznie więcej czytamy. Starałam się tym razem wybrać także kilka tytułów mniej obszernych, ale ciekawych ze względu na ilustratora czy intrygujący tytuł. Tym sposobem w ciągu 4 dni przeczytaliśmy 10 nowych książeczek, co jak na średnią krajową nie wypada chyba najgorzej.


Dziś zatem dzień mogę zaliczyć do bardzo udanych, bo starczyło nam czasu i na wspólne czytanie i na rysowanie.

Tym optymistycznym akcentem kończę mój sobotni wpis...:-)