piątek, 29 listopada 2013

Świnki trzy ... i inne atrakcje :-)

Piątek znów zleciał jak z bicza strzelił. Ani się nie obejrzałam, a już trzeba było pędzić z dziećmi do pediatry. Na szczęście był już tata i nie trzeba było gnać na piechotę. Lekarka jednak nie miała zbyt dobrych wieści, ale najważniejsze, że póki co można obejść się bez antybiotyków. Mała M. jednak przez tydzień musi się inhalować i nie może wychodzić z domu, dopóki nie upora się z chrypką. R. zaś, skarżący się od wczoraj na łzawienie oka, załapał nowego wirusa i teraz trzeba mu aplikować, poza syropem na kaszel, krople do oczu. Wszystko wskazuje na to, że jeszcze kilka kolejnych dni spędzimy w domu ... Dobrze, że są komputery i możemy na bieżąco nadrabiać zaległości, oczywiście, dzięki kontaktowi z super wychowawczynią i równie sympatyczną mamą jednego z uczniów.

Dziś moim pociechom zaproponowałam wysłuchanie polskiej bajki autorstwa Janiny Porazińskiej pt. ,,Kozucha-Kłamczucha''. Przypadkowo swego czasu znalazłam świetną serię animacji będącej zbiorem znanych polskich legend i baśni. Już sama czołówka zabawna, a i kreska przyjazna dla oka, nie tylko dziecka. Zarówno Małej M. jak i R. opowieść tak bardzo się spodobała, że potem wysłuchaliśmy jej w formie bajki audio. Dzieci jednak czuły wyraźny niedosyt bajek. Włączyłam im zatem kilka kreskówek Disney'a, a wśród nich ,,Mickey przedstawia - Świnki trzy''. Rewelacyjna wersja, pełna zabawnych piosenek, zwykle rymowanych. Wszyscy świetnie się bawiliśmy!!!

Tu zaraz coś dziać się będzie :-)
Nasz siedmiolatek zaraz miał pomysł, by zrobić przedstawienie o trzech świnkach. Przygotował nawet scenografię. Powalił nas na łopatki swą pomysłowością ... Własnoręcznie i szybko wykonał jeden z domków bajkowych prosiaczków.

Oryginalny projekt R. ... zrobiony w mig!
 Chciałam nieco ułatwić R. robotę i wydrukować z internetu gotowe szablony postaci, ale tatuś zabrał ze sobą jeden z kabelków i drukarki od tygodnia nie udało nam się jej odpalić :-) Może jutro zrobimy wszystkie kukiełki i wreszcie spektakl dojdzie do skutku.

Scena :-) już gotowa!
W ramach drobnej zmiany ... i myśląc już o zbliżających się Świętach, a najpierw dniu św. Mikołaja zaprosiłam nasze pociechy do przejrzenia kilku książek o tematyce origami. Niebawem bowiem w naszym mieście odbędzie się Festyn Mikołajkowy, z którego dochód przeznaczony będzie na rehabilitację Pani Justyny Piotrowskiej, nauczycielki ze szkoły R., która jest po przeszczepie płuc i potrzebuje teraz środków na długą rehabilitację. Wszyscy nauczyciele i rodzice wraz z dziećmi są zaangażowani w tę akcję. Moje dzieci, choć Pani Justyny nie znają osobiście, bardzo przejęte są całą tą sprawą. Zaproponowałam, że może by zrobiły kilka pięknych świątecznych kart na ten kiermasz ... albo przygotowały inną niespodziankę. Oboje zaraz ostro wzięli się do pracy.

DLA JUSTYNY od Małej M.
Pierwsza swą pracę skończyła Mała M. Wręczyła mi gotowy obrazek ... i powiedziała, że to ,,DLA JUSTYNY''. Choć owo dzieło na tę okazję raczej się nie nadaje, dla mnie jest wspaniałym dowodem na to, że nasza czterolatka wrażliwą duszyczką jest:-) Na rysunku od lewej ROWER (R. był zachwycony i pochwalił siostrę, że lepszy niż jego), dalej Mała M. na zjeżdżalni .... i w tle huśtawka (dziwne, że nie siedzi na niej nasza Mała M., która wprost uwielbia takie bujanie). A najbardziej rozbawiła mnie jeszcze jedna widniejąca na obrazku postać .... To mama, która siedzi na ławce i pilnuje Małej M. Nowością są zaś dwa wzniesienia, które owym rowerem pokonać trzeba (na pierwszym planie).

Dla Justyny od R.
R. zaś przeglądnął jedną z książek o origami i z myślą o owym charytatywnym kiermaszu stworzył obrazek z domkiem. Pochwaliłam go, ale dodałam, że bardziej odpowiedni będzie motyw świąteczny. Sama też usiadłam na jedną z książek* i zgodnie z instrukcją, krok po kroku, wykonałam próbną wersję kartki świątecznej z elementami origami.


R. bardzo się spodobała, a zwłaszcza te małe postacie św. Mikołaja ... Zaraz wziął się do pracy i stworzył ich aż sześć. Wykorzystamy je może do wykonania świątecznych kartek lub ozdób na choinkę. Zobaczymy, co wspólnie uda nam się zrobić. R. bowiem często ma własne pomysły i moje muszą poczekać nieco na realizację :-)

Mikołaje R. już czekają :-)

Tyle na dziś. Pora późna i kłaść spać się trzeba :-) Do miłego usłyszenia ...

*,,Księga Origami.'', seria Każde dziecko to potrafi, Buchmann, Warszawa, 2011







czwartek, 28 listopada 2013

Ze Śnieżką i origami z kółek za pan brat :-)

Choroba Małej M. znów zmusiła nas do pozostania w domu. Jednak i R. zaraz po wstaniu z łóżka oznajmił, że czuje się osłabiony. Rzeczywiście, jakoś nie mógł niczym zająć się na dłużej. Zmierzyłam temperaturę i okazało się, że grono chorych powiększyło się o jednego. Chyba siostrzyczka sprzedała bratu wirusa. Cóż było robić? Znów cały dzień w domu przed nami .... Na szczęście odwiedziła nas znajoma, która zaopatrzyła nas w kilka produktów. Dzięki nim mogłam wreszcie urozmaicić nieco nasz jadłospis. W kąt poszły naleśniki, płatki i makaron, a na stole pojawił się drób w towarzystwie buraków. Dzieci jadły, aż im się uszy trzęsły :-)

Po wczorajszych zabawach w tematyce wybranych baśni Braci Grimm, dziś - słuchając kilkakrotnie bajki muzycznej - przypomnieliśmy sobie losy Kopciuszka. Nie ma jak stare nagrania; melodyjne, łatwo wpadające w ucho piosenki. Słuchałam ich już z moimi pociechami wielokrotnie, więc po dzisiejszej powtórce R. śpiewał pod nosem ,,Oj, mamo! Oj, mamo. Ciągle w kółko to samo!''.

Mało znaną jednak moim pociechom baśnią z klasyki dziecięcej literatury jest ,,Królewna Śnieżka'' i to ona nam dziś towarzyszyła w naszych podróżach po świecie bajek Braci Grimm. Najpierw jednak obejrzeliśmy jej wersję animowaną. Wiedziałam, że mogą tam być momenty nieco gwałtowne dla naszej wrażliwej czterolatki. Choć na płycie widniała informacja, że to ,,Bajka przez przemocy'' to w trakcie oglądania, właściwie już na jednym z pierwszych kadrów pojawił się myśliwy z nożem czyhający na życie Śnieżki. Na szczęście siedziałam z dziećmi przed ekranem i na bieżąco wyjaśniałam Małej M. wszelkie ,,trudne'' momenty. Obojgu baśń tak bardzo się spodobała, że domagali się przeczytania im oryginalnej wersji.

Jeden z KRASNOLUDKÓW już jest! (R.)
Po bajkach przyszedł czas na nadrabianie szkolnych zaległości. Potem zaś zaproponowałam mym pociechom zabawę plastyczną. Wyjęłam kolorowy papier, cyrkiel, nożyce, klej i wspólnie zabraliśmy się za tworzenie obrazka związanego ze ,,Śnieżką'' posługując się techniką origami z kółek. R. zaraz porwał woreczek z bibułkowym konfetti z kółek i zniknął na czas jakiś w swoim pokoju.


Mała M. zaś zasiadła ze mną przy stole i wyraziła chęć zrobienia domku siedmiu krasnoludków. Bardzo ciekawiło ją, do czego służy cyrkiel i jak się go używa. Pokazałam jej, jak nim rysować koła na kolorowym papierze, które następnie wycinałam. Ona zaś sama zamieniała każde z kółek w inny kształt.


Cztery zagięcia i główna część domu już gotowa.


Teraz tylko jedno kółko na drzwi (koniecznie fioletowe :-)). Mała M. sama dobierała kolory.


Jeszcze tylko dwa okna (okrągłe, a czemu nie?:-)) no i KLAMKA, rzecz jasna, na wyraźne życzenie naszej czterolatki. Byłam zachwycona jej pomysłowością no i zręcznością jej małych łapek :-) Sama smarowała klejem i przyklejała na kartkę każdy z elementów.


Jeszcze tylko jedno brązowe koło i dach gotowy. Zaraz też do pokoju wpadł R. dzierżąc w ręce gotowego ludzika (krasnoludka bez czapki!) i kwiat zrobione z kółek.


Połączyłam dzieła obojga w jeden WSPÓLNY, taki oto obrazek:


 Tym sposobem powstała nasza wizja domku siedmiu krasnoludków z bajki o Śnieżce :-) Mała M. jeszcze ,,musiała'' dorobić krasnoludkowi czapeczkę!


I znów nasza wystawa nieco bogatsza ... :-)

Tyle na dziś. Do usłyszenia niebawem :-)

środa, 27 listopada 2013

Środa ze Śpiąca Królewną, czyli szkoła i szpital w domu :-)

No i stało się ... Sprzedaliśmy wirusa teściowej, ale po kolei :-) Wczoraj po jej odwiedzinach i opiece nad Małą M., babcia zadzwoniła, że niestety nie jest w stanie do nas przyjechać kolejnego dnia, bo sama ma wysoką gorączkę. Zaczęłam główkować i kombinować, jak by tego naszego siedmiolatka zaprowadzić do szkoły. Niestety, nic nie wymyśliłam ... i musieliśmy dziś wszyscy zostać w domu. Trudno, siła wyższa.
Poranny prezent od Małej M. - ROWER (wesoły bardzo) :-)
 Jednak dzień spędziliśmy pracowicie pod hasłem poznawania klasyki dziecięcych bajek. Stwierdziłam, że czas najwyższy zapoznać moje pociechy z baśniami Andersena i Braci Grimm. Znają, rzecz jasna, kilka z nich, ale do poznania pozostało nam wciąż całe mnóstwo. Dziś zaproponowałam im środę ze Śpiącą Królewną. Pomysł właściwie zrodził się sam, gdy po śniadaniu włączyłam płytę z nagraniem owej bajki w wykonaniu Teatru Muzycznego z Poznania. Płyta już od lat leży na półce i jakoś jeszcze nie mieliśmy okazji jej posłuchać. Puściłam ją z myślą o Małej M., ale - że dużo w niej muzyki - to i R. przybiegł i chciał słuchać z nami. Nie podejrzewałam, że naszemu siedmiolatkami tego typu baśń aż tak bardzo przypadnie do gustu. Zaraz też prosił, bym włączyła mu animowaną bajkę o Śpiącej Królewnie ... i tak owa śpiąca piękność towarzyszyła nam przez cały dzień. Dzieci bowiem podczas obiadu wysłuchały jeszcze ,, Śpiącej Królewny'' w formie bajki muzycznej w reżyserii Wiesława Opałka (znanej kiedyś wszystkim dzieciom z czarnych płyt gramofonowych!).
Nie wiem, czy to Śpiąca Królewna czy nie, ale BUTY NA OBCASACH to ma pierwsza KLASA!!!
Słuchałam z nimi i sama przy tym świetnie się bawiłam. Po raz kolejny przekonałam się, że owe bajki muzyczne Polskich Nagrań nic nie straciły na swej atrakcyjności. Nadal bawią kolejne pokolenia. Sama przyjemność ich słuchać. Polecam nastrojową piosenkę ,,Gdzie jesteś, piękna królewno?'' Dzieciom jednak było jeszcze mało i domagały się książkowej wersji ,,Śpiącej królewny'', tej oryginalnej, tj. autorstwa Braci Grimm.
Dobrze, że z bolącym gardłem można czytać SZEPTEM :-)
Po całym dniu spędzonym w świecie królewiczów, zamków, pięknych dam zapewne Mała M., gdy już się lepiej poczuje, będzie chciała przedstawić na papierze swoją wersję ,,Śpiącej królewny''. Zobaczymy, bo jeszcze dziś ból gardła bardzo dawał jej się we znaki. Na szczęście nie marudziła, tylko dzielnie z nim walczyła ... Konieczność milczenia czy szeptania to dla takiej małej gadułki :-) to prawdziwa tragedia.Widziałam, że nawet przeglądając sterty książek szeptała coś do siebie, a normalnie to na głos opowiada treść. Ciężko jej musi być ...
Gorączki już nie ma, więc idzie ku dobremu. Na szczęście mimo gorszego samopoczucia Mała M. nie traci dobrego nastroju i stać ją nawet na drobne żarciki. Podczas kolacji np. złożyła reklamację, pytając - gdy podałam jej plaster żółtego sera - ,,Dlaczego nikt nie zaszył dziur?'' 

Ujęła mnie też bardzo swą wrażliwością i troską, gdy rano słysząc, że babcia chora, rzekła z troską w głosie:

Ona nie ma żadnej cioci ani drugiej babci!!!

Martwiła się bowiem, kto teraz tą chorą babunią się zajmie :-)

Dla R. środa też była bardzo pracowitym dniem. Zdążył także pośpiewać angielskie piosenki ze szkolnego podręcznika i odrobić zaległe zadania z języka niemieckiego. Jednak od samego rana wziął się za budowanie z klocków lego. Zobaczył wczoraj w jakiejś reklamowej gazetce zdjęcia różnych maszyn i zaraz zapragnął zbudować coś według własnego projektu.

Dźwig i inne cudeńka autorstwa R.
Nie poprzestał na budowaniu ... Gdy sprzątając jedną z biblioteczek natknęłam się na książkę o rysowaniu pojazdów*, zaraz po nią przybiegł i rysował zgodnie z zawartymi w niej instrukcjami. Sama byłam pełna podziwu, jak wiernie odwzorował modele z książki.
Ja tak pojazdów rysować niestety nie potrafię :-)
Choć cała środa wypełniona była różnorakimi czynnościami (filmy, bajki muzyczne, gry logiczne, rysowanie itp.)  to nawet nie wiem, kiedy minął dzień. Niby nic specjalnego się nie działo, a i tak dzieciaki miały dość dużo atrakcji. Wieczorem jednak zatęskniłam za chwilą relaksu przy dobrym filmie :-) W ramach powrotu do czasów własnego dzieciństwa i wprowadzania mych pociech w świat klasyki baśni, zasiadłam z nimi przed TV i wspólnie obejrzeliśmy ,,Kopciuszka'', tę wersję sprzed lat z wytwórni Disney'a. Tego mi było trzeba! Muszę częściej organizować sobie takie filmowo-baśniowe sesje u boku Małej M. i R.

Tyle na dziś. Jutro znów czeka nas cały dzień spędzony w domu. Sama jestem ciekawa,co jutro robić będziemy... Z moimi pociechami o nudzie nie ma mowy :-)

* ,,Rysuję sam. Pojazdy'', Wydawnictwo K.E. Liber, Warszawa, 2005.




wtorek, 26 listopada 2013

Paskudna choroba ...

Wtorkowy poranek zaczął się nieco zaskakująco, a powodem mego zdziwienia był widok roztaczający się z mego okna. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć - biało ... Zaraz przypomniały mi się słowa Małej M., która w poniedziałkowy wieczór - zmartwiona i stęskniona już za zimą - spytała, kiedy może spaść pierwszy śnieg. Rzekłam wówczas, że nawet dziś ... czy jutro. No i stało się! Wykrakałam ...

Nie ukrywam, że zimę lubię, śnieg tym bardziej, ale nie podejrzewałam, że to JUŻ. Problem  w tym, że - jak polscy drogowcy co roku - musiałam i ja dziś przyznać, że tym razem zima i mnie zaskoczyła :-) Najgorsze, że do tego Mała M. całą noc gorączkowała, a zatem wyjście z R. do szkoły stanęło pod znakiem zapytania.

Na szczęście temperatura oscylowała wokół zera i śnieg spadając na szosę w mig topniał. Babcia dojechała na czas, a ja mogłam oddać się wątpliwej przyjemności dreptania w półbutach w opadach mokrego śniegu. Nasz siedmiolatek dzielnie mi towarzyszył ciesząc się, że wreszcie ulepi pierwszego tej zimy bałwana. Zaraz po wyjściu z domu zdążył sprawdzić, czy śnieg jest wystarczająco lepki. Chyba o niczym innym dziś w szkole nie myślał, bo zaraz po obiedzie poszedł na podwórko i, testując przy okazji zakupione rano przeze mnie śniegowce, ulepił małego bałwana.

Miałam nawet okazję go podziwiać, siedzącego na ławce pod blokiem, pędząc z Małą M. do pediatry. Ona sama zresztą go pierwsza zauważyła. Szkoda, że nie miałam przy sobie aparatu ... i nie utrwaliłam na fotkach. Do jutra nie dotrwa, a poza tym nasza czterolatka ma ostre zapalenie gardła na tle wirusowym i musi kilka najbliższych dni spędzić w pieleszach domowych.

Taka dziś była biedna ... i dzielna. Raz chyba 3 łezki uroniła z powodu nasilającego się bólu gardła. Zacisnęła jednak zęby i jakoś dotrwała do wieczora. Przed zaśnięciem zwierzyła mi się jedynie:

Strasznie PASKUDNA ta choroba!!!

Jak zwykle urzekła panią doktor, która ją rozpoznała ... i stwierdziła, że sama przyjemność badać i leczyć taką pacjentkę!!!

Nie mam zatem dziś dobrych wieści dla sympatyków Małej M. i miłośników jej śmiesznych powiedzonek. Ból gardła spowodował, że prawie nic dziś nie mówiła, ograniczając się do słuchania czytanych przeze mnie książeczek czy wyrażania prośby: ,,Teraz, Mamo, nic do mnie nie mów!'' (wówczas, gdy ból gardła był ciężki do zniesienia) no i pytania od 8-ej rano do 16-ej ,,Czy już idziemy do pani doktor?''.


Pięknie zachował się R., który - widząc swą chorą siostrzyczkę - przygotował dla niej niespodziankę. Byłam w szoku! Na karton nakleił wieczko bombonierki w kształcie serca, podpisał ,,Dla Małej M.'' i dorysował trzy słoneczka i trzy serca. WSPANIAŁY GEST! Pochwaliłam go za to, bo bardzo mnie tym ujął.

Udało mu się dziś nawet taki pojazd zbudować!
Tyle na dziś ... Oby tylko Mała M. mogła znów swym przemiłym (i zdrowym) głosikiem umilać nam dzionek! :-)

poniedziałek, 25 listopada 2013

Poniedziałkowe zabawy i powiedzonek kilka ...

Witam w poniedziałkowy wieczór. Już tak się cieszyłam, że oskrzela R. czyste i może wrócić do szkoły, gdy kładąc Małą M. spać zauważyłam, że ma podejrzanie ciepłą główkę. Sięgnęłam po termometr, a tu 37,7 stopni. No pięknie ... Moja druga połowa na delegacji, lodówka pusta, pusty portfel (bo mąż mówi, że do bankomatu mam niedaleko i mogę wziąć pieniądze po drodze). Tyle, że dziecko jedno chore, drugie ma iść do szkoły i jak to wszystko pogodzić? Nie pozostawało mi nic innego, jak poprosić o pomoc teściową, żeby mogła zostać z Małą M., kiedy ja będę prowadziła R. do szkoły ... Oby tylko gorączka nie wzrosła za bardzo nocą.

Dziwię się, że nasza czterolatka gorączkuje, bo przez cały dzień była bardzo aktywna i chętna do pracy. Nie tylko ona. R. też jeszcze przed śniadaniem przypomniał sobie o ,,Zabawach z Czu-Czu''. Na szczęście miałam dwa komplety zadań, więc mogłam rozdzielić je stosownie do wieku. Ale była zabawa! Ja zajęłam się przygotowywaniem śniadania, a dzieci rysowały i rysowały. Zadania z Czu-Czu to zestaw kart z barwnymi i ciekawymi zadaniami, które można wielokrotnie rozwiązywać, dzięki możliwości pisania po nich zmywalnym pisakiem. Frajda niesamowita! Oboje świetnie się bawili!


Polecenia do zadań są dość urozmaicone, co sprawia, że dzieci chętnie je rozwiązują. Dziś np. Mała M. przygotowała dla mnie laurkę z okazji Dnia Matki, pobawiła się w rysowanie wzorów na skarpetkach, narysowała swoje odbicie w lustrze (prawy dolny róg!) ... i


włożyła kwiaty do wazonu :-).


Najbardziej rozbawiła mnie wizerunkiem św.Mikołaja w saniach (!).


R. tworzył równie zabawne obrazki, ale najczęściej od razu je wymazywał. Utrwaliłam zatem choć jeden z obrazków z warzywami ...


Nie wiem, jak to się stało, że oboje byli dziś bardzo pracowici. Mała M. zdążyła jeszcze rano narysować dla mnie portret (cytuję) Wielkoluda-Mniejszoluda (!). Ta to ma pomysły!!!


Oto i owa tajemnicza postać, a na lewo od niej ...


Mała M. w wózeczku i rower (to czerwone coś!)...


R. też był bardzo aktywny od samego rana. Sam od siebie z rolki papieru zrobił mini auto,


a potem wyklejał skrawkami materiału własnoręcznie stworzony rysunek. Ostatnio ta technika mu bardzo przypadła do gustu. Nawet na urodziny dostałam obrazek tego typu. Przy okazji się nim pochwalę :-)


Swą pracowitością zadziwiła mnie także Mała M. Od rana albo przeglądała książeczki i opowiadała głośno ich treść albo sama znajdowała sobie zajęcia. Wśród nich było nawet odgrywanie przedstawienia ,,Kopciuszek'' dzięki prezentowi cioci i wujka z Zabrza. (Dziękujemy raz jeszcze!). Szkoda, że nie nagrywałam, bo zasłyszane fragmenty tekstu brzmiały, jak zawsze, bardzo zabawnie. Zapisałam jedynie słowa w jednej ze scenek, gdy królewicz już po balu szuka pięknej dziewczyny mierząc buty wszystkim pannom w mieście. W teatrzyku Małej M. ów młodzieniec wpada zdyszany do Kopciuszka i mówi:

Cały się SPOCIŁEM, księżniczko. Szukałem Cię całą noc i cały dzień!

Po spektaklu nasza czterolatka garnęła się do nauki. Zaproponowałam jej zabawę z cyframi. Miałam w szafie kilka książeczek z tego typu zadaniami. Usiadłyśmy i Mała M. rozwiązała wszystkie zadania, od deski do deski. Byłam z niej dumna. Zdarzało się, że z powodu pośpiechu zrobiła błąd, ale i tak świetnie sobie radziła. Super!

Nawet R. pochwalił trójeczki rysowane przez Małą M.
R. też dziś miał ogromny zapał do pracy. Chętnie sam sobie czytał, zadania domowe rozwiązał w mig, a do tego szkolił swój niemiecki. Najpierw ja z nim nadrobiłam zaległości, słuchając z nim płyty do podręcznika, a potem niemieckie piosenki tak bardzo mu się spodobały, że sam je sobie puszczał i śpiewał po kilka razy z rzędu, skacząc po materacu w sypialni. Mała M. też połknęła niemieckiego bakcyla :-), bo w pewnym momencie usłyszałam, jak siedząc w WC, śpiewała: ,,Meine Schwester, Meine Puppe'' ... :-) Ja to mam z nimi ubaw!!!

Wieczorem w nagrodę za dzisiejsze osiągnięcia oboje mogli posiedzieć nieco przed komputerem i pograć w gry, edukacyjne rzecz jasna:-).

Na deser kilka hasełek, bo już dawno ich nie było ...

1) Dziś rano Mała M. wpada do kuchni i widzi swego zaczytanego Misia... Mówi:

Mamo, ten Miś to chyba wcale nie spał i całą noc czytał. Zobacz!

Bardzo się tym przejęła. Zaraz rozścieliła mu łóżeczko (patrz: włożyła do pudełka, które miała pod ręką!), przykryła kocykiem i pozwoliła odespać zarwaną noc :-)


Sama bym tak chętnie dzień w łóżeczku spędziła:-) Misiom to wolno!!!

2) Wczoraj gonię Małą M. do kąpieli. Zazwyczaj mówię jej, że ma iść do łazienki się rozebrać, a jak będzie gotowa to niech mnie zawoła. Myślałam wczoraj, że padnę ze śmiechu, gdy nagle słyszę nawoływanie mojej czterolatki:

Zawołam Cię, mamo, jak będę GOŁA AŻ DO ZUPY!!!

Zaraz też domyśliłam się, że przecież ja czasem mówię jej, że ma się do rosołu rozebrać .. Widocznie zapamiętała,że to coś z zupą było :-)

3) Wczoraj też zaskoczyła mnie iście filozoficzno-teologicznymi rozmyślaniami ... gdy nagle rzekła:

Kiedyś nikogo nie było, nawet Pana Jezusa ... i Aniołka ... , ale potem wszyscy przyszli na świat!!!

To powiedzonko ze specjalną dedykacją do księdza Bogusia :-) Jak to rzekła to musiałam przez sekund kilka pomyśleć, co jej odpowiedzieć.

Skąd w tej Małej M. takie pytania??? Dziś, choć nie wracałam do tematu, znów się dzieliła swymi przemyśleniami w tej kwestii i zastrzeliła mnie pytaniem:

A PANA BOGA TO KTO URODZIŁ???

4) Ostatnio też powiedziała mi:

Jak śpię to nawet słyszę jak mówi Aniołek ... 

Nic tylko stać się jak dziecko trzeba i taką wiarę jak ona posiąść :-)

Tyle na teraz, bo pora pójść spać ...

Do usłyszenia :-)

niedziela, 24 listopada 2013

Zamki, księżniczki i czytające misie ...

Niedziela upłynęła pod hasłem wyprawiania się taty na służbowy wyjazd. Tu prasowanie, tam jakieś kanapki i nawet nie wiem, kiedy zleciał dzień. Koło południa odwiedziła nas babcia i przywiozła obiad, więc mogłam na spokojnie zabrać się za prasowanie. Dzieci zaś szczęśliwe, bo miały z kim się bawić. Dostały cały zestaw skrawków materiałów i zaczęła się zabawa. R. kombinował, co z nich będzie można zrobić, a Mała M. zaraz pomysłowo wykorzystała kilka kawałków szmatek i sznurek ..., by modnie ubrać swego misia.

Dwa kawałki materiału i ubranko gotowe:-)
Późnym popołudniem, gdy już uporałam się z garami, zaproponowałam dzieciom wspólną zabawę. Wyjęłam z szafy pudło i worek pełne rolek po papierze toaletowym i ręcznikach papierowych. Najwyższy czas coś z nimi zrobić, bo już wczoraj tatuś pytał, czy nie wyrzucić :)

Trochę rolek nam się zebrało :-)
Usiedliśmy przed komputerem i pokazałam moim pociechom kilkadziesiąt propozycji zabaw plastycznych. Sami mogli wybrać, co im się spodobało. R., rzecz jasna, zdecydował się na wykonanie zamku, zaś Mała M., jak na małą damę przystało, zainspirowana pomysłem z sieci (http://craftandcreativity.com/blog/2013/04/15/partycrowns)  zapragnęła zrobić sobie małą koronę.

Przygotowaliśmy potrzebne materiały i ... do dzieła.

Teraz już do pracy, rodacy!!!:-)
 R. pracował w swoim pokoju, odwiedzając nas od czasu do czasu w celu znalezienia potrzebnych artykułów. Mała M. zaś pracowała ze mną; choć tak właściwie często miała pomysły inne od moich i właściwie wszystko robiła sama.

Będzie OSTRE CIĘCIE :-)

Nasza czterolatka ostro wzięła się do pracy. W ruch poszły: ołówek, linijka i nożyce. Znów była okazja, by poćwiczyć precyzyjne cięcie.

Ciut nierówno, ale nic nie szkodzi:-) Tylko praktyka czyni mistrza!!!
Choć nie wyszło idealnie, Mała M. mogła zobaczyć, czemu lepiej ciąć równiutko wzdłuż narysowanej linii.

Mama zadowolona, że dziurkacze też się do czegoś przydały :-)
Potem jeszcze pozostało nam wycięcie zabawnych wzorków ozdobnymi dziurkaczami, doklejenie kawałka gumki ..... i mini korona gotowa. Od teraz nawet na sylwestrową zabawę żadnej czapeczki nie kupię :-) Dzieci zrobią lepsze ...

Korona już na stole, a za moment ...

Aż trudno uwierzyć, że w tak prosty sposób można zrobić zabawne korony na głowę do wykorzystania np. podczas imprez urodzinowych. Nasza, choć dość skromna, powstała dosłownie w kilka minut. Łatwa do wykonania nawet dla czterolatki. Pomogłam jej jedynie w wycinaniu zębów w koronie, ale kolejnym razem nakłonię ją, by sama to zrobiła.

... już na głowie naszej małej księżniczki:-)
Mała M. była taka dumna ze swej korony. Przechadzała się w niej po mieszkaniu i pozowała do zdjęć.

Będzie i księżniczka z rolki, czemu nie? :-)
Potem, czując niedosyt, zrobiła sobie z rolki papieru małą księżniczkę ...

Czyż ta korona nie jest oryginalna:-)???
 Tutaj już właściwie Mała M. robiła prawie wszystko sama. Doradziłam jej jedynie jak zrobić włosy, ale koronę (!) już narysowała i wycięła sama. Chciałam jeszcze, żeby coś dodała, dokleiła, ale ona ze swego dzieła była zadowolona. Nawet te zęby w koronie się jej podobały :-)

Póki co pusto tu, ale zaraz i zamek tu stanie :-)
Za chwil kilka w kuchni zjawił się R. ze swym zamkiem. No, napracował się chłopak!


Mógłby dokładniej pomalować, lepiej podoklejać części składowe, ale on skupiał się na tym, by zamek powstał, ... a takie drobiazgi to już dla niego rzecz drugorzędna :-) Podobał mi się także dorobiony z rolki ludzik i pomysłowo wykonane drzewko.... Ten nasz siedmiolatek to ma łeb. Moje pomysły to się mogą przy nim schować :-)

Cieszę się, że udało nam się razem nieco artystycznie podziałać; tym bardziej, że z powodu choroby R. i wyjazdu drugiej połówki siedzimy w domu. Jutro cd. leczenia R. w domu. Czekamy na popołudniową wizytę u pediatry.

U nas nawet MISIE CZYTAJĄ ...

Na zakończenie jeszcze jedna fotka, którą zrobiłam późnym wieczorem, gdy właściwie dzieci miały już kłaść się spać. W rogu pokoju siedział zaczytany .... MIŚ. Myślałam, że padnę ze śmiechu.

Miś czyta LALOM do snu :-)

Nie wiem, czy przypadkiem MIŚ nie czytał lalkom do snu ....


Wyglądał uroczo ... Zaraz do pokoju wpadła Mała M. Przewróciła kartkę, mówiąc:

Teraz czytaj drugi rozdział ...

Coś chyba Misiowi nie szło to czytanie, bo sama zaczęła mu czytać. Nie miała jednak cierpliwości, bo za moment znów podsunęła mu książkę pod nos i oznajmiła:

Ty, Misiu, SAM CZYTAJ! Jesteś już DUŻY!!!

Tym optymistycznym akcentem kończę wpis na dziś ...