wtorek, 31 marca 2015

Poniedziałek... z klockami i książką:-)

Już zaczął się Wielki Tydzień. Jakże szybko przeleciał ów Wielki Post... Zanim rzucę się w wir świątecznych przygotowań, słów kilka o tym co u nas... Poniedziałek minął jak zawsze ekspresowo, bo tego dnia i Mała M. i R. mają w szkole najwięcej lekcji. Wczoraj wyjątkowo nasza pięciolatka miała jeszcze zbiórkę zuchową, a w międzyczasie R. skończył swe lekcje i ... nie mając innej możliwości zaprowadziłam go do miejskiej biblioteki. Najpierw wybraliśmy kilka książek z myślą także o Małej M., a potem posadziłam go w czytelni przed komputerem ... i poszłam odebrać naszego małego zucha:-)

R. był dumny, że mógł przed komputerem spędzić kilka chwil, a ja w tym czasie odebrałam Małą M. - uśmiechniętą od ucha do ucha, bo właśnie wczoraj zdobyła swą drugą sprawność - czarodzieja. Była dumna, bo wiele dzieci zapomniało o zadaniu na zbiórkę, jakim było narysowanie siebie z akcesoriami czarodzieja. Mała M. w sobotę odrobiła owo zadanie, więc może cieszyć się nową odznaką na swej zuchowej chuście.

Nowa sprawność - duma Małej M.

Wiele powodów do dumy miałam także wczoraj dzięki naszemu (prawie) dziewięciolatkowi, bo ze szkoły przyniósł aż trzy szóstki, w tym jedną z napisem ,,Praca doskonała. BRAWO!'', a drugą za kalendarz pogody, który sumiennie przez 6 dni uzupełniał. Takie wiadomości ze szkoły to ja bardzo lubię!!!

Nowy statek kosmiczny R. (po oglądnięciu ,,Gwiezdnych wojen'')
Do domu dotarliśmy dopiero ok.15.30. Posililiśmy się przygotowanym przed południem żurkiem śląskim, a potem każdy poszedł odsapnąć nieco. Mała M. , tradycyjnie już, zniknęła w swej ,,szkole'', a R. w swym pokoju - gdzie oddawał się swej pasji, jaką jest budowanie z klocków lego. Tym razem konstruował samoloty... Robi to od soboty, gdy z tatą obejrzał ,,Gwiezdne wojny''. Mała M. też po filmie swój statek kosmiczny zbudowała:-)

Statek kosmiczny Małej M.
Jakimś cudem:-) udało nam się w miarę wcześnie zasiąść do lekcji. Dzięki temu po kolacji był mój ulubiony czas - czytanie dzieciom. Z biblioteki przynieśliśmy kilka ciekawych pozycji. 


Wybrałam norweski bestseller (choć dla małych, to ze względu chyba na ilustracje nawet nasz 9-latek słuchał!) ... a potem zaproponowałam moim pociechom zabawę w zgadywanki, czyli rozwiązywanie zagadek z książki Ewy Chotomskiej ,,Kuchenny ALFABET w zagadkach''*. Jak zawsze było dużo śmiechu i dobrej zabawy!!!


Choć wszyscy mieliśmy ochotę na dalsze czytanie minęła 20-a i trzeba było pójść spać. Mimo późnej pory pozwoliłam jeszcze dzieciom na krótkie samodzielne czytanie w łóżeczku. Tym bardziej, że nawet R. dał się namówić na lekturę ... Wzięłam na próbę książkę z serii ,,Czytam bez mamy''**. Tytuł - dla chłopców, postacie zabawne (Król Budyń i Królowa Żelatyna). Póki co podoba się! Jutro czytania cd.

Tyle na dziś.. Do miłego usłyszenia!!!

*,,Kuchenny ALFABET w zagadkach'', Ewa Chotomska, Wyd. Literatura, Łódź, 2010
**,,Kapitan Zębol i Kajtek Kuternoga w Królestwie Brzuchaczy'', Wydawnictwo Debit, Bielsko-Biała, 2014

sobota, 28 marca 2015

Tydzień w telegraficznym skrócie:-)

Ostatnio znów dłuższa przerwa w pisaniu, ale poniedziałkowa wieść o wielkiej zmianie, która ma się niebawem w mym życiu i życiu moich pociech dokonać zupełnie odebrała mi radość z pisania, a i myśli krążyły zupełnie gdzie indziej:-) UFAM, że mimo tego, że w tej chwili to dla mnie wielka niewiadoma i katastrofa nad katastrofami:-), Opatrzność nad nami czuwa... i że to DAR Niebios... Tym bardziej, że w weekend uczestniczyłam w rekolekcjach ,,Nowe Życie'', na których ,,obiecywano'', że każdy z uczestników owo nowe życie otrzyma. Pamiętam reklamujący ów kurs plakat z prezentem dla mnie:-) Na upominek nie musiałam długo czekać. Dostałam go dzień po powrocie z kursu ... Powalił mnie z nóg, bo rzeczywiście oznacza dla dzieci i dla mnie NOWE ŻYCIE!!!

Poranne MGŁY ...
I tak właśnie rozpoczął się ten tydzień ... Po raz pierwszy bowiem od lat, i po raz pierwszy będąc mężatką, wybrałam się na rekolekcje. Tego mi było trzeba. Tym bardziej, że jak się przekonałam - słuchając konferencji - moja dusza wymagała porządnego odkurzenia:-) Słuchając świadectw innych przekonałam się po raz kolejny, że Pan działa, leczy, uzdrawia, pociesza ...

Prezencik dla mamy od R.
Po takiej dawce duchowej strawy łatwiej mi było uporać się z codziennymi obowiązkami... Jakoś też na sercu jakby lżej ... i łatwiej dzięki temu wykonywało mi się wszelkie prace domowe i porządki.

Rybka... taką robili na lekcjach plastyki!
W ciągu tygodnia nic specjalnego się nie działo ... Dzisiejszy dzień zaś, czyli sobotę, rozpoczęłam od czytania mej pięciolatce, która rano przydreptała boso do sypialni, wskoczyła mi do łóżka, wcisnęła do ręki wiersze Brzechwy i rzekła:

Mamo, przeczytaj, proszę!!!

Mała M. w roli nauczycielki!!
I z wielką przyjemnością czytałam Małej M., która mogłaby sama sobie przeczytać te wszystkie wiersze (to dla niej pestka!!!).. a jednak chciała ten poranek zacząć od czytania z mamą:-) Bardzo cenię sobie takie chwile, bo ostatnio jakoś brakowało czasu na rodzinną lekturkę!!!

W szkole Małej M.:-)
Nasza pięciolatka bowiem od pewnego czasu tuż po szkole zamienia się w panią z przedszkola czy zerówki i zamyka się w sypialni. Tu sadza swe lalki i maskotki, które stają się jej uczniami...

Wczorajsi uczniowie!!!!
Świetnie idzie jej wcielanie się w rolę przedszkolanki. Słyszę czasem jak śpiewa poznane w zerówce piosenki, jak uczy swych podopiecznych liczyć i rozwiązywać różne zadania i zagadki. Widok wczorajszych uczniów w skarpetach na głowach (!) rozbawił mnie do łez!!!Takie pomysły to tylko nasza Mała M. ma chyba:-)

Ludzik ... dla mamy od R.:-)
R. też tuż po szkole znika w swym pokoju i sam zajmuje się sobą. Coś rysuje, buduje z klocków lego, konstruuje... Świetnie, że nie potrzebuje moich wskazówek czy podpowiedzi, czym zapełnić swój czas.

Od kilku dni - R. sowę cekinami pokrywa:-)
Ma bowiem zawsze głowę pełną pomysłów... aż za pełną, bo gdy przychodzi do obowiązków, czyli odrobienia lekcji to niechętnie, wręcz bardzo niechętnie, się za nie zabiera...

Dzieło z poprzednich zajęć plastycznych!!!
Oj, brakuje mi bardzo tego czasu, gdy nie chodzili do szkoły i można było cały dzień spędzać na wspólnych zabawach i czytaniu. Niestety, ów czas się skończył, bo Mała M. i R. podrośli, ale ważne, że mam co wspominać i za czym tęsknić...

Wczoraj na plastyce R. zająca kolorował:-)
AAA... miałam pisać o sobocie... Coś mnie na wspominki wzięło :-) A zatem w skrócie o dzisiejszym dniu w pieleszach domowych..

Zaraz po śniadaniu zaprosiłam me pociechy do zabawy w kuchcików. Jak zawsze mogłam na nich liczyć. Mała M. własnoręcznie pokroiła pół kilograma pieczarek, R. zaś własnymi łapkami pokroił paprykę i szynkę. 

Mała M. dzielnie walczy z górą pieczarek!!!

Mi jedynie pozostało pokrojenie cebuli i zagniecenie ciasta na pizzę. Jak miło było zasiąść do obiadu mając  świadomość, że każdy miał w nim swój udział. Mała M. z dumą pokazywała pokrojone przez siebie pieczarki:-)

R. uczy się, jak z szynki siatkę zdjąć:-)
Po obiedzie czas jakoś minął .... błyskawicznie. Był spacer taty z dziećmi nad Odrą ( R. od poniedziałku ma walkie-talkie i bawi się z Małą M. w tajnych agentów), z którego R. przyniósł jakieś ,,skarby'' i łódeczkę zmontował.

Jutro łódkę dokończę - rzekł R.:-)

 I tak ... spokojnie mija nam sobota. Lekcje odrobione, więc tata zaprosił dzieci na wieczorny seans ,,Gwiezdnych Wojen''.

Świąteczne akcenty plastyczne:-)

Tyle na dziś ... Do miłego usłyszenia!!!








środa, 18 marca 2015

Wtorek i środa w wielkim skrócie:-)

Wtorek znów coś minął za szybko, a i na pisanie zabrakło czasu. Jednak wraz z nastaniem wiosny, gdy słońce świeci za oknem, jakoś lepiej się czuję i łatwiej znoszę wszelkie niedogodności (braki snu, stresy itp.).

STOkrotki:-)
Dla poprawy samopoczucia i ze względów zdrowotnych zaraz po odprowadzeniu dzieci do szkoły pognałam na basen, żeby znów biczami wodnymi wymasować moje plecy i kark. UFF!!!! Jaka ulga!!! Szkoda tylko, że zapomniałam czepka, bo ze względu na zalewającą mi uszy wodę zrezygnowałam z pływania. Nie ma jednak tego złego :-) bo mogłam z pół godzinki wymoczyć się w jacuzzi. Kapitalna sprawa!!!

Takie miejsca lubię:-)
Po basenie znów biegiem do domu. Po drodze spotkałam Małą M., która wędrowała ze swą grupą z zerówki do przedszkola, by tam przedstawić przedszkolakom ,,Zwierzyniec'' Jana Brzechwy. Jak się potem dowiedziałam spektakl się udał i zarówno pani jak i dzieci były zadowolone ze swych aktorskich poczynań:-)

Strój dla naszej Pani Wiosny:-)
 Dziś występów naszej pięciolatki ciąg dalszy, bo została wybrana do czytania roli Pani Wiosny. Wystąpiła w pięknej (pożyczonej) sukience i we wianuszku (z kwiatków z materiału). Same dzieci na jej widok wzdychały głośno ... i podobno mówiły jej potem, że ma dziś wszędzie iść PIERWSZA, bo tak pięknie wygląda:-)

M.....! Dzięki za wianuszek i tę suknię piękną!!! :-)
Wczoraj z przejęciem ćwiczyła czytanie swej roli. A skoro już o jej czytaniu mowa, to pani wychowawczyni przytoczyła dziś anegdotkę z ostatniej zuchowej zbiórki. Otóż tydzień temu na spotkaniu gromady zuchowej, bardzo zróżnicowanej wiekowo (bo od 5-8 latków), druhna rozdawała śpiewniki. Dzieciom z zerówki nie dawała, bo małe, ale Małej M. dała ... no bo ona już dawno czytać potrafi. Nagle jeden z drugoklasistów zobaczył, że pani podaje śpiewnik Małej M. zapytał:

A po co druhna jej daje???

A pani (druhna jednocześnie) na to:

Bo M. już potrafi czytać!!!!

Ów drugoklasista był w szoku ... i zaraz rzekł do kolegi:

Ty, słyszysz, ona już czytać umie. TAKA MAŁA!!!

Tyle o Małej M. ... a co u R.?

LUDEK z łapkami:-) Ten nasz R. to stale coś klei, wycina i tworzy na całego:-)
Nasz dziewięciolatek ostatnio (od kiedy po malowaniu pokoju klocki lego wylądowały w ogromnej szufladzie pod łóżkiem, do której ma łatwy dostęp) zaraz po szkole pędzi do swego pokoju i buduje rozmaite konstrukcje z klocków lego.

Własnoręcznie uszyta przez R. torebka dla Babci:-)))
Ciężko go zatem namówić do czegokolwiek, bo głowa stale pełna pomysłów. Jakimś cudem zatem wczoraj przekonałam go do odrobienia zadania domowego, a potem poszliśmy na chwilę na plac zabaw, gdzie R. bawił się z Małą M. w podchody ... Oj, tak!!! Kiedy to było, gdy się samemu w podchody bawiło!!!!:-)

Cisza ... spokój ... tego mi potrzeba:-)
Dziś też wyciągnęłam moje pociechy na słoneczko ... Tym razem zabraliśmy ze sobą rakietki do tenisa stołowego i graliśmy. Po zimowej przerwie nie szło nam najlepiej, zwłaszcza Małej M., której odbicia piłeczki pingpongowej przypominały rozgrywkę w badmintona:-) Ale cała wiosna i lato przed nami, więc czasu na doskonalenie umiejętności w tej dziedzinie co niemiara.

Tym optymistycznym akcentem kończę na dziś... Do miłego usłyszenia!!!




poniedziałek, 16 marca 2015

Zapachniało wiosną:-)

Poniedziałek rozpoczęła jak zawsze poranna gonitwa. Tego dnia bowiem Mała M. rozpoczyna zajęcia w szkole o 7.30 i nie ukrywam, że trzeba nieźle się napocić, by zdążyć:-) Na szczęście udało nam się dotrzeć na czas. Dzieci zostały w szkole, a ja - zgodnie z zaleceniami internisty - udałam się na basen, by odprężyć się nieco.

Może tu swoje zdrówko odbuduję:-)???
Chodzi głównie o to, bym unikała stresów (!) i aplikowała sobie dużo ruchu, co od kilku dni staram się regularnie w miarę czynić. Stawka wysokie, bo moje zdrowie, co mając od dobrego pół roku dwoje dzieci pod opieką właściwie non stop jest niezwykle poważną sprawą.

HURA! WIOSNA tuż tuż:-)

Po godzinie moczenia się zrobiłam ekspresowe zakupy, wykonałam drobne prace porządkowe w domu, przygotowałam obiad i w okolicach południa pognałam odebrać moje kochane pociechy. Pogoda zachęcała do spacerów, więc zabrałam każdemu hulajnogę. Tym sposobem połączyłam przyjemne z pożytecznym. Do tego zmodyfikowałam nieznacznie trasę powrotnej drogi do domu, wywołując zdziwienie zwłaszcza naszego (prawie) dziewięciolatka :-) Małej M. jakoś to specjalnie nie dziwiło. Jechała tam, dokąd mama
prowadziła:-)
Ojojoj... ciut mi się z wrażenia ręka poruszyła:)
Chciałam po prostu zmienić coś, bo ileż można dreptać tą samą drogą od ponad trzech lat. Pomysł zmiany trasy okazał się strzałem w dziesiątkę, bo dzięki niemu odkryliśmy nadejście pani Wiosny:-) Otóż na jednym ze skwerów zauważyliśmy w kilku miejscach rozsiane krokusy: żółte, fioletowe i białe (!). Kolor tych ostatnich bardzo mnie zdziwił. Po takim odkryciu zaraz nastrój się nam wszystkim poprawił:-)

No... wreszcie wiosna!!!
Popołudnie i wieczór niczym się szczególnym nie wyróżniały... Mała M. zaraz po obiedzie zamieniła sypialnię w klasę szkolną, gdzie jak zwykle edukowała swą małpkę i poduszkę w kształcie pingwinka:-) Ostatnio niesienie kaganka oświaty to jej ulubione zajęcie. Śpiewa poznane w zerówce piosenki, prowadzi zajęcia wzorując się na tych w szkole, a gdy tylko wejdę do pokoju, mówi:

Nie przeszkadzaj mi w zajęciach!!!

R. też ,,tradycyjnie'' spędzał czas, tzn. obiecując, że ZARAZ siądzie do lekcji. Niestety pokusa uszycia czegoś na widok leżącego na stole nowego zestawu akcesoriów do szycia była ogromnie silna. Jakimś cudem udało mi się przed 16-tą zachęcić go do odrobienia lekcji!!! Uff!!!


Wiosna z jesienią w tle:-)
Wiosenna aura zachęcała do wyjścia z domu. Chcąc sprawić przyjemność i niespodziankę Małej M. i R. zaproponowałam wyjście na rolki. Oboje byli zachwyceni tym pomysłem. Najważniejsze, że świetnie sobie radzili mimo tak długiej przerwy. Nasz dziewięciolatek już samodzielnie całkiem nieźle zasuwa na tych swoich butach na kółkach, zaś nasza pięciolatka jeszcze wymaga prowadzenia się za rękę (dla bezpieczeństwa). Myślę jednak, że już niebawem oboje będą równie dobrze sunąć na swych rolkach.

I tak minął nam poniedziałek. Bez większych atrakcji, ale w spokoju ... i z wiosną w powietrzu i za oknem:-) Do miłego usłyszenia!!!


niedziela, 15 marca 2015

Niedziela ... w fabryce lizaków i nie tylko:-)

Niedziela upłynęła zdecydowanie za szybko, ale  - co najważniejsze - spokojnie. Pierwszy na nóżkach był nasz ośmiolatek, który ujął mnie tym, że zachował się nadzwyczaj dojrzale. Zamiast zaraz po przebudzeniu odsłaniać firanki, powodując wybudzenie śpiącej na dole piętrowego łóżka siostrzyczki, cichutko przeniósł swojego ,,kartonowego'' laptopa na pięterko łóżko ... i tam się bawił. Ja zaś miałam chwilkę na poranną modlitwę i ... naładowanie akumulatorów na kolejny dzień.


Wspólnie z R. przygotowałam śniadanie. Dopiero o 9-ej dołączyła do nas Mała M. Jakże miło znów nam było razem. Kilka minut później nasz ośmiolatek zniknął w swym pokoju, spędzając większość dnia nad wielką szufladą pełną klocków lego. Co jakiś czas przybiegał, by pochwalić się swymi konstrukcjami. Niestety, znów plany robienia lekcji przed wyjściem na Mszę św. spaliły na panewce. Nie ma mocnych:-( Głowa pełna pomysłów, a ja tu mu mówię, by zajął się szkolnymi sprawami...


Nie pozostało mi zatem nic innego, jak wziąć się za dokończenie tortu. Biszkopt co prawda upiekłam już wczoraj, ale nie zdążyłam go przełożyć bitą śmietaną z galaretką, tym razem agrestową.


ednak nie tylko R. dobrze się bawił od rana. Swą kreatywnością zadziwiła mnie dziś nasza pięciolatka, która najpierw poprosiła mnie o zdjęcie z szafy pudła ze smokiem... Myślałam, że zabawa z wózkiem (jak kiedyś). Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że oboje założyli fabrykę lizaków ... z patyczków do liczenia i gumek do włosów. Ja bym na to nie wpadła:))))


Po tych zabawach udałam się z dziećmi na Mszę św., gdzie Mała M. zgłosiła się do czytania jednego z wezwań w modlitwie wiernych:-) Starszy brat jakoś nie wykazał chęci. Po Eucharystii - spacer do domku, a tam obiad, kawa (no dla dzieci - czekolada do picia) z naszym tortem ... i wreszcie mogłam na chwilę odsapnąć.


Ogłosiłam moim pociechom, że pół godziny po obiedzie to czas dla mamy:-) Usiadłam wygodnie na kanapie i słuchałam rekolekcji. Tego mi było trzeba. Mała M. zaś w tym czasie skonstruowała własny komputer, który następnie wykorzystała w swej szkole .... do uczenia głoskowania (!). Uczniami zostali: małpka i ... smok (ten od fabryki lizaków))))


Myślałam, że padnę z wrażenia, słuchając jak się bawi.... Głoskowała przez dzień cały ... aż nam wychodziło to już bokiem:) Już nawet R. w pewnym momencie zapytał mnie, czy lubię głoskowanie, bo on nie lubi!!!


Oj ... te dzieci to mają wyobraźnię!!!! Te ich komputery ... z kartonu. Małej M. też pomysłów nie brakuje. Na pulpicie jej monitora znaleźć można zegar, kalendarz, program do rysowania i ... m.in. grę ,,Angry Birds''.

Szkoda jednak niedzieli na zabawy w domu. Miałam w planach wyjście na basen, ale R. nie dotrzymał słowa ... i nie zdążył zrobić lekcji. Zanim uporał się z zadaniami domowymi wybiła 17-a i ... już za późno się zrobiło. Choć zła byłam, że znów nie dotrzymał słowa, to jednak cieszyłam się, że sam zdał sobie sprawę z tego, że z jego winy nas wszystkich minęła taka atrakcja jak godzinka moczenia się w basenie, ale cóż... Może potrzebował takiej lekcji.... Ważne, że sam zdał sobie sprawę z tego, co zrobił i SAM od siebie nas przeprosił!!!

Nie pozostało nam zatem nic innego, jak tylko pójść na godzinę poszaleć na placach zabaw. Pomysł - dobry, bo dzieci same świetnie się bawiły. Był czas na wspinanie się na drabinki, biegi, huśtawki ... i dużo radości.

Po powrocie kolacja i kąpiel ...i  szkoda, że już na czytanie nie starczyło czasu. Dobrze jednak, że przed nami nowy dzień, a zatem kolejna szansa, by spędzić kilka chwil nad książki z moimi kochanymi dziećmi u boku:-)))

sobota, 14 marca 2015

Marcowa sobota - w domu i w gościach:-)

Witam.... po bardzo długiej przerwie. Jeszcze nie zdążyłam zdać relacji z zimowego wypadu do Krakowa, a już za dni kilka musieliśmy na cały miesiąc wybyć do sanatorium. I tak łącznie spędziłam poza domem blisko 40 dni. Zaraz mam skojarzenie z Wielkim Postem ... i pustynią, ale prawdę powiedziawszy, biorąc pod uwagę naszą sytuację rodzinną, Kudowa od teraz kojarzyć mi się będzie z pewnym doświadczeniem pustyni - wyciszeniem mimo okresowych burz, korzystaniem z okazji do przemyśleń i uczenia się ufności Panu. Pobyt, choć do łatwych nie należał, miał także wiele innych korzyści .... Może znajdzie się okazja, by zamieścić tu krótką relację z fotkami miejsc, które nam zapadły w pamięć czy chwil, które warto tu zapisać. Zanim jednak wrócę do naszego zimowego wypoczynku, dziś słów kilka o sobocie... PORA najwyższa bowiem wrócić do pisania.

Dziś, kolejny już w tym roku weekend, spędzaliśmy we troje. Mimo tego, że sobota to jedna z niewielu okazji kiedy można pospać nieco dłużej, zarówno Mała M. jak i R. nie skorzystali z tej okazji. Oboje wstali wcześnie, czyli po 7-ej ... i jakoś nie bardzo chcieli wrócić pod ciepłą kołderkę. A szkoda:-)

Efekt jednej z porannych zabaw - stworek o imieniu COŚ :-)
 Nie miałam innego wyjścia. Zwlokłam się z łóżka ... i rozpoczęła się moja sobotnia krzątanina. Wspólne śniadanie, pranie, segregowanie wypranej odzieży, mycie łazienki, drobne prace porządkowe, gotowanie obiadu.... Z przerwą półgodzinną na odrabianie lekcji. Niestety, mimo wielu prób R. nie dał się zachęcić i nie usiadł do stołu z nami. Przyjdzie mu jutro samemu uporać się ze szkolnymi pracami. Pora najwyższa, by sam odpowiadał za wykonywanie obowiązków...

Na szczęście Mała M. szybko uporała się ze szkolnymi zadaniami, a potem chętnie mi towarzyszyła w kuchni. Jakże miło było mieć taką małą pomocnicę. Pomagała mi w opróżnianiu zmywarki, nakładaniu do stołu, pieczeniu biszkoptu (na torcik - bez okazji) czy przygotowywaniu bigosu. Sama mieszała składniki do ciasta,


a najpierw swoimi łapkami cierpliwie obierała kiełbasę ze skórki i kroiła ją na małe kawałki.


Bigos wyszedł pyszny, a torcik będzie gotów na jutro. Zabrakło bowiem czasu na jego wykończenie. Wybieraliśmy się dziś do naszych znajomych w odwiedziny. Ja pilnowałam pięciorga dzieci, w tym dwójki swoich. Wszyscy jednak doskonale się bawili, a ja tylko doglądałam, czy nikomu nic nie potrzeba, czy wymyślone zabawy są bezpieczne czy też dokarmiałam towarzystwo:-)))

Komputer R. z głośnikami i myszką:-) Potem powstała wersja 2.0
Czasem proponowałam jakąś zabawę, ale generalnie dzieciom nie brakowało pomysłów na zabawę. Był czas na oglądanie perypetii Mikołajka, wykonanie prac plastycznych, teatrzyk, zabawę lalkami w księżniczki itp. Przebojem jednak okazał się przyniesiony przez naszego dziewięciolatka (już niebawem!) komputer. Córkom naszych ,,gospodarzy'' tak się spodobał, że zaraz E. zrobiła własny egzemplarz. Jakże to wspaniale, że jeszcze dzieci potrafią bawić się twórczo, zamieniając kilka pudeł w przenośny komputer.

Pomysł zrodził się dziś rano, gdy nie pozwoliłam R. siedzieć przed monitorem. Poszedł do pokoju, zamknął się, a po jakimś czasie zaprezentował Małej M. i mnie swojego laptopa z głośnikami, odtwarzaczem DVD ... i myszką. Oczywiście, nasza pięciolatka też zaraz sobie swój komputer zrobiła. Pomysł jak najbardziej trafiony, bo zrobił furorę także w gościach:-)

I tak na zabawach, odwiedzinach i zwyczajnych pracach domowych, ale SPOKOJNIE (co najważniejsze dla mnie:-)) minęła nam ta sobota.

Do miłego usłyszenia!!!