niedziela, 30 grudnia 2012

Portrety w gorączce rysowane ....

Uff ... wreszcie gorączka odpuściła i mogę napisać kilka słów. Wszyscy czujemy się już lepiej. Mała M. już też w dużo lepszej formie. Ta choroba wykreśliła z mojego kalendarza cały cenny tydzień ... ale cóż ... Zdrowie najważniejsze.

Dziś, ze względu na późną porę, więcej obrazów niż słów. Postanowiłam bowiem podzielić się pracami, jakie Mała M i R wykonali w międzyczasie. Niestety z powodu złego samopoczucia rodziców musieli przez kilka dni dużo bawić się sami.

Pierwszego dnia, gdy zostałam sama w domu z gorączką i 2 moich pociech byłam przerażona, jak sobie poradzę. Nie miałam siły nawet wstać po kubek herbaty. Moje dzieci jednak tego dnia spisały się na medal. R. zaraz rano przybiegł do mnie i zapytał z troską w głosie o moje samopoczucie. Mała M. też była zmartwiona moim stanem, ale chyba bardziej się przejęła swoim pustym brzuszkiem ... bo pierwsze jej pytanie do mnie z rana brzmiało: Mamo, a będziesz nam gotować ???

Czułam się tak okropnie, że gdyby nie dzieci to sama przeleżałabym w łóżku cały dzień. Może jakąś kanapkę bym zjadła, ale z dziećmi na taki ,,luksus'' nie mogłam sobie pozwolić ... Jakoś dałam radę! Na szczęście oboje bawili się tego dnia sami aż do powrotu taty z pracy. R. opiekował się Małą M. i jakimś cudem obyło się bez sporów. Byłam z nich dumna. Oczywiście podziękowałam im i pochwaliłam ich za tak wspaniałe zachowanie.

Kolejnego dnia do grona chorych dołączył tatuś ... i dzieci znów musiały same znajdować sobie zajęcia. R. wymyślał zabawy samochodami, budował z klocków:


...... a mała M. najchętniej rysowała. Nawet, gdy sama padła ofiarą paskudnego wirusa w chwilach poprawy samopoczucia siadała i rysowała... Dziś doliczyłam się prawie 50 prac. Wybrałam niektóre .... Gustowała tym razem w rodzinnych portretach. Szczegóły poniżej ...


Mała artystka rysowała te prace w kilkanaście sekund tworząc stosik ... Niestety gorączka uniemożliwiła mi zapisanie autorskiej wersji. Jak domniemam, na górze - nasz mały rodzinny portrecik. MAMA w zwiewnej sukni z TATĄ za ŁAPKĘ (jak to zawsze mówi Mała M.). Oczywiście jest i Mała M. trzymająca swego tatusia za rączkę:-).



Tata, odkąd zachorował no i ostatnio więcej był z nami, ma wyraźnie wzięcie .... To właśnie jego portret. Stworzyła ich całe mnóstwo ...


Na szczęście i ja się jakimś cudem załapałam na mały portrecik z moją kochaną córeczką. Oczywiście trzymamy się za rączkę. To jeden z moich ulubionych portretów ....

Dwa dni temu odwiedziła nas babcia, więc i ona została utrwalona na papierze przez naszą artystkę. Scenka rodzajowa - babcia pcha wózek z Małą M., a za drugą rękę prowadzi swego syna, czyli tatusia Małej M. Można paść ze śmiechu:-). Coś chudziutki tu ten tatuś....


Najbardziej jednak rozbawił mnie wczorajszy poranny rysunek .... (poniżej)


Dzielny Tatuś idzie w deszczu .... Nie zabrał parasola, bo zapomniał .... - skomentowała Mała M. Widzę, że tata walczący z gorączką wyraźnie zaimponował swej córeczce ....


Powstało także mnóstwo dziwnych prac ... U góry jakaś postać z elementami fizjologii .... :-) ...


a powyżej jakieś ludziki ... Tylko nie wiem, kim jest ta duża postać z szeroko otwartą buzią?!!! Muszę koniecznie poprosić artystkę o wyjaśnienie :-).


Znalazłam jeszcze dokumentację rodzinną - ubieranie choinki oczami Małej M. , właściwie dwóch choinek. Widzę, że nasza artystka oddała zgodnie z prawdą, że choinki są dwie .... jedna większa od drugiej :-).

Tych prac mam tyyyyyyle, że blogu nie starczy ... Na koniec zatem wspólna praca R i M. Najpierw nasza trzylatka narysowała jakąś postać, a R. żółtym pisakiem od niechcenia coś dorysował:-). Najlepsze są te cyfry ... do odczytywania w lustrze:-) ... no i ludziki są świetne.


Na dobranoc mój ulubiony portret (już nie w czerni na szczęście) - MAMA, TATA i między nimi MAŁA M. (o dziwo na różowo!!!)


Tyle na dziś ... Mam nadzieję, że nie zanudziłam nikogo tymi plastycznymi pracami ...
Jutro może uda mi się już coś więcej o samych Świętach napisać i przedstawić kilka prac R. dla równowagi :-).

Dobrej nocy .....

sobota, 29 grudnia 2012

Krótka relacje z pola walki ... z wirusem

Witam
Niestety wirus nas rozłożył. Po trzech dniach gorączki i bezsennych nocach leżę z antybiotykiem ... i ledwo zipię. Moja druga połowa podobnie .... A od wczoraj Mała M. walczy z wysoką gorączką ... Zero apetytu ... Leki przeciwgorączkowe też jakoś opornie działają. BIEDACZKA. Dziś już nawet okłady robiłam ... Dobrze, że choć rano wstała rześka .. i narysowała z miejsca chyba z 20 portretów rodziców .... Nie wiem, czy to wpływ gorączki, ale na każdym portrecie mama z ,,fifinką'', a tatuś z siusiakiem :-). Już dawno aż tak fizjologia jej nie zaintrygowała!!!!

Jak się lepiej poczuję to coś tu znów wkleję. Może nawet jakiś ciekawy portrecik :-) Postaram sie jeszcze dziś.
Trzymajcie kciuki!
Do usłyszenia ...
P.S. Tylko R. w miarę w formie, ale jeszcze kaszle i coś mu tam w nosie gra:-)

środa, 26 grudnia 2012

Wirus krąży ...

Obiecana relacja ze Świąt JUTRO .... bo niestety i mnie wieczorem jakiś wirus DOPADŁ... Myślałam, że mam nie bierze, ale wirus niestety nie wybiera :-(
Pozdrawiam

wtorek, 25 grudnia 2012

O przygotowaniach do Świąt słów kilka ....

Przedświąteczne porządki zupełnie mnie pochłonęły, stąd moja kilkudniowa nieobecność. W niedzielny wieczór dowiedziałam się, że Święta przyjdzie nam jednak spędzić u siebie. Na szczęście większość świątecznych wiktuałów mieliśmy dostać od teściowej, więc mogłam ograniczyć swe przedświąteczne szaleństwo do niezbędnego minimum.

Powierzyłam zatem opiekę nad dziećmi mej drugiej połowie, aby zająć się błyskawicznym sprzątaniem i zakupami. Zaproponowałam kilka zabaw plastycznych i ... jakże ucieszyłam się widząc efekty. Po powrocie z zakupów czekały na mnie prawdziwe dzieła. Mała M. z pomocą taty wykonała prześliczną kartkę z choinką i prezentami.


R. zaraz zapragnął zrobić podobną pracę. Oto i ona. Sam wydzierał i naklejał aż powstało takie cudeńko:


Chwilkę wcześniej zrobił dla nas świąteczne okienko. Obie prace powstały na bazie książki ,,Radosne majsterkowanie z dziećmi''*:

Ogromnie ucieszyło mnie, że tak pożytecznie moja rodzinka spędziła czas. To jeszcze nie wszystkie niespodzianki przed Świętami. Na kilka dni przed Wigilią P. przywiózł nową choinkę (sztuczną, ale mierzącą aż 180 cm!), o której marzył R. Chciał koniecznie ,,taką dużą jak w szkole''. Tym zakupem sprawiliśmy mu ogromną radość i mimo złego samopoczucia sam przepięknie ją udekorował.


Był szczęśliwy, że mógł wreszcie zawiesić na niej własnoręcznie zrobione na czwartkowych zajęciach i w domu kolorowe łańcuchy i inne, równie barwnie, papierowe ozdoby z książeczki ,,Ozdoby świąteczne''.


Dostał też komplet nowych lampek i bombek, ale i tak najładniej, moim zdaniem, prezentują się te własnej roboty. Tak pięknej choinki jeszcze u nas nie było.


Mała M. też uczestniczyła w dekorowaniu. Dostała starszą i niższą choinkę, którą z wielkim zaangażowaniem samodzielnie dekorowała. Znalazłam dla niej starą świąteczną kolorowankę, którą z naszą niewielką pomocą przerobiła na choinkowe ozdoby. 


Chłopcom jednak żal było, że nie mamy prawdziwego drzewka, więc przytargałam do domu żywą gałązkę ... i skromnie wystroiliśmy ją w ostatnie w naszym posiadaniu bombki. 


Mała M. zadbała także o to, by balkonowym gościom także udzielił się świąteczny nastrój i sama ozdobiła drzwi balkonowe. Sikorka za oknem przyglądała się jej poczynaniom!

Kiedy ja oddawałam się przedświątecznej gorączce, moi domownicy nadal doskonalili swe plastyczne umiejętności. I tak, po powrocie z zakupów, zobaczyłam kolejne efekty ich wspólnych poczynań: wesołe pajacyki, które dodały uroku naszemu mieszkaniu.


Górny pajacyk - dzieło Małej M. i taty, a dolny -


- to samodzielna praca R. Jestem z niego dumna!!!!!!!! Cóż za dobór barw ... no i wykonanie bez zarzutu. 
Zaraz się w domu weselej zrobiło .... *

I tak powoli zbliżyliśmy się do wigilijnej wieczerzy. Dzieci były zaskoczone, że udało mi się tak szybko wysprzątać nieco, a jak zobaczyły na stole świąteczny obrus, świece i opłatek to były w przysłowiowym ,,szoku''. A gdy jeszcze zauważyły świąteczne obrusiki na własnych stoliczkach poczuły, że COŚ WAŻNEGO DZIAĆ SIĘ BĘDZIE!!!



Więcej słów o Świętach już jutro ... Radosnego świętowania!!!

* ,,Radosne majsterkowanie z dziećmi'', wyd. Jedność dla dzieci, Kielce 2005 



sobota, 22 grudnia 2012

Czytamy sylabki MA i PA

Dziś obiecana wczoraj relacja z kolejnego etapu nauki sylabek. Mała M. tak bardzo motywuje mnie do pracy, że muszę codziennie serwować jej małą porcyjkę. Siada do tego czytania z takim entuzjazmem.

WCZORAJ wprowadziłam nowe sylaby: MA, MO, itp. Najpierw odczytałyśmy je z książeczki Pani Profesor Jagody Cieszyńskiej, autorki tej całej doskonałej serii do nauki czytania, by następnie przejść do ulubionej części - zadań. Mała M. rozsiada się wówczas wygodnie przy stoliczku i czeka ... 


Najpierw tworzyłyśmy mini opowieść o rycerzach noszących imiona MA, MO, itp., którzy szli do walki z groźnym smokiem albo stawali konno do walki z innym śmiałkiem. Ja wymyślałam kto co robi, a Mała M. śledząc imiona ,,prowadziła kredką'' rycerza w wyznaczone miejsce. Ostatnio uwielbia prace, które wymagają zaznaczania czegoś na papierze, łączenia w pary, stąd to zadanie, choć proste, bardzo jej się podobało. 


Następnie pozostałyśmy w temacie rycerzy i zaproponowałam Małej M. połączenie w pary rycerzy (MA, MO, itp.) i smoków (MA, MO, itp.) Trzeba było nieco pogłówkować, bo kazałam jej czytać imiona i smoka i rycerza :-).


Potem zajęłyśmy się misiem ... bo ostatnio Mała M. dużo się misiem bawiła. Zadaniem trzylatki było ubranie go w spodenki i koszulkę. Sama decydowała w co go ubierze. Zadanie jednak było dość trudne, bo pojawiły się tu zarówno sylabki z P jak i z M. Tu już widziałam, że jest dość trudno, ale i tak czerpałyśmy radość z samego zajęcia. 


Na koniec zadanie najtrudniejsze, ale i tak Mała M. była zachwycona móc wrzucać brudne ubrania misia do zrobionej przez R. mini pralki. Wrzucając ciuszek miała mówić sylabkę, ale było ciut za trudno. Najważniejsze, że dobrze się bawiła!!!

DZIŚ znów udało mi się znaleźć chwilkę na wspólne czytanie z Małą M. Choć byłam bardzo zmęczona (stres wywołany gorączką R. i brakiem snu, itp.) widząc entuzjazm naszej trzylatki zmobilizowałam się do przygotowania dla niej ćwiczeń. Rozpoczęłyśmy, tradycyjnie, od czytania zeszytu 3 serii ,,Kocham czytać''. Chciałam zacząć od połowy, czyli od MA, MO etc, ale Mała M. powiedziała, że chce od początku .... Sama chciała:-)



Potem dałam jej wymyślone dziś karty z sylabami, w które może sama grać i sprawdzać, czy wybrane karty zostały dobrze dobrane w pary. Z jednej bowiem strony zamieściłam SYLABKĘ Z M, a na odwrocie - zrobiłam stempelek ze zwierzątkami.


Aby sprawdzić, czy MA znalazło swego odpowiednika wystarczy odwrócić karty. Jeśli trafi się na małego zwierzaka i jego rodzica - BINGO. Tym sposobem Mała M. może sama bawić się w łączenie sylab w pary albo bawić się w szukanie rodzinki zwierząt. I tak upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu:-).

Przebojem jednak okazała się sklecona w kilka minut nasza sylabkowa mini książeczka, którą zrobiłam dla Małej M. korzystając z zeszłorocznego katalogu InterMarche. Zostawiłam go kiedyś z myślą o dzieciach, które lubią wycinać i kleić, a dziś i ja mogłam z niego zrobić użytek. Tematyka świąteczna - dzieci i prezenty!


 Powycinałam, pokleiłam, dorysowałam dymki i wpisałam WYMIESZANE SYLABKI!!! Była stroniczka (jedna z 10-ciu!) z III ...


Do każdej wymyśliłam jakąś krótką historię, by zainteresować Małą M. Było np. o dziewczynce, która pod choinką znalazła telefon ze świecącymi i piszczącymi przyciskami PI PI PI ....


 .. o chłopcu ze sterowanym zdalnie dźwigiem, który pracując buczy BU BU BU...


 ... o dziewczynce wołającej mamę, by zobaczyła jakie piękne maskotki przyniósł jej Aniołek


 ... o przyszłej wokalistce, która dostała w prezencie mikrofon na stojaku ... w dodatku w swoim ulubionym kolorze (!) [MAŁA M. zaraz zamarzyła, BY TAKI MIEĆ!!!!]


Była też opowieść o koniku bujanym ... i jego właścicielce, której śni się, że to koń prawdziwy ... Koń, jak widać, też ożył i woła IHA :-)


... no i o chłopcu, który w pudełku znalazł straż (na sygnale) ....

Mała M. była ZACHWYCONA. TRZY RAZY czytałam jej tę książkę. Jutro chyba będzie się znów domagać jej lektury.

Tyle na dziś. .. Jutro zatem relacja z innych naszych poczynań .... Nie tylko sylabkowych:-) 
Pozdrawiamy :-)






piątek, 21 grudnia 2012

Liczymy ptaki ...

Witamy ... Piątek upłynął pod znakiem liczenia sikorek, które tłumnie dziś zlatywały do karmnika. Gorączka R. zatrzymała nas w domu, więc mogłam na spokojnie bliżej nieco przyjrzeć się odwiedzającym nas ptakom. Chętnie czyniłam to sama, bo gdy tylko zbliżały się dzieci, sikorki w popłochu zmykały ...

CZEKAMY I CZEKAMY!!!!
Dziś padła rekordowa liczba gości. Ja doliczyłam się ich jednorazowo 6, a R. nawet 7. Spryciarze! Zlatywali całą gromadą aż do czasu, gdy z nasypanej mieszanki wyjedli cały słonecznik. Resztą pogardzili i zajęli się słoninką.

Oto nasza dzisiejsza foto relacja z ptasich obserwacji.

SZEFOWA już jest! HURRRA!
Pierwsza, wyjątkowo dziś, zleciała do nas MODRASZKA. Nasza ulubienica, bo malutka no i ten kolor łebka - uroczy. Czasem nazywamy ją ,,szefową'', bo wydaje się nam, że ona to miejsce odkryła i rości sobie do niego specjalne prawa ... Choć mniejsza od bogatek, czasem pokazuje KTO TU RZĄDZI!!!!

Oto  i ONA - śmiesznie wygląda patrząc wprost na mnie :-)
Dziś siedziała tak kilka dobrych minut lekko kręcąc główką z boku na bok, jakby przeglądała się w lustrze. Wyglądała komicznie!


 Najwyraźniej typ samotnika ... Towarzystwa unika i przepędza inne, większe od siebie, sikorki bogatki. Gustuje w ,,dyndaniu'' na słonince (drucik jutro poprawię:-)) ...


... i zjadaniu resztek z pańskiego stołu :-)


Dziś - wyjątkowo - towarzyszył jej w tym zajęciu, odwiedzający naszą ptasią stołówkę po raz pierwszy - taki oto osobnik:-). Nawet nie przypuszczałam, że ktoś poza sikorkami tu zagląda, a tu - niespodzianka. I pomyśleć, co się tu dzieje, gdy nas nie ma :-).


Najliczniej jednak przylatują do nas sikorki bogatki, po kilka jednocześnie. Dziś nawet doliczyłam się ich 6. Swoisty rekord!!!

Swoiste oblężenie ...
Najchętniej (jak już wspomniałam) jedzą czarny słonecznik, nad którym muszą nieco popracować, stąd zwykle siadają w pobliżu np. na suszarce do prania ....


 i wyciągają nasionko z łupiny lub kruszą na drobniejsze porcje.


Inne zadowalają się wiszącą słoninką, jak ta bogatka poniżej. Najpierw błyskawiczna ocena słoninki ...,


a za moment - już degustacja.

Jednak skubanie dyndającej słoninki to dość karkołomne zajęcie, stąd większość bogatek woli ,,leżące'' przysmaki. Są ich u nas dwie - jedna po lewej i druga - po prawej. Trudno określić, która cieszy się większym powodzeniem... Ptaki same czasem nie są do końca zdecydowane:-) ... jak choćby ta bogatka poniżej. Na pierwszy rzut oka - nieco gardzi nadgryzioną już słoninką ...


lecz to tylko pozory ... Za sekundę już siedzi na przekąsce.


Sposób podejścia do słoninki też bardzo różny.


Jedne (jak widać na załączonych obrazkach) lubią przytrzymać swój smakołyk łapką ...


 Wolą także samodzielną konsumpcję i niechętnie dzielą się swą strawą.


Ten osobnik POWYŻEJ chyba pobiera lekcję jedzenia słoninki ...


A tu dwa głodomory do jednej słoninki. Niezmiernie rzadki to widok!!! Częściej zdarza się, że wzajemnie sobie nie przeszkadzają w konsumpcji.


 W przeciwieństwie do prawdziwych outsiderów, co to wolą patrzeć na świat z wysoka ... :-)



Tyle na dziś, bo północ już blisko ... Były też dziś nowe sylabki (nieco na rycerską modłę dla odmiany i inne zabawy), ale o tym już w następnym odcinku. DO ZAŚ:-)

Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam tymi ptasimi wywodami :-)...