niedziela, 30 września 2012

Dziecięca inwencja nie zna granic

O prawdziwości owego stwierdzenia przekonałam się dziś już z samego rana, gdy udało mi się nakłonić R. na krótkie ćwiczenie doskonalące pisanie i czytanie. Wiedząc, że nie będzie łatwo (toż to niedziela - dzień odpoczynku od wszelkich ciężkich prac:-)) postanowiłam wziąć go podstępem i rzuciłam pomysł, że stworzymy nasz pierwszy MINI KOMIKS. Nowe słowo brzmiało na tyle interesująco, że R. od razu łyknął haczyk. Dla zachęty pokazałam mu prosty 4-obrazkowy komiks (śmieszny i pisany wielkimi literami, żeby sam mógł przeczytać) i za kilka minut autorska historyjka obrazkowa z pojazdami w roli głównej była gotowa. Oto ona:


Jednak, jak się okazało, jej odczytanie wymagało również ode mnie pewnego wysiłku i dostarczyło mi dużo radości. Przedstawiam zatem całość i zachęcam do samodzielnego odszyfrowania treści. Pomóc mogę jedynie dodając, że R. z racji swej leworęczności preferuje kolejność czytania (niczym po arabsku:-)) od prawej do lewej:-)


I końcówka historyjki:


Czyż nie jest to świetna zabawa również dla rodziców - czytelników:-)? [Jutro wspólnie siądziemy do komiksu i poprawimy razem błędy tworząc poprawną wersję.]

Kolejna sposobność obserwacji pomysłowości mych pociech nadarzyła się podczas wizyty u babci. Przekonałam się znów, że im mniej zabawek wokół, tym lepsze pomysły przychodzą dzieciom do głowy. Wyciągnęliśmy z kąta torbę pełną rupieci i na dłuższy czas dzieci znalazły sobie zajęcie.

Trochę rupieci, a ILEŻ RADOŚCI!

M. - jak na prawdziwą gospodynię i mamę dla swych lal przystało - z całej masy pudełek, kartoników i kubeczków oraz odrobiny mąki i wody - ugotowała obiad. W pewnym momencie nawet tak bardzo się przejęła swą rolą, że na moment przerwała zabawę mówiąc:
,,OJEJ, MOJE LALECZKI SIĘ NUDZĄ!'' Przytuliła każdą z nich i uspokoiła słowami: ZARAZ będzie pyszny obiadek!!!

Jedna z lal czeka już na obiad
R. zaś, urodzony konstruktor - w mig skonstruował bardzo prosty odkurzacz:



Warto zatem czasem gdzieś upchnąć trochę staroci, bo mogą się dzieciom przydać na czarną godzinę:-).

Było i świętowania Dnia Chłopaka, ale to już temat na kolejny wpis. Pora kończyć, bo jutro poniedziałek, czyli powrót do rzeczywistości ...



sobota, 29 września 2012

Dylematy mamy zerówkowicza - artysty

W jednych z poprzednich postów wspomniałam o wielkim WYDARZENIU, czyli pierwszej wizycie mego 6-latka na warsztatach plastycznych. Rysować uwielbia i rysuje, klei, wycina, maluje od zawsze, więc postanowiliśmy znaleźć mu jakieś zajęcia, na których pod fachowym okiem będzie mógł szlifować swe umiejętności, bawiąc się dobrze przy tym.

Rycerze walczą aż ISKRY LECĄ!
No i nadszedł ów czwartek, gdy zdyszana, zmęczona wybieraniem się gdzieś po raz kolejny z dziećmi, wpadłam do sali, gdzie odbywały się zajęcia. Zostawiłam swój numer telefonu, żeby w razie czego można było się ze mną skontaktować. [Dodać tu muszę, że mój zerówkowicz do przedszkola nigdy nie chodził, tymczasem miał dziś po raz pierwszy zostać w NOWYM miejscu, z NIEZNAJOMĄ panią, co gorsza BEZ MAMY no i w dodatku na całe 120 MINUT.]

 Przywitałam się z prowadzącą, wręczyłam R. paczkę chusteczek (na wszelki toaletowy wypadek:-)) oraz owocowy sok (co by nie padł w międzyczasie z pragnienia:-)) i wybiegłam z sali, szczęśliwa, że WRESZCIE mogę udać się na zaplanowane wcześniej babskie pogaduszki. Niestety, moja radość nie trwała długo, bo mała M. zasnęła słodko w wózeczku i wizytę musiałam przełożyć. Niemniej jednak udałam się, znów BIEGIEM, do hipermarketu. Skończyło się zakupami artykułów biurowych i plastycznych, by móc znowu w domu coś ciekawego tworzyć, sklejać, wycinać, itp.:-). Nabyłam też drobne niespodzianki z myślą o moich panach na zbliżający się wielkimi krokami DZIEŃ CHŁOPAKA.


Rodzinna wycieczka ślizgaczem.
Od lewej:
Mama, M., Tata i R.:-)
Zakupy zakupami, ale cały czas moje myśli krążyły wokół R. Sala OK, ale grupa bardzo zróżnicowana wiekowo i już miałam niezłą ZAGWOZDKĘ. Jak sobie poradzi? Czy dobrze zrobiłam prowadząc go tam? A czy tej pani mogę ufać, zostawiając jej me dziecko wraz z 4 innych, w tym 3 znacznie starszych dzieci? ... Oj oj oj .. Gryzło mnie to strasznie! Już nawet wymyśliłam naprędce awaryjny plan B, gdyby R. wrócił z zajęć niezadowolony!

Gdy tylko minęła 17, popędziłam ZNÓW co sił w nogach odebrać R. z zajęć ... całą drogę bijąc się z myślami, co to będzie ... co to będzie.... I ... jakież było moje ZDZIWIENIE, gdy wchodząc do sali zobaczyłam mego synka z WYPIEKAMI NA TWARZY puszczającego własnoręcznie zrobiony samolot z papieru ... podskakującego z radości.

 Pojazd kosmiczny

UFFFFFF! Kamień spadł mi z serca. Zaraz też pani rozwiała me obawy i pokazała prace, jakie wykonał podczas zajęć. Miło było słyszeć, że całą grupę wprawił w osłupienie robiąc w wolnej chwili w kilkanaście sekund dwie łódki z papieru metodą origami.

Ogromnie się ucieszyłam ... tym bardziej, że prawie SIŁĄ zaciągnęłam go na te warsztaty, bo bał się, że jak wróci to będzie już późno i nie będzie miał ,,nic czasu wolnego!''. I tak jak wcześniej nie chciał tam pójść za ŻADNE skarby świata to teraz w drodze powrotnej pytał, kiedy wreszcie będzie po  weekendzie, bo on chce teraz chodzić na te WARSZTATY codziennie. Mam nadzieję, że kolejnym razem pobiegnie tam jak NA SKRZYDŁACH ... a my z wózkiem tuż za nim:-).

AAA ... zapomniałam wspomnieć o plastycznych talentach M. Ona również chętnie wycina, klei, a co do rysowania to na dzień dzisiejszy ma bardzo wąską specjalizację i na każde pytanie: CO CI NARYSOWAĆ? Odpowiada: WÓZEK dla LALEK. Oto jedno z jej dzieł:

Rodzice ciągnący/pchający (?) wózek z mała M.


Pora kończyć ... Do jutra:-)

piątek, 28 września 2012

O śrubkach, polowaniu na myszy i potworach ...

Ufff ... o  mały włos nie byłoby tego posta na blogu, bo sporządzane dziś na gorąco notatki gdzieś się zapodziały. Przeszukałam wszystkie kąty. Sprawdziłam nawet, czy nie zostały przez R. (nowym dziurkaczem!) przerobione na confetti. Zaglądnęłam nawet do kosza na śmieci, ale nagle natchnęło mnie, że może mała M. miała je w swych łapkach. I nie myliłam się, znajdując moją cenną kartkę zwiniętą w papierową kulkę w bagażniku pod wózeczkiem dla lalek. Odetchnęłam z ulgą!

Na pomysł notowania na bieżąco dzisiejszych powiedzonek M. natchnęła mnie ich autorka po porannym stwierdzeniu:
,,Jak ja BYŁAM MAŁA, to tata mi nie pozwalał przykręcać śrubki, ale jak ja UROSNĘ to będę przykręcać śrubki i naprawiać nawet swój wózek jak będzie zepsuty i wózek dla lalek''.
Tym sposobem dowiedziałam się, o czym marzy mała M. .. Chyba jednak nie MAŁA M., bo ona już - jej zdaniem - mała to BYŁA kiedyś:-).
                                                                    ***

Kolejne, warte odnotowania zdania padły z jej ust podczas drogi do szkoły. Widząc wówczas pana prowadzącego psa rasy husky, M. zwierzyła mi się z pewną zazdrością w głosie:
''CHCĘ BYĆ takim PSEM!''; pytam: ,,Dlaczego?'', a ona mi na to:
''No będziesz mnie, Mamo, trzymała na smyczy!''
Ja jej na to, że nie będzie wówczas mogła czytać książek ani bawić się lalkami ...
W odpowiedzi usłyszałam, że w takim razie moja córeczka chce być KOTEM, by móc chodzić, gdzie chce). Nawet perspektywa zdobywania pożywienia na własną rękę jej nie przestraszyła. Stwierdziła:
,,No to nauczę się polować!'' ... Wizja jedzenia surowych myszek też nie zrobiła na niej żadnego wrażenia.

                                                                   ***

Równie pasjonujące było dziś przysłuchiwanie się M. zabawom z lalkami. Oto jedna z takich rozmów, a raczej monologów, skierowanych pod adresem laleczki:

''Ale, LALECZKO, nie BÓJ się POTWORÓW. Potwory są tylko w bajkach i  w książkach. NIGDY NIE POZWALAM IM ZJADAĆ LUDZI!!! (...) Nie bój się, malutka. Potwory nie przychodzą tak BLISKO OSIEDLI!!!''
Ostatnia wstawka o ludzkich osiedlach mnie powaliła na łopatki:-). Zauważam tu pewne podobieństwa do pewnej muzycznej bajki, którą M. - jak widać - zna już prawie na pamięć:-).

                                                                   ***

Uwielbiam obserwować samodzielne zabawy mych pociech, zwłaszcza gdy nie wiedzą, że słyszę ich rozmowy i je rejestruję. Często zadziwiają mnie swymi pomysłami i rozbudowanymi zdaniami. Wiele używanych wówczas fraz to dokładne kopie zdań z książek, które czytaliśmy czy bajek muzycznych, których słuchaliśmy. Takie obserwacje to dla mnie sama PRZYJEMNOŚĆ i utwierdzenie się w przekonaniu, że godziny spędzane od pierwszych miesięcy życia nad książką nie poszły na marne:-).

Tyle na dziś ... Cd. nastąpi:-)


czwartek, 27 września 2012

Pierogi z makaronem, tort z masy solnej i niecodzienne marzenie ...

Pierogi z makaronem, tort z masy solnej i niecodzienne marzenie 

Dzisiejszy dzień zdominowało PIERWSZE wyjście R. na warsztaty plastyczne, a zatem cały dzień podporządkowany był temu wydarzeniu. Zaraz po odprowadzeniu R. do zerówki, wzięłam się za gotowanie obiadu. Wymyśliłam sobie danie wymagające nieco pracy (łosoś z frytkami - mój frytkowy debiut!), stąd M. zdana była na samodzielną zabawę. Tylko rzucałam pomysły, a ona świetnie sobie radziła...



I tak najpierw podłoga zamieniła się w wielkie miasto (z autkami, ludzikami i zwierzakami), a gdy zapał do wożenia pasażerów nieco ostygł, M. zza kierownicy przesiadła się za kuchenny stolik i z masy solnej gotowała dla swych lal. Najpierw specjalne danie (oryginalne bardzo!) - pierogi z makaronem, a potem tort z 4-ma świeczkami.


Uwielbiam takie chwile, gdy mogę z boku przyglądać się zabawom M. !!! Zawsze wesoła i radosna, a jak dba o swoje lale - jak prawdziwa mama - to się aż czasem wzruszam:-).

Najbardziej jednak rozbawiła mnie dziś podczas wieczornej kąpieli. Najpierw słowami: ,,Mamo, poczekaj chwilkę, muszę się rozebrać DO CIAŁA!!!'', a potem zanim usiadła na nocniku uraczyła mnie taką oto wypowiedzią:

- ''MAMO, a jak ja BĘDĘ KIEDYŚ CHŁOPCEM, to będę miała siusiaka (tu zmieniła postawę na stojącą - z wiadomych powodów przodem do nocnika!) i będę siusiała tak jak R. i tata''!!!

Wytłumaczyłam jej zaraz, że nigdy chłopcem nie będzie ... bo Pan Bóg, gdy ją STWARZAŁ pod moim serduszkiem, to zdecydował, że będzie śliczną dziewczynką, więc nie będzie miała siusiaka''.

Słysząc te słowa M. rozbawiła mnie do łez, mówiąc:

''SZKODA, Chciałam MU POWIEDZIEĆ, żeby mi STWORZYŁ siusiaka!!!!''



Pisząc wczoraj o butach marzeń mojej córki, nie podejrzewałam, że ma i takie marzenia....

Do miłego usłyszenia ...

środa, 26 września 2012

Buty marzeń małej dziewczynki

Buty marzeń małej dziewczynki

Choć wrzesień żegna nas słoneczną aurą - wszak złota polska jesień już nadeszła - pora pomyśleć o półbutach dla dzieci, zwłaszcza gdy rano termometr za oknem wskazuje jedynie 8 stopni Celsjusza. I tak od kilku dni biegam od sklepu do sklepu i szukam butów dla M. Dziś, korzystając z okazji, że do miasta mogłam wybrać się sama, kontynuowałam poszukiwania. Żołędziowe ludziki muszą zatem uzbroić się w cierpliwość .... Przyjdzie taki dzień, gdy wreszcie, za sprawą małych rączek, zagoszczą w naszym domu.

Najważniejsze, że buty udało się kupić, ale ... Nie zdążyłam jeszcze dobrze wejść do domu, a M. stanęła w drzwiach i zapytała: CZY TE BUTY SĄ NA OBCASACH?!!!
M. marzy o butach na wysokim obcasie od dnia, gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy w życiu zakładającą  taaaaakie buty. Poniższy portret naszej rodziny doskonale oddaje MARZENIE małej M.:



M. zatytułowała swe dzieło najpierw Babcia i M. na obcasach, ale w mig na obrazku pojawiła się cała rodzina- wszyscy w butach na wysokim obcasie... nawet leżąca w środku granatowa postać (ciocia L.) mimo, że niemowlak (!) już ma takie właśnie obuwie!!!



Choć zakupione buty znacznie odbiegają wyglądem od szpilek, butów marzeń małej M., to jednak przypadły jej do gustu i dalszą część dnia testowała je w przeróżnych sytuacjach i w różnych miejscach. Gdyby nie mój sprzeciw, wylądowałaby w nich nawet pościeli.

A wracając do zakupów, może nasuwać się pytanie, dlaczego po zakup butów nie wybrałam się razem z M. .. Otóż próbowałam w tym tygodniu kilkakrotnie, ale zawsze wychodziłam ze sklepu ( nie zakupiwszy oczywiście obuwia:-)), bo moja mała dama każdorazowo siadała sobie na wygodnym krzesełku  i zabierała się do dzieła - sama zdejmowała sobie z półek buty, które najbardziej przypadły jej do gustu i PRZYMIERZAŁA! Po chyba 15 parze zwykle wychodziłyśmy ze sklepu .... Ja już sama gubiłam się, gdzie który but odłożyć .. no i panie ekspedientki też jakoś dziwnie na nas patrzyły:-).

Jak widać nawet kupowanie butów może być WIELKĄ PRZYGODĄ dla dziecka i PRAWDZIWYM WYZWANIEM dla rodzica:-).

Tym optymistycznym akcentem kończę ... do jutra!

wtorek, 25 września 2012

Łódki z kory, barka na Odrze i kiełbie na dłoni

25 września

Łódki z kory, barka na Odrze i kiełbie na dłoni

Od kiedy zaczął się wrzesień, ubolewam nad tym, że czas płynie zdecydowanie za szybko. Obowiązki domowe, zakupy, drobne porządki zajmują większość czasu i zdarza się, że zabraknie go na wspólne artystyczne działania, jak choćby na dzisiejsze robienie żołędziowych ludków ... ale co się odwlecze:-). Może już jutro się uda.

Na szczęście starczyło nam czasu na spokojny powrót ze szkoły: odwiedzenie księgarni i pooglądanie sklepowych wystaw (obowiązkowy przystanek przy sklepie zabawkowym, gdzie R. i M. wskazują każdorazowo na jakieś zabawki w oknie i zaczynają pytanie od : MAMO, A JAK KIEDYŚ BĘDZIESZ miała dużo pieniążków to KUPISZ MI ...? i tu mały paluszek wskazuje upatrzoną zabawkę!!!:-)) i oczywiście zebranie pełnych garści żołędzi.

Skoro nic wielkiego się nie działo:-) podzielimy się dziś naszą wycieczką w poszukiwanie jesieni, którą odbyliśmy tydzień temu. Szukaliśmy łagodnego dojścia do rzeki, aby dzieci z brzegu mogły oddać się swej ULUBIONEJ czynności - wrzucaniu doń kamyczków. Po minięciu kilku miejsc ,,okupowanych'' przez wędkarzy i przebrnięciu przez gąszcz wysokich traw znaleźliśmy urokliwe miejsce:




M. i R. najszczęśliwsi, bo kamyczki były, a do tego kawałki kory i patyki! No i zaraz przypomniała mi się z czasów mej młodości :-) kolonijna piosenka: ,,Kiedyś, gdy byłeś mały ŁÓDKI Z KORY strugałeś''. I, nucąc  ją sobie pod nosem i wracając myślami do tych czasów beztroski pokazałam dzieciom, jak robi się takie łódki... Zabawa była na 102!

R. lubi takie wyzwania: kora, kawałek kamienia, patyk ... Jak tu wydrążyć otwór na maszt?! - głowił się mój 6-latek, ale dał radę. Potem jeszcze dodał listek jako żagiel i śpiewając wspólnie refren ,, Zgubionych marzeń'' puszczaliśmy nasze łódki i śledziliśmy, jak płyną po Odrze...






Ale to jeszcze nie koniec atrakcji .... na horyzoncie pojawiła się BARKA-pchacz!!! Mogliśmy śledzić, jak płynie ... jaką wytwarza falę, podziwiać jej wielkość no i oczywiście pomachać panu kapitanowi:-).



Jakby jeszcze było mało wrażeń, nagle na naszym ,,odludziu'' znalazł się znajomy w ręce dzierżąc wiaderko z żywą przynętą.. małe rybki o nazwie KIEŁB. To dopiero była ATRAKCJA DNIA. M. nie bardzo wiedząc, jak poprawnie, a jednocześnie grzecznie zwrócić się do wędkarza CO CHWILĘ prosiła go o zgodę na włożenie rączki do wiaderka i wzięcie małej ryby do ręki, mówiąc: Proszę PANU, czy mogę jeszcze raz POGŁASKAĆ RYBKĘ?! Pan wędkarz każdorazowo wybuchał gromkim śmiechem ... no i nie mógł odmówić takiej grzecznej małej damie.

Tyle na dziś ... Pozdrawiamy!

poniedziałek, 24 września 2012

Jesienne obrazki

24 września

Jesienne obrazki

Dziś po dłuższej przerwie powrót do codziennych obowiązków, czyli porannej i południowej bieganiny do szkoły... Wracając można wreszcie pozwolić sobie na zwolnienie tempa i spokojny marsz w stronę domu. Obowiązkowy (oczywiście:-)) przystanek pod kasztanowcem .... i znów plecak nieco cięższy, ale za to ile radości będzie. Dziś nie udało się zrobić kasztanowo-żołędziowych ludzików. Może już jutro i na to znajdzie się czas. A oto nasze łupy:-)


Jesienny klimat zapanował u nas również podczas poobiedniej lektury wierszyków poświęconych tej porze roku. Czytałam, dzieci słuchały, a potem poprosiłam R., by wybrał sobie trzy z nich, które ponownie odczytałam. Następnie namówiłam R., by zabawił się w ILUSTRATORA książki i stworzył własne ilustracje do wybranych strof. Byłam zaskoczona, jak szybko stworzył poniższe obrazki!

Najpierw ilustracja do wiersza Natalii Usenko ,,Jesień'':



Kolejne ,,dzieło'' to ,,Latawiec'' (również w/w autorki):


Wszystko się zgadza:-). Kacper biega za latawcem, a mama i tata zostali w tyle.

A na deser mój OBRAZ DNIA - ilustracja do wiersza Danuty Gellnerowej ,,Jesienni rowerzyści'' (jesienni rowerzyści co ,,jadą naprzeciw jesieni'').



Czyż nie jest piękna owa Pani Jesień z bukietem liści w dłoni:-)!

P.S Jutro popracuję nad kompresją fotek. Przepraszam za jakość.

Do usłyszenia!

WAŻNE: Zacytowane wiersze zaczerpnęłam z książki ,,Cztery pory roku'' wydawnictwa Podsiedlik-Raniowski i Spółka . Gorąco ją polecam. Niebawem napiszę o niej ciut więcej.

Wykałaczki, jeże i początek jesieni ...

23 września 2012

Wykałaczki, jeże i początek jesieni ...

Niedzielny poranek zaczął się nieco niefortunnie, bo jakoś tak się złożyło, że gary nie powędrowały do zmywarki na czas i po podaniu niedzielnego śniadania okazało się, że jest mały niedobór sztućców (dla dorosłych). I co niektórzy musieli zajadać jajecznicę WYKAŁACZKAMI. Śmiechu było co niemiara!!! Dzieciom tak bardzo spodobał się ten pomysł, że odłożyły widelce na bok i z godną pozazdroszczenia gracją wcinały śniadanko używając wykałaczek. Kolejnym razem zapowiedziałam próbę jedzenia zupy wykałaczkami. Ciekawe, czy też im tak dobrze pójdzie.

Wczorajszy dzień zbiegł się z początkiem kalendarzowej jesieni. Mimo słonecznej aury, ze względu na katar i ból gardła wszystkich domowników, nie mogliśmy pójść na pierwszy jesienny spacer. Jednak kilka dni wcześniej zebraliśmy garść liści i, łącząc tematykę jesieni, z poznawaniem zwyczajów JEŻY wykonaliśmy małą pracę plastyczną, którą dziś chcemy się podzielić.

Oto efekt naszych plastycznych poczynań M, jeżyk na posłaniu z liści:-)


R, oczywiście, chciał coś trójwymiarowego, więc szybko dokleił małą podstawkę ... i praca gotowa.
Jeżyk jeżykiem, ale i tak największą frajdę sprawiło dzieciom MALOWANIE farbami liści w kolorach, w których raczej w naturze nie występują, a potem przykładanie ich do papieru niczym stemple:




 Przesyłamy promyki jesiennego słońca!

sobota, 22 września 2012

Leniwa sobota

Sobota upłynęła pod znakiem zakupów, porządków i innych zajęć. Jednym z nich było przeglądanie przez dzieci jednej z ich biblioteczek ... Nagle znaczna część jej zawartości - za sprawą dziecięcych łapek - znalazła się poza szafką, a M i R raz po raz z wypiekami na twarzy przybiegali, by pochwalić się swymi na nowo odkrytymi książeczkami wołając: ''O, mamo, zobacz!!!''

Dzień wolny, a zatem więcej czasu na własne zajęcia ... M. głównie nosiła na rękach swe lale, tuliła je, czule przemawiała do nich no i, przede wszystkim, przebierała je na setki sposobów ... czasem prosząc o pomoc, bo to czapka lalce się rozwiązała albo jej spodenki gdzieś się zapodziały. Poważne problemy w tym wieku
:-)!

R. też, jak zwykle, nie nudził się nawet przez chwilkę. Znalazł nawet czas na jedno ze swych ulubionych zajęć, czyli RYSOWANIE. Najpierw na kartce, w szybkim tempie, pojawił się statek piracki, a potem rekin i uciekające przed nim w popłochu rybki ... Uwielbiam te jego rysunki. Tyle się na nich dzieje.




Wspomnę jeszcze o jednej z głównych atrakcji dnia - odkurzaniu ... Nie ma to jak kupić nowy odkurzacz! Dzieci od samego rana badały ów sprzęt, naciskając wszelkie możliwe przyciski, sprawdzając różne schowki ... i zadając, średnio kilka razy na minutę, pytanie, kiedy będą mogły odkurzać... Oby ów entuzjazm nie minął im zbyt szybko:-).

Aaa, i jeszcze na koniec, dwie krótkie ANEGDOTKI z dziś... Pierwszą z nich M. (wielka miłośniczka Czerwonego Kapturka - posiada kilka książkowych wersji tej bajki!!!!) uraczyła nas podczas śniadania,
dzieląc się swym wielkim marzeniem: MAMO, chcę być DUŻYM Czerwonym Kapturkiem i ... chodzić SAMA!!! Rzekłam tylko, że to niezbyt bezpiecznie tak samej się przechadzać, a ona mi  na to .... '' tylko muszę jeszcze podrosnąć''.

A drugie jej powiedzonko to reakcja na moją prośbę, żeby moja druga połowa uraczyła mnie kawą z ekspresu. Gdy kawa jakoś długo się nie zjawiała:-) na stole, M. pobiegła do sypialni i zawołała głośno:
TATO, zrób ŻONIE kawę .. !!! a jak usłyszała, że ,,za chwilkę'' to dodała stanowczym tonem: NO JUŻ!!! Konkretna babka z tej naszej M. :-)!


Tyle na dziś ... Do miłego usłyszenia!



piątek, 21 września 2012

21 września

Ślimakowo ...

Panująca ostatnio aura oraz napotkane po deszczu ślimaki nakłoniły mnie do zapoznania dzieci ze światem tych właśnie mięczaków. Część teoretycznej wiedzy przekazałam (przy okazji!) podczas spaceru do przychodni ... kiedy napotkaliśmy najpierw ślimaka bez muszli (zaraz dzieci zapytały, czemu on za sobą taki mokry ślad zostawia!), a potem jednego z muszlą wspinającego się na drzewo ... I tak dziś wróciliśmy do tematu ...

Najpierw krótkie (za sprawą fantastycznej książeczki ,,W gospodarstwie i ogrodzie''), a potem już plastyczne działania ... R.wzorując się na ,,Szkole rysowania'' narysował pięknego ślimaka, a potem wykleił go nieco.




 M. zaś dostała inne zadanie: wyklejenie postaci ślimaczka kawałkami barwnych wycinanek... W pewnym momencie rzekła jednak, że to zajęcie ,,jest bardzo męczące'' ... więc przerwałyśmy pracę i wrócimy do niej niebawem.



Po rysowaniu, wycinaniu i wyklejaniu R i M domagali się masy solnej. R. z wielkim zaangażowaniem zabrał się do jej przygotowania, a potem ulepienia z niej ślimaka, jeża i ... wulkanu.


A oto efekty naszych poczynań:




M. jednak, jak na małą gospodynię przystało, wolała kulinarnie podejść do tematu, przerabiając kulę masy solnej na leniwe pierożki:


Tak bardzo jednak M. zmęczyła się owym krojeniem, że musiała się zdrzemnąć nieco, a ja w tym czasie wzbogaciłam R. wiedzę na temat ślimaków korzystając z rewelacyjnej ,,Mojej pierwszej encyklopedii przyrody''.



Wieczorem ze sklepu przytargałam dwa małe kartonowe pudła, bo znów mamy nowy pomysł:-) ... A zatem do jutra!




P.S. Wykorzystane materiały:
1. ''W gospodarstwie i ogrodzie'' wyd. Skrzat, Kraków 2009
2. ,,Szkoła rysowania'' wyd. Buchmann, Warszawa 2011
3. ,,Moja pierwsza encyklopedia przyrody'' wyd. Larousse/Hachette Livre Polska 2008
WIĘCEJ o w/w książkach już niebawem na moim drugim blogu. Zapraszam!

czwartek, 20 września 2012

20 września

Wędkowanie na dywanie ...

Dziś, zgodnie z mymi przypuszczeniami, dzień rozpoczął się od prac na łodzią z kartonu ... Ostatnie poprawki, taśma klejąca w ruch i łódka wędkarska gotowa. Skoro jest łódź, muszą być i ryby, więc szybciutko sięgnęłam po gąbkę-rybkę (by M. mogła łatwo i szybko obrysować odpowiedni kształt).

Stworzyłyśmy jeden szablon, za pomocą którego powstało kilkanaście rybek. Łącząc przyjemne z pożytecznym skorzystałam z ulotek reklamowych ... dzięki temu rybki są oryginalne, a papier ma swe ,,drugie życie''.

Wystarczyły jeszcze tylko nożyczki, spinacze oraz wędki (jedna z pudełka z zakupionych kiedyś puzzli, a druga z gry planszowej) i .... raptem w kilka minut zabawa była gotowa.


M. wpuściła swe rybki do niebieskiego stawu (plastikowy pojemnik na kanapki), a R. wyciął własnego pomysłu REKINY, rozrzucił po rzeczkach i ulicach na swym dywanie, zasiadł w swej WĘDKARSKIEJ ŁODZI i pełen zapału łowił ryby, świetnie się przy tym bawiąc.








Cieszę się, że obojgu ta zabawa tak bardzo przypadła do gustu. Mam już kilka kolejnych pomysłów na modyfikacje tej zabawy:-).

środa, 19 września 2012

19 września 2012

Laleczka z papieru ...

Choć za oknem dziś padało i padało (a do tego kapało nieco z dziecięcych nosków) pomysły na zabawy, głównie plastyczne, kiełkowały w naszych głowach niczym przysłowiowe grzyby po deszczu... Już rano, jeszcze przed śniadaniem, R. zaprosił M. do wspólnej zabawy ... Zapytał, czy chce zrobić z nim laleczkę z papieru! M. słowa LALECZKA nie trzeba było dwa razy powtarzać ... Ja zajęłam się śniadaniem, a R. zaprowadził siostrzyczkę do swojego pokoju, wręczył papier, nożyce i klej ... i cierpliwie instruował, co i jak należy zrobić. Ja tylko (na prośbę R.) narysowałam szybciutko zarys postaci, a całą resztę zrobiły dzieci same...

Choć zabawa wymagała nieco pracy, R. chętnie pomagał M. ... i w rezultacie powstały dwie śliczne papierowe laleczki ... Małe rączki miały nieco pracy: wycinanie postaci lalki z białego papieru, wycinanie części twarzy i ubioru, klejenie ... i laleczki gotowe.



Laleczka M. póki co śpi sobie na półeczce, a R. (za moją namową) ,,przerobił'' laleczkę na obrazek ... korzystając z niepotrzebnego już nikomu kawałka kartonu. Potem wyciął tło specjalnymi nożyczkami (z ząbkami) i nakleił na wyciętą samodzielnie ramkę.
I choć można zauważyć drobne niedociągnięcia to - jak dla mnie - OBRAZEK jak ta LALA!!! Dla mnie to prawdziwe małe dzieło sztuki. Ozdobi mebelki w dziecięcym pokoju!!!



Papierowa laleczka to tylko jedna z naszych dzisiejszych prac. Kiedy krzątałam się po kuchni, R. , korzystając z książeczki o origami stworzył łódź, z piracką flagą, groźnymi rekinami na dziobie o siejącej grozę na morzach i oceanach nazwie: BANDA PIRATÓW (patrz na pisownię autora!). Miał problem z narysowaniem trupiej czaszki, ale i z tym zadaniem się sam uporał. Sięgnął po jedną ze swych książek o piratach ... i pomysł rozwiązał się sam :-).




To, oczywiście, nie koniec dzisiejszych poczynań artystycznych R..... Znaleziony w korytarzu karton po komodzie, zainspirował go do stworzenia motorówki ... Niestety, prace zostały przerwane ze względu na konieczność pójścia spać, ale będą wznowione już jutro skoro świt.

A zatem DO JUTRA!