czwartek, 31 stycznia 2013

Lodowy spacer :-)

Dziś wolne od zajęć modelarskich, a za oknem silny wiatr, więc postanowiłam spędzić ten dzień porządkując nieco mieszkanie. Po śniadaniu widziałam jednak, że dzieciom nie bardzo służy to siedzenie w domu i zaproponowałam wyjście na spacer. Zapakowaliśmy łopatki, słoiki i ruszyliśmy przed siebie. Wiało i wiało, ale postanowiłam sprawdzić, czy bezpiecznie na mały spacer z dwójką ciekawych świata odkrywców.


Celem wycieczki było zbadanie właściwości lodu, a właściwie przyjrzenie się z bliska dwóm stawom, które widzimy na co dzień z okna.


Podeszliśmy na bezpieczną odległość i BADALIŚMY LÓD. Dzieci były zachwycone ... Lód dało się łamać i podnosić. Przyglądaliśmy się odciśniętym w lodzie , niczym dawniej w skałach, roślinom. Piękne wyżłobienia ...


Zwracałam uwagę na grubość pokrywy, pęcherzyki powietrza ... ale najlepszą zabawą było zamykanie oczu i zgadywanie, czy rzucony kawał lodu wpadł do wody czy też rozbił się o taflę na kawałki.


R. zaś przenosił kawały lodu na trawę układając je niczym mozaikę. Na jednym z kawałków dostrzegł maleńką muszelkę!


Potem spaceru cd. czyli do naszego ulubionego zakątka nad rzeką. Chcieliśmy sprawdzić, jak to miejsce wygląda teraz. Jeszcze tydzień temu było skute lodem, na którym siedziały kaczki .... A dziś - jak wiosną - śniegu ani śladu. No czasem jeszcze przepłynęła jakaś kra ...


Woda przezroczysta, więc i muszle znaleźliśmy ... Nie mogło oczywiście obyć się bez głównej atrakcji - wrzucania do wody kamyczków ....


A oto część łupów, które udało się wyłowić z rzeki ... Niby tylko 2 muszelki i kilka kamyczków, ale dla Małej M. to prawdziwe skarby!


 W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy stawie raz jeszcze, by pobrać próbki lodu ... Każdy zapakował je do słoika i w domu obserwowaliśmy co z lodem się dzieje ...



Dzieci co jakiś czas przybiegały do kuchni i potrząsały słoikami, by zobaczyć co  z tym  lodem ...


Mała M. była tak pełna wrażeń, że po spacerze zasnęła na dobre 2h. Oczywiście, zaraz po przebudzeniu rzekła:

CHCĘ CZYTAĆ SYLABKI!

Podziwiam tę jej wytrwałość i zapał. Cieszę się, że taką czerpie radość z nauki czytania!

Tyle na dziś. Jutro rano pędzimy znów do modelarni.


środa, 30 stycznia 2013

Dziecięca kreatywność ....

Środa upłynęła nam znów pod znakiem zajęć w pracowni modelarskiej. Najpierw poranna krzątanina w kuchni, by upichcić coś, co da się odgrzać tuż po powrocie. Potem mobilizowanie mych pociech do szybkiego wymarszu, by zjawić się w domu kultury na czas. Jakoś udało się z może 5-minutowym opóźnieniem, ale to i tak sukces, bo Mała M. i R. od rana świetnie się RAZEM bawili i ciężko było przerwać im zabawę. Poskutkowało dopiero włączenie budzika i zasygnalizowanie, że za 5 minut zadzwoni i pójdziemy pod warunkiem, że zdąża się w tym czasie ubrać  ... I POSKUTKOWAŁO! Cud ... oboje gotowi, nawet zęby- umyte i włosy - uczesane.

Ten domek zbudowany przez R. był dziś HITEM! Zabawy i śmiechu  było co niemiara:-)
Po powrocie, chyba widzieli, że Mama nieco zmęczona, znów świetnie się razem bawili. R. zbudował domek z klocków lego z ogrodem i pojazdami. Niby nic takiego, ale oboje szaleli. Słyszałam fragmenty ich rozmów. Razem wymyślali jakieś historie, prowadząc swe mini autka w różne dziwne, tylko im znane miejsca ... Potem R. zaproponował Małej M. grę w dwie planszówki, ale najbardziej podobało się obojgu jeżdżenie ciężarówką. R. usiadł na pace, a Mała M. pchała go przez cały korytarz. Po dłuższej chwili musiałam zareagować, bo już nie tylko ja, ale i chyba sąsiedzi mogli mieć dość. Na szczęście wymyślili sobie kolejną zabawę i założyli sklep z zabawkami. I znów miałam chwilkę na odpoczynek, tak rzadką, a pożądaną :-) Musiałam tylko szybko dodrukować trochę banknotów :-)

Dziś zatem miałam okazję lepiej się przyjrzeć relacjom moich pociech. Jakże raduje się me serce widząc, że z każdym dniem oboje coraz lepiej się rozumieją i coraz chętniej razem spędzają czas. Mała M. włącza się we wszystkie zabawy, bez względu na to, czy wymagają poznanie jakichś zasad nowej gry (nie zawsze łatwej!) czy ściganie się autkami. R. już z góry zakłada, że jego samochód wygra, jest szybszy itp., a siostry - wolny. Na szczęście Mała M. się nie zraża i zgodnie się bawi.

Cieszy mnie też ich kreatywność. Dziś podczas śniadania obserwowałam Małą M., która tworzyła długą opowieść pełną dialogów bawiąc się leżącymi na stole ... dwiema gumkami recepturkami. REWELACJA! A potem, gdy chwilę zostawiłam dzieci z boku chcąc poszperać między ciuszkami w sklepie, żartowali sobie, odtwarzali jakieś scenki mając jedną lalę i ulotkę z banku. Znów wesoło im było i gwarno na cały sklep!

Równie zabawnie było podczas rysowania. R. rysował swoje, Mała M. mu podrzucała swoje mini rysuneczki i śmiali się znów głośno.... Uwielbiam tę beztroskę w ich głosie, tę radość i spontaniczność! Cieszę się wraz z nimi!

Mini rysuneczki Małej M.
Mała M. podrzuciła mi tę pierwszą od lewej karteczkę na stół i rzekła: ,,TAK KOSZMAR wygląda!''. To nowe słowo poznała dziś, kiedy czytałam jej, dlaczego dzieci powinny dużo spać ... Kolejne też ciekawe:
,, A to TATA zdenerwowany!'', a na końcu - ..A tu MAMA czerwona ze złości, bo się zdenerwowała.''


Dziecięca pomysłowość mnie zdumiewa ... Podczas zajęć modelarskich musiałyśmy czymś się zająć (oczywiście zaczęłyśmy od sylabek, które Mała M. wybrała spośród całego stosu książeczek do czytania!). Zaproponowałam rysowanie i za moment gotowa była taka oto praca ... Najpierw Mała M. z własnej inicjatywy obrysowała swą dłoń, a potem stworzyła z niej taką oto śmieszną, długowłosą laleczkę.

Lalka (z dłoni) :-)
Skoro już o rysowaniu mowa to nawet w tych plastycznych pracach daje się dostrzec kreatywność maluchów. Mała M. czekając na obiad narysowała poniższą pracę ... a potem dokładnie wytłumaczyła, co i jak :-)




Najważniejsze rzeczy - po prawej. SMUTNA MAMA, linia - symbolizująca ścianę, a po drugiej stronie  (też na zielono) Mała M. Pytam, czemu ta mama smutna? Otóż:

Mama jest na takim krzesełku, bo jest zamknięta w magazynie, bo jechała za szybko! Mała M. chce mamę jakoś pocieszyć, ale nie wie jak, bo nie może się do niej dostać.

Po takim objaśnieniu Mała M. (teraz już na różowo) dorysowała PRZYTULANKĘ na pocieszenie.
Nie wiem, skąd taka tematyka. Może pod wpływem dzisiejszych sylabek, gdzie na obrazku policjant zatrzymuje kierowcę za zbyt szybką jazdę ... ale tam ani słowa nie było o MAGAZYNIE dla piratów drogowych :-)


Zadanie rozwiązane!
A skoro mowa o sylabkach, to rozpoczęłyśmy już czytanie kolejnego zeszytu, bo Mała M. woła: NOWE NOWE NOWE... Dziś dla utrwalenia skorzystałam z obrazków z gry ,,Nanu''. Napisałam nazwy widniejących na nich postaci, zwierząt, rzeczy i poprosiłam Małą M. o dopasowanie. Całkiem dobrze sobie radziła! No i znów na jutro coś specjalnego wymyślić dla wymagającej trzylatki trzeba będzie :-)

Tyle na dziś! Dobrej nocy ...




wtorek, 29 stycznia 2013

Zajęcia na ferie ...

Drugi dzień ferii spędziliśmy dość aktywnie ... Zaproponowałam dzieciom udział w zajęciach w miejscowym domu kultury. Jednak wspólne wyjście to prawdziwe wyzwanie. Musiałam nagłowić się nieco, by zdążyć ugotować obiad przed wyjściem (by ,,czekał'' na nasz powrót) no i zmobilizować moje pociechy, zajęte tysiącem ciekawszych spraw, by nieco mi pomogły i ubrały się na czas. Nie ma jak sposób ...

Liścik od MAMY ... i za chwilę R. był GOTÓW do wyjścia.
Udało mi się jeszcze przed wyjściem połączyć przyjemne z pożytecznym. R. stworzył dla mnie listę, doskonaląc jednocześnie pisownię i ortografię.

Przypominajka dla mamy:-)
Mała M. - rzecz jasna - też chciała coś dla mnie napisać. Szybciutko, między obieraniem marchewek a tarciem jabłek na surówkę :-), napisałam jej zdania, które bystra trzylatka przepisała samodzielnie ...


Ostatnio ma taki ,,głód czytania'', że wszędzie wyłapuje znane jej połączenia liter. Dziś przed samym wyjściem rozbawiła mnie czytając naklejone na WC słowa ,,KOLO. SOLO''. Byłam z niej dumna!!!

A wracając do zajęć ...

Najpierw oboje uczestniczyli w zajęciach plastycznych, podczas których malowali ulubione postacie z bajek. R. za temat pracy obrał głównego bohatera animacji ,,Auta'' znanego chyba wszystkim przedszkolakom, a Mała M. - księżniczkę i Małą Mi. Obojgu bardzo się podobało, ale byli gotowi chyba w pół godziny i musiałam jakoś ich przetrzymać do końca zajęć, zwłaszcza wiercącą się stale trzylatkę:-). Dobrze, że - jak zawsze - miałam w plecaku ,,ratunkowy zestaw książkowy'' z nowymi przygodami Muminków włącznie. Wyjęłam i czytałam ... tak, by nie przeszkadzać innym.

Modelarnia to jest TO!
Potem, chcąc sprawić przyjemność naszemu sześciolatkowi, zaprowadziłam go na zajęcia w pracowni modelarskiej. To było TO! Był taki przejęty i szczęśliwy, że mógł pod okiem fachowca powycinać i posklejać modele dwóch samochodów. Pierwszy wyszedł znakomicie, drugi ciut słabiej, ale i tak świetnie sobie poradził.  Dla niego te zajęcia to zapewne nie tylko atrakcja dnia, ale i całych FERII.

R. - komputerowy kierowca rajdowy (mama z tyłu)
I tak minął nam ten dzień ... Były oczywiście wspólne chwile z książką, nauka sylabek, i wyczekiwana od kilku dni chwila przed komputerem - wyścig rajdowym MacQueenem. Najpierw za kierownicą zasiadł R. Był tak podekscytowany, że wreszcie był drugi. Mała M. też musiała spróbować.

Marzą się nam wakacje nad wodą ... (wykonał R.)
Dla ostudzenia emocji - wieczorna praca plastyczna. Dziś w wakacyjnym klimacie dla przełamania zimowej tematyki ... Pomysł zaczerpnięty z książki* ,,To też taki dziś sposób, by R. miał zajęcie, a ja - mogła spokojnie wykąpać Małą M. Nie mogło oczywiście zabraknąć lektury przed snem - cd. ,, Historyjek o Alicji ...''. Niestety, już koniec książki. A szkoda ...

Wesoła rodzinka oczami Małej M.
A na koniec - nasz portret stworzony nowymi flamastrami. Kosztowały grosze, a ile RADOŚCI. To też taka mini atrakcja na ferie.

Tyle na dziś. Dobrej nocy!

* ,,Podręcznik małego majsterkowicza na cztery pory roku'', Wydawnictwo Jedność dla dzieci, Kielce, 2003






poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ferie w mieście ...

I zaczęły się ... wreszcie są - FERIE! Czas, kiedy nie trzeba wstawać na dźwięk budzika ... Planów na ten czas zimowego odpoczynku - brak, ale powzięłam postanowienie, by zadbać o drobne chociaż atrakcje. Dziś zaproponowałam moim pociechom wyjście do miejsc, które ONE bardzo lubią ... i tak powędrowaliśmy wspólnie kolejno do biblioteki, księgarni i ulubionego sklepu zabawkowego.

W bibliotece ...

Niedawno wypożyczyliśmy dość pokaźny stosik książek, ale dzieci przeczytały je już kilkakrotnie, więc czas najwyższy wymienić je na coś nowego. I tak, znów zatargaliśmy worek lekturek, by przynieść 21 nowych pozycji. Mała M. i R. wybrali więcej, ale część musiałam odłożyć ,,na kolejny raz''. Po powrocie do domu, tradycyjnie już, moi mali czytelnicy popędzili do łazienki umyć ręce i zaraz zabrali się za przeglądanie wypożyczonych książek. Kilka z nich już dziś przeczytaliśmy. Naszym odkryciem dnia były, przypadkowo znalezione na półce, ,,Historyjki o Alicji, która zawsze wpadała w kłopoty''. Przeczytałam dwie z nich dzieciom przed snem i gdyby nie późna pora, to czytalibyśmy do końca .... Chyba sięgniemy po kolejne pozycje tego włoskiego, nieznanego nam dotąd, autora!


W księgarni ...

Tu też R. i Mała M. bardzo lubią chodzić, zwłaszcza od czasu, gdy R. znalazł na półce książkę o przygodach Złomka i jego przyjaciół. Nie ma jej w bibliotece, więc przychodzi tutaj, by ją strona po stronie kartkować. Tomik dość opasły (bo ponad 300 stron), więc Mała M. w tym czasie przegląda sobie książeczki na księgarskich półeczkach. Dziś chciała z księgarni ,,wypożyczyć'' Tupcia Chrupcia ... ale wytłumaczyłam jej, że to niemożliwe:-).


W sklepie zabawkowym ...

To ulubiony sklep obojga. Zawsze, gdy tu wchodzę marzę, by móc się rozdwoić. Mała M. pędzi do lalek, by je wszystkie wyciągać z wózeczków i każdą, bez wyjątku, przytulić, a R. zmierza wprost do działu z klockami lego. Jakoś udało się znów zadowolić każdego spędzając chwilkę w obu miejscach. Nic nie kupiliśmy, ale R. zaopatrzył się w kilka kolorowych katalogów reklamowych. Wziął nawet kilka z myślą o swej siostrzyczce i teraz znów mają co robić. Przeglądają je sobie, wycinają ...

W domu ...

Nie zabrakło znów dziś czytania, nauki sylabek, no i oczywiście rysowania. R. od dwóch dni gustuje w tematyce szkieletów (nie popieram tego zainteresowania, ale myślę, że szybko mu przejdzie. OBY!). Dziś rano jeszcze obstawał przy owych kościstych niby ludzikach, ale na szczęście wieczorem, po lekturze książki z biblioteki o ciężarówkach, zmienił na motyw przewodni swych plastycznych poczynań. Zainteresował się australijskimi ciężarówkami-pociągami (road trains) i samochodami-monster trucks ... i korzystając ze wskazówek w internecie ** stworzył taki oto obrazek.


Mała M. też dziś tworzyła własne prace, głównie pod wpływem czytanej dziś książki. Jeden z rysunków stworzyła z niewielką pomocą R. Chciała narysować syrenkę, ale nie potrafiła, więc poprosiła o pomoc starszego brata. I tak powstało poniższe ,,dzieło'':

Syrenka R., a reszta w wykonaniu Małej M.
Najbardziej jednak rozbawiła mnie nasza trzylatka pracą, która też powstała pod wpływem dzisiejszej lektury. Nieźle się nagłowiłam, któż zacz i co robi ... Nie zgadłam niestety.


Otóż na powyższej pracy kapitan PRASUJE SWÓJ STATEK ... Pytałam trzy razy, czy dobrze zrozumiałam, że PRASUJE... Każdorazowo autorka potwierdzała swą pierwotną wersję i dziwiła się, kiedy mówiłam, że statków to raczej wyprasować się nie da :-(

I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś ...

Wykorzystaliśmy:
**http://www.drawingnow.com/tutorials/view/how-to-draw-a-monster-truck/


sobota, 26 stycznia 2013

Sylabki z Czerwonym Kapturkiem ...

Sobota znów jakoś szybko minęła, bez większych atrakcji. Porządki, zakupy, wyjście na sanki, czytanie ... Nie mogło, oczywiście, zabraknąć nauki sylabek. Mała M. ostatnio odczuwa tak ogromny pęd do nauki czytania i pisania, że czasem ciężko sprostać jej wymaganiom, zwłaszcza, gdy późno kładę się spać i nie starcza mi już sił na wymyślanie nowych sylabkowych zadań. Dziś zatem krótka relacja z naszych sylabkowych zmagań z kilku ostatnich dni.

Mała M. i jej sylabkowy głód 

Zazwyczaj, jeszcze w piżamce, Mała M. siada na kanapie, kładzie na kolankach 6 lub 7 zeszytów ,,Kocham czytać'' i czyta. Już zatem od świtu słyszę dochodzące z kuchni SA SA SA czy KO KO KO. Kiedy przygotowuję śniadanie, Mała M. domaga się porannej porcyjki zadań i zaczyna rozwiązywać. Zazwyczaj, z braku nowości czy dla utrwalenia wprowadzonych wcześniej sylab, wręczam jej ćwiczenia, które już robiła. Szybko jednak nudzi się i mówi : ,, Chcę coś nowego!''. W takich sytuacjach ratują mnie tzw. gotowce, czyli ,,Moje Sylabki 1''. Świetnie opracowane ćwiczenia, które pozwalają mi w atrakcyjny dla mej trzylatki sposób utrwalać sylaby.

Wczoraj było podobnie ... Nie zdążyłam nic przygotować. Śniadania - brak, w brzuchach burczało, ale Mała M. chce czytać. Szybciutko dałam jej zadanie z ,,Moich Sylabek'', a w międzyczasie zerkając jednym okiem na smażącą się jajecznicę śledziłam, czy Mała M. prawidłowo rozwiązuje zadanie.
Poszło jak z płatka !

Raz, dwa, trzy i zadanie rozwiązane!
Już podczas śniadania głowiłam się, co dalej ... jak uatrakcyjnić naukę czytania bez wprowadzania kolejnego zeszytu i nagle oświeciło mnie :-). Postanowiłam wycięte z ,,Moich Sylabek'' sylaby zamienić w ciasteczka.

Dwa zestawy sylabkowych ciasteczek ...
Dwa zestawy do czytania włożyłam do kolorowych silikonowych foremek, którymi Mała M. miała zaraz częstować swą lalkę. Dziś w tej roli - Czerwony Kapturek.

Karmimy Czerwonego Kapturka:-)
Mała M. ,,częstowała'' się wybraną przez siebie sylabką, którą - jeśli została prawidłowo odczytana - umieszczała w pustej foremce umieszczonej tuż pod nóżkami Czerwonego Kapturka. To przysmaki dla laleczki. Świetnie szło jej to czytanie. Nie ma jak foremki do babeczek!!! Cóż za motywacja! To jeszcze nic ...

Zdarzało się, że Mała M. miała problem z odczytaniem ... mieszając P z M, itp. Po 2-3 próbach, nie chcąc czytać za nią, a do tego, by jej nie zniechęcić mówiłam:

Oj to ciasteczko coś jest źle wypieczone. Musimy je jeszcze podpiec nieco! 

A co na to moja bystra trzylatka? Porwała foremkę z nieudanym wypiekiem, pobiegła do sąsiedniego pokoju, by go włożyć do piekarnika. Włączyła guzik .. za moment - dźwięk dzwoneczka i wypiek - gotowy!

Sylabki trzeba podpiec nieco!!!
I nie wiem, jak to się stało - cud czy co ? :-) Jak wróciła z wypieczonymi ciasteczkami , wszystkie sylabki wyjęte z piekarnika samodzielnie odczytała prawidłowo!!! BYŁAM POD WRAŻENIEM.

Teraz LALKA czyta NAM!
Mała M. miała jednak niedosyt czytania. Wołała:  ,,Jeszcze!'', więc zaproponowałam, że teraz to nasz Czerwony Kapturek będzie nam czytać. Mała M. podsuwała lalce ułożone wcześniej przed nią sylabki. Najśmieszniejsze było, że podsuwała te foremki wprost pod rączkę Czerwonego Kapturka i śmiesznie zmieniając głos czytała sylabki. Za prawidłowe odczytanie Mała M. nagradzała lalkę płatkami kukurydzianymi. Przy okazji ćwiczyłyśmy liczenie ... Oczywiście za ciężką pracę należała się naszej trzylatce solidna porcja płatków!

I tak w prosty i atrakcyjny dla Małej M. sposób poćwiczyłyśmy czytanie.



piątek, 25 stycznia 2013

Wokół Bieguna Północnego ...

Czwartek pełen był rozmaitych atrakcji, więc dziś ciut spokojniej. Skończyły się zapasy pieczywa, cukru itd. i trzeba było pójść na zakupy. Spacer jednak także był, jak zawsze, z edukacyjną nutką:-), bo podziwialiśmy kształt spadających płatków śniegu, badaliśmy ogromne sople zwisające z rynien i przyglądaliśmy się modrzewiowi i innym drzewom iglastym.



ZDOBYWAMY BIEGUN PÓŁNOCNY :-)

We wczorajszym wpisie wspomniałam o wieczornej wyprawie na Biegun Północny. A zatem teraz o niej słów kilka. Skoro ZIMA za oknem to zaproponowałam moim pociechom przeniesienie się za sprawą książek, globusa i map w rejon koła podbiegunowego północnego.

Notatka w wykonaniu R. (kopia mojej:-))
Rozpoczęliśmy od przyglądnięcia się globusowi. R. zainteresowały wyznaczone na globusie linie. I tak śledząc je kolejno od równika, przez Zwrotnik Raka dotarliśmy do celu naszej (niby) wyprawy. Dla lepszego zapamiętania zrobiliśmy notatkę na papierze.


Mała M. jak zawsze nam towarzyszyła. Jej najbardziej spodobało się kręcenie globusem. Musiałam często prosić, by go przytrzymała lepiej, bo miałam wrażenie, że ów globus za moment odleci, a ona z nim:-).
Zachwyciła mnie tym, że uwagę jej przyciągnęły nazwy niektórych państw. Rozpoznawała znane sobie sylaby i próbowała czytać całe nazwy. Zaczęła od ,,TA'' z Stanach Zjednoczonych .... (jak na fotce).

Fauna Bieguna Płn.
Oboje byli zainteresowani zaproponowaną tematyką i uważnie słuchali opowieści o panującym tam klimacie, warunkach życia, itp. Po szczegółach geograficznych przeszliśmy do informacji  o zwierzętach żyjących w w tym rejonie. R. sam wymienił część z nich, a potem sięgnęliśmy do książki i zdjęć dostępnych w sieci. Zrobiliśmy listę dominujących tu gatunków fauny. Zadanie to było także świetną okazją, by poćwiczyć pisanie i czytanie nowych pojęć. Na koniec zrobiłam krótki quiz. Wyświetlałam zdjęcia zwierząt, a R. i M. zgadywali ich nazwy. Oboje świetnie się spisali.

RYSUJEMY ....

Nasza wirtualna podróż odbiła się także szerokim echem w pracach dzieci. Jeszcze zanim poznały warunki życia na biegunie rysowały obrazki tematycznie związane z Arktyką. Rozpoczęła Mała M. już kilka dni wcześniej, prosząc tatę, by narysował jej IGLOO. Gdy już spełnił jej życzenie, nasza trzylatka dorysowała trzy kolejne domki z lodu, a przed nimi (GOŁYCH) ludzi. Gdy pochwaliła się tą pracą powiedziałam, że Eskimosi wyglądają nieco inaczej i że tam zimno bardzo jest (pokazałam nawet fotkę rdzennej ludności). Mała M. zaraz pobiegła do swej pracy i wszystkim (ze słoneczkiem włącznie!) dorysowała ciepłe ubranka!!!

Polarny klimat ....
 Skoro Ocean Arktyczny to muszą być i ryby ...


Ocean pełen ryb ... oczami Małej M.
 Nie mogło zabraknąć także niedźwiedzia polarnego ... Tu Mała M. wzorowała się książce wiele razy wspominanej na tym blogu*

Miś polarny na KRZE
No i na koniec powstała kolejna (bardzo tym razem, moim zdaniem, UDANA) wersja BAŁWANKA:

Jest! Bałwanek z MIOTŁĄ!


I tak, siedząc w domu, odbyliśmy podróż w nieznane:-)!!! Dla dzieci była to świetna okazja, by się czegoś dowiedzieć o świecie. Ja również dobrze się przy tym bawiłam.

Pozdrawiamy ...

*,,Szkoła rysowania. Każde dziecko to potrafi'', Buchmann.

czwartek, 24 stycznia 2013

Nasze mini wyprawy polarne ...

Od kilku dni obiecywałam dzieciom, że zamiast na pobliską górkę wybierzemy się na MINI WYPRAWĘ POLARNĄ. Wcześniej przeczytaliśmy rozdział ,,Kubusia Puchatka'', w którym szedł na ,,przyprawę polarną'', by dzieci wiedziały, czym prawdziwa wyprawa polarna na pewno nie jest:-).

WYPRAWA 1

Wczoraj wczesnym popołudniem przygotowałam obiad (by czekał na nas po powrocie), termos gorącej herbaty (tak na wszelki wypadek), sprzęt fotograficzny itp. Zarówno Mała M. jak i R. byli zachwyceni pomysłem, więc sprawnie się ubrali i WRESZCIE wyruszyliśmy. Każdy dostał sanki ... i w drogę.

Nawet polarnik śmieci wywieźć musi:-)

Na czele szedł R. ... ja górą grobli, a on dołem w śniegu aż po kolana. Za sobą ciągnął swe saneczki. Wyglądał jak prawdziwy polarnik. Śnieg padał i padał, więc coś z atmosfery bieguna mógł sobie wyobrazić. I tak Mała M. szła ze mną górą , by spacerujący po grobli panowie z pieskami widzieli nas i nie puszczali swych czworonogów samopas. Byłam spokojniejsza, że raczej żaden piesek nagle nie zjawi się w trawach strasząc moich ,,polarników''.

Wiozę nasz ładunek
Po chwili jednak, Mała M. widząc R. w śniegu, też zapragnęła pobawić się w odkrywczynię bieguna i szła w dole tuż za starszym bratem. Gdy zmęczyła się nieco grzęźnięciem w głębokim śniegu, R. zaproponował, że ją powiezie ... i że jest jej taksówką. I tak na każde zawołanie TAKSÓWKA, R. zjawiał się obok Małej M. i zabierał ją na przejażdżkę swoimi sankami. Warunki trudne, śniegu dużo ... Zdarzały się nawet upadki z sanek, ale na miękkim śniegu było bezpiecznie ... i Mała M. była dzielna.

Może to nie biegun, ale w śniegu po kolana można się dobrze bawić!!!
Po drodze podziwialiśmy okolicę, zbliżyliśmy się nieco do brzegu rzeki, by podziwiać kaczki i nie tylko,

Podglądamy ptaki ... 

a w drodze powrotnej udało nam się nawet zobaczyć sarenkę ... Dla dzieci to wielka atrakcja!

Stała w polu sarenka ...
Szliśmy dość dłuuuuuugo, bo dzieciom owo badanie śniegu bardzo się spodobało. Oczywiście w międzyczasie była krótka przerwa na herbatkę z termosu i garść suszonej żurawiny.  R. miał ochotę iść dalej, ale Mała M. skarżyła się na zmarznięte paluszki u stóp i popędziliśmy do domu. Wszyscy świetnie się bawiliśmy, a nasz 1,5 h spacer tak się wszystkim spodobał, że dziś znów udaliśmy się na małą wyprawę.

WYPRAWA 2

Dziś kontynuowaliśmy naszą wyprawę. Celem było zbadanie śniegu (wysokości jego pokrywy) i dojście bliżej rzeki, do naszego ulubionego miejsca często odwiedzanego latem. Znów w plecaku znalazła się żurawina i termos, no i do tego łopatki i linijka dla małych badaczy.

Pokrywa sięgała od 15 do 30 cm 
R. mierzył i mierzył, Mała M. badała lepkość śniegu, a ja wykorzystałam tę chwilę, by poczynić nieco obserwacji ornitologicznych. Nagle do lotu poderwała się rodzinka naszych ptasich sąsiadów (kormoranów, jak domniemam:-)). Łącznie chyba aż 7 osobników.

Mało udane, ale ptak w locie jest!
Tylko jeden został .... Czyżby samotnik z natury? :-)

Samotnik czy co???
Śnieg - zbadany, stan liczebny ptaków też, więc można iść dalej. Podobnie jak wczoraj, R. - na dole (tam, gdzie trudniej), a my - na górze. Potem zjazd na saneczkach i spacerkiem do naszego zakątka, który bardzo często odwiedzamy latem. Jakże inaczej wygląda o tej porze roku.

Inaczej niż latem, ale równie pięknie!
Tutaj już musiałam wzmóc swą czujność, bo dzieci chciały wszystko zbadać, dotknąć tafli lodu, itp. Mieliśmy też w planach pokarmienie kaczek chlebem, ale dzieciom chlebek tak bardzo posmakował, że dla ptaków niewiele zostało.


Staliśmy zatem na brzegu, wsuwając suchy chleb i obserwując kaczki ...


i przepływające kry ...

R. znalazł jakąś mini jamę pod lodem i prowadził własne obserwacje.


Wszystkim marsz nad rzekę w głębokim śniegu znów bardzo się spodobał, więc wieczorem - już w domowych pieleszach - kontynuowaliśmy zimowo-polarny wątek przenosząc się na Biegun Północny :-).

Relacja jutro ... Dobrej nocy!