środa, 27 lutego 2013

Mela, Mambo i ... worek bez kota :-)

Środa, mimo braku jakiegoś szczegółowego planu, upłynęła dość pracowicie, zwłaszcza wieczorem, gdy zaproponowałam dzieciom zrobienie krótkiego komiksu o krówce Meli i koniku Mambo. Te właśnie postacie wymyśliłam dziś na potrzebę ćwiczenia sylab i czytania, obserwując poranne, samodzielne zabawy Małej M. Mając w rączce dwa zwierzaki, maskotki i dwa nocniczki bawiła się w najlepsze. Zabawiłam się w obserwatora i nie mogłam uwierzyć, że tak niewiele trzeba, żeby bawić się długooooo ...


 Zwierzątka wędrowały, przeżywały różne przygody, ale były i intymne dość momenty ... Mała M., śmiejąc się do rozpuku, koniecznie chciała, bym zobaczyła, jak konik i krówka siusiają :-)


Jakże byłam zdumiona widząc, gdy za chwil kilka nocniczek w poidełko się zamienił ...  Znów ku uciesze Małej M.


Ów miś, w znalezionej gdzieś na podłodze skarpetce, też mnie rozbawił ...


Postanowiłam kontynuować wątek o krówce i koniku i, po nadaniu im imion, napisałam tekst dla Małej M. Wiedziałam, że będzie dość trudny, ale wierzyłam w umiejętności naszej trzy(ipół)latki.


Jedyną trudność właściwie sprawiło ,,PRZEZ'' , ale za to kończące tekst słowo PRZYJACIELA przeczytała sama bezbłędnie! Bystra z niej dziewczynka. Po przeczytaniu zaraz wzięła swoje figurki zwierzaków i odgrywała przeczytany tekst w zabawie ...


Wieczorem zaproponowałam dzieciom rysowanie komiksu o Meli i Mambo. R. nawet wykonał stronę tytułową i narysował kilka chmurek z dialogami, ale - ze względu na błędy w pisowni - ustaliliśmy, że jutro ten tekst wspólnie przepiszemy i damy Małej M. do przeczytania. Włożył wiele wysiłku, więc warto popracować nad nim jutro razem!


Zamiast komiksu, z własnej inicjatywy, napisał pięć zdań i zilustrował je, a następnie poprosił Małą M., by rozwiązała jego zadanie. Ogromną sprawił jej radość. Jak tylko Mała M. zobaczyła obrazki, roześmiała się głośno i bez problemu przeczytała zdania i połączyła z tekstem ... :

Mama śpi.
Tata śpi.
M. śpi ...
Tylko R. nie śpi.
R. się bawi.

W wersji R. ,,śpi'' zostało zapisane SIPI, więc zaraz poprawiliśmy chochlikowe wyczyny :-). Zdania zdaniami, ale te rysunki. Dla mnie REWELACJA!

Zadanie dla R. od Małej M. :-)
 Mała M. też wymyśliła zadanie dla R. Pieczętowała, pisała, wycinała, a na koniec sama je rozwiązała :-)

To jeszcze nie koniec zabaw i czytania na dziś. Kiedy R. rysował komiks, zaproponowałam Małej M. zabawę w ,,KOTA W WORKU''. Do woreczka włożyłam 10 przedmiotów, których nazwy zapisałam na karteczkach celowo je zdrabniając, chcąc ćwiczyć wprowadzone przed dwoma dniami połączenie z ,,CZ''. Większość wyrazów zawierała ów dwuznak.

Te oto cuda wrzuciłam do woreczka :-)
 Ciężko było jej grzebać w tym woreczku, więc schowałam owe przedmioty pod kołderkę dla lalek. Mała M. była zachwycona ... Bez problemu zgadywała nazwy ukrytych przedmiotów, śmiejąc się przy tym głośno.


A na koniec przeczytała wszystkie wyrazy ... i umieściła, gdzie trzeba!


Na koniec gry zapytała: Gdzie ten kot, Mamo? , no bo grę nazwałam KOT W WORKU :-) ... to i kot musi być ... Obiecałam, że kolejnym razem i kotek w worku się znajdzie :-)

No i powiedzonka dnia:

1) Dziś Mała M. bawi się swoim wózkiem. Nagle przerywa jazdę, bada przednie koła wózka i mówi:

Znowu ta OPONA DRĘTWIEJE. Nie mogę jechać dalej!!!!!!!! 

2) Tata poza domem. Mała M. pyta go przez telefon, w jednym zdaniu zadając DWA PYTANIA:

CZY MI COŚ KUPIŁEŚ I CZEMU NIE DZISIAJ???

Bardzo mnie tym rozbawiła ...

Tyle na dziś. .. Dobrej nocy!





wtorek, 26 lutego 2013

Zwiedzamy Mamoko ...

Wtorek upłynął pod znakiem wizyty teściowej. Wreszcie mogłam odpocząć od gotowania i zająć się drobnymi (zawsze zaległymi) pracami domowo-porządkowymi. Dzieci przy okazji miały atrakcje, bo babcia przyprowadziła R. ze szkoły, no i znalazła czas, by pobawić się z nimi. Przy okazji każde z nich zostało właścicielem nowego pojazdu, więc radości co niemiara. Zaraz trzeba było wypróbować prezenty w ruchu i pokój R. w kilka minut stał się małym miasteczkiem ... Nawet babci przyszło, na kolanach, ścigać się autkami z wnukami. Czego to się nie robi dla maluchów? :-)

Prawdziwy tor dla aut
Odwiedziny babci to także świetna okazja, by coś przeczytać. I tak, Mała M. z ogromną radością przeczytała babci wczorajszy tekst o rogalach, wzbudzając - rzecz jasna - zachwyt u słuchaczy:-).

Mała M. cieszy się ogromnie, że już czytać ciut potrafi, bo czyta, co tylko się da. Dziś podczas zakupów, ja płaciłam, a za plecami słyszałam, jak czyta wyświetlany na ekranie napis:

WI -TA - MY!

Potem, zaraz po wyjściu ze sklepu, składała sylabki, aż wyszło:

SZY - BY   SA-MO - CHO - DO - WE ...

Potem zaś w aptece pochwaliła się, że już potrafi czytać i dodała, że

,,mój brat R. czyta JUŻ MAŁE SYLABKI!!!''  (bo Mała M. doskonale orientuje się, że jej starszy brat potrafi już czytać małe literki, a ona (tylko:-)) DUŻE) ... Rozbawiła tym panie aptekarki, które zaraz zapytały:

,,To co, Ty, będziesz w szkole robiła??? '' 

Nie pierwszy raz słyszę te słowa ... Ja się tym jakoś nie martwię. Cieszę się, że Mała M. z taką szybkością opanowuje naukę sylabek... Sama chce ... i idzie jak burza! :-)

Skoro o sylabach mowa, to nauki czytania też dziś nie mogło zabraknąć. Tym bardziej, że Mała M. sama się co dzień o nią dopomina. Jak podaję czytany wcześniej tekst to zazwyczaj mówi, że to już zna i że to już czytała :-). Dziś zatem - dla odmiany - połączyłam naukę czytania z czytaniem książki ,,Miasteczko Mamoko''*. Czytamy ją od kilku dni i nasza fascynacja nią nie gaśnie.

Odwiedzamy Miasteczko Mamoko:-)
Mała M. nie znała jeszcze ,,Miasteczka Mamoko'', więc postanowiłam - jako wprowadzenie do książki i ćwiczenie czytania - zapoznać ją z jej bohaterami, zabawnymi postaciami o śmiesznych imionach i nazwiskach. Na karteczkach wypisałam personalia bohaterów. Mała M. losowała je i czytała głośno, odszukując dane postacie najpierw na okładce, a potem na stronach książki.

Sama książka nie zawiera ŻADNEGO tekstu, a jej urok polega na tym, że śledzi się losy postaci na kolejnych stronach książki - w różnych miejscach i dość często w zabawnych sytuacjach. Świetna okazja do ćwiczenia spostrzegawczości i snucia historyjek.

Nawet babcię dziś zaprosiłam do ,,czytania'' tej książki z R. i M. Każdy wybierał jakąś postać, a pozostałe osoby, na zmianę, opowiadały jej dzieje :). Doskonała książka łącząca, jak widać, pokolenia!


Lista pytań dla Małej M.
Mała M. świetnie poradziła sobie z odczytaniem śmiesznych imion i nazwisk owych 10 postaci, z których każda wymagała dokładnego prześledzenia kilku stron książki. Obie świetnie się przy tym bawiłyśmy!!! Potem zaproponowałam jeszcze Małej M. odpowiadanie na pytania ...

Mała M. czyta i odpowiada ...
Udało się udzielić odpowiedzi na dwa pytania (pozostałe na inny raz, bo to dość nużące jak na jedną okazję), a Mała M. nawet samodzielnie zanotowała odpowiedź na jedno z nich. Dawno nie pisałyśmy ... i napisanie ,,W'' sprawiło mały problem. Nie do napisania :-) okazała się jednak litera Z .. Mała M. próbowała i próbowała, ale jakoś wyjść nie chciało ... Niemniej jednak z czytaniem i ustnym udzielaniem odpowiedzi poradziła sobie bez problemu. Jestem z niej dumna!!!

I tak na porządkach, czytaniu i zabawach upłynął nam kolejny dzień ...


POWIEDZONKA ...

Na deser kilka powiedzonek, którymi ostatnio rozbawiła mnie Mała M.:

1) Wczoraj upadła na śniegu, a raczej na kałuży pośniegowej :-) Otrzepuje się i mówi do siebie:

NA SZCZĘŚCIE miałam te spodnie OD WILGOCI!

(tą wilgocią to mnie rozbawiła) ....

2) Często podczas zabaw autkami gada non stop, wymyśla jakieś historie, więc dziś usłyszałam jak autko (jej ustami) mówiło:

NIC NIE SŁYSZĘ, bo mam USZY ZATKANE WATĄ!!!

3) Mała M. obserwuje, jak R. wycina coś nożycami ... i udziela mu wskazówek:

DOKŁADNIE, JAK TA LINIA PROWADZI! 

Tyle na teraz ... Pozdrawiamy!

**,,Miasteczko Mamoko'', Aleksandra Mizielińska i Daniel Mizieliński, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2010

Kulinarno-sylabkowy poniedziałek ...

Poniedziałek spędziliśmy w kuchni: ja gotując obiad i piekąc ciasto, a dzieci gotując w swojej kuchence. Wystarczyło kilka garści makaronu i zabawa gotowa. Dziecięca wyobraźnia nie zna granic. Kilka świderków służyło za obiad dla Małej M. serwowany przez R. (klopsiki w sosie szpinakowym z mozarellą - pomysł R.) oraz za sucharki moczone w herbatce popijane naparem miętowym dla misia (z bolącym brzuszkiem).

Dzieci i miś  w barze ...
Ja zaś czas zgodnej dziecięcej zabawy wykorzystałam na pieczenie ciasta. Dzieci często mają ochotę na drożdżówki, ale ze względów ekonomicznych i zdrowotnych wolę domowe wypieki. Znów zdecydowałam się na biszkopt z galaretką, bitą śmietaną (na mleku) i brzoskwiniami. Wyszedł (nie chwaląc się:-)) rewelacyjnie i ... nawet nie wiem, kiedy zniknęła połowa tortu. Nawet teściowa dziś pochwaliła, więc chyba inny komentarz zbyteczny:-)

Nasz tort jeszcze w całości :-)

Skoro dzień w kuchni to i SYLABKOWA czytanka nieco kulinarna w treści :-). Tekst wymyśliła ciocia A. (nasz rodzinny ekspert w dziedzinie czytania sylabami). Słowem kluczowym były ROGALE DLA LALI, a cały tekst opisem naszej niedzieli. Pocięłam go na paski (nierówne niestety, bo zapomniałam o pocięciu zanim rozpoczęłam nagrywanie czytającej Małej M.). Mała M. przeczytała, jak zawsze, z ogromnym entuzjazmem, a jak pojawiły się słowa: ROGALE DLA LALI to jej się buzia od ucha do ucha uśmiechnęła!!!

O rogalach i nie tylko ...
Wieczorem zaś dzieci mnie namówiły na wspólne czytanie ,,Miasteczka MAMOKO''* ... Książka rewelacyjna, ale byłam tak zmęczona, że nie byłam w stanie śledzić jej zabawnych bohaterów (choć bardzo się starałam!)

Od rana czułam się wyjątkowo zmęczona. Dzieci też jakoś wczoraj dużo dokazywały i ... zasnęłam z nimi tuż po 20-ej. Już dawno mi się to nie zdarzyło!!!  Cd. naszych przygód w Mamoko zatem w kolejnym wpisie....

*,,Miasteczko Mamoko'', Aleksandra Mizielińska i Daniel Mizieliński, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2010

niedziela, 24 lutego 2013

Spokojna niedziela ...

Niedzielę postanowiłam spędzić nieco inaczej, nie wyznaczając dzieciom zadań, a raczej zostawiając im pole do samodzielnych działań. Sama zaś chciałam w tym czasie zająć się drobnymi pracami w kuchni, które od dłuższego czasu odkładałam... I udało się! Oboje świetnie się bawili i nie narzekali na brak pomysłów.

Mała M. rozpoczęła od długich zabaw samochodzikami, które prowadziła po dywanowych uliczkach, układając przy tym całe historie. Pełna byłam podziwu dla jej skupienia i wytrwałości. R. zaś wybrał zabawę masą solną. Rano obejrzał krótki filmik o astronautach i zaraz zapragnął ,,zbudować'' własną planetę. Wybór padł na Marsa. Kosmos go fascynuje, a i Mała M. zaczyna się interesować tym tematem, bo ostatnio podczas śniadania, zniecierpliwiona bardzo, zapytała tatę:

Kiedy wreszcie polecimy na Księżyc!!

Ach, ten świat dziecięcych MARZEŃ ... możliwych do spełnienia ...! :-)

Kratery, góry na Marsie ... Czekamy aż masa solna wyschnie!

Mała M. też zapragnęła coś ulepić i, jak na małą kucharkę przystało, zrobiła z masy placek, który potem piekła w swej kuchence. Najbardziej rozbawiła mnie wkładając na ręce skarpety, zamiast rękawic, które ja zazwyczaj zakładam wkładając blachę do pieca. Cóż za bystra obserwatorka!

Zabawę w gotowanie i serwowanie potraw rozpoczęła już wczoraj wieczorem, kiedy to - po moim późnym powrocie do domu - oznajmiła:

Mamo, zapraszam Cię do BARU!!!

Zdziwiona pytam, DO BARU???

A ona mi na to:

Nie do BALU, tylko DO BARUUU!!!!

I już wszystko stało się jasne :-)

Małe rączki kroją i lepią ...

Na koniec, gdy gotowanie nieco ją znużyło, z pomocą taty ulepiła dwa śmieszne ludziki!


Nie mogło zabraknąć zabaw z psami. Po wizycie u cioci R. mamy aż trzy psiaki do opieki. Oboje bardzo się o nie troszczą.


Najchętniej Mała M. zajmuje się nimi: gotuje dla nich, nakłada im jedzenie do misek. Prosi nawet o picie dla nich!

Piesek R. czeka na wodę :-)

************************

Po obiedzie nadeszła wyczekiwana przeze mnie pora na wspólną lekturę wczorajszych bibliotecznych ,,łupów''. Dzieci, zmęczone zabawą i spacerem, ułożyły się wygodnie na materacu i słuchały, a ja czytałam, czytałam i czytałam ... Miałam cichą nadzieję, że Mała M. zaśnie, ale nic z tego. Nawet lektura dziewięciu książek nie była w stanie jej do snu utulić :-) Nie wiem, skąd ona czerpie tyle energii. Je mało, śpi mało, a wiecznie gada i kręci się to tu, to tam. Zasnęła dopiero po kolacji, podczas lektury trzeciego z kolei opowiadania o Panu Kuleczce ... UFF!


A jeszcze wracając do kolacji ... zaproponowałam dziś moim pociechom wyłączenie światła i jedzenie przy zapalonych świecach. R. miał dużą świeczkę na swoim stole, a Mała M. - maluśką. Obserwowaliśmy blask świec, barwę ich światła ... i widziałam, że dzieci były ZACHWYCONE. Musiałam tylko bardzo pilnować Małej M., której łapki stale coś tam przy świeczce chciały manipulować :-)

Taka drobna zmiana, a uśmiech na twarzach dzieci i blask świec w ich oczach na długo pozostanie mi w pamięci.


P.S. Była oczywiście chwila czytania dla mamy. R. znów wrócił do samodzielnej  lektury za sprawą nowej książki z biblioteki (!), a Mała M. dziś znalazła stare teksty ,,sylabkowe'' i też czytała głośno. HURRA! Jakaż to radość mieć CZYTAJĄCE z przyjemnością i radością na twarzyczkach POCIECHY!

sobota, 23 lutego 2013

Wyprawa do biblioteki ...

Sobotnie przedpołudnie spędziliśmy w bibliotece ... To jedyny dzień w tygodniu, kiedy możemy spokojnie wybrać się na spacer i wymienić nasz ,,ruchomy księgozbiór''. Wyruszyliśmy ok.11-ej grzęznąć w śnieżnych zaspach, wioząc całą reklamówkę książek. W pewnym momencie poczułam, że wózek odmawia posłuszeństwa, więc - zgodnie z przysłowiem, baby z wozu :-). Mała M. musiała dreptać do domu po drugi wózek, bo okazało się, że w jednym kole nie było ani grama powietrza. Ciężko się szło, ale Małej M. raźniej było i nie marudziła. Towarzyszył jej pożyczony wczoraj od cioci piesek.

A tu pusta jest miseczka, a jeszcze bym chciał:-)
I tak opóźniło się nasze wyjście, a żeby nabrać sił do dalszej drogi zrobiliśmy sobie krótki przystanek na posilenie się drożdżówkami, a potem ruszyliśmy dalej przed siebie, do celu naszej wycieczki - biblioteki miejskiej.

Bardzo lubimy tutaj przychodzić. Mała M. wbiega do dziecięcej wypożyczalni, sama wybiera sobie książeczki (wszystkie na półeczkach dostosowanych do wzrostu maluchów), zasiada przy stoliku i przegląda je. Układa całe stosiki książek, które chce bym jej wypożyczyła. Ja w międzyczasie dla niej i dla R. też szukam odpowiednich pozycji ... Dziś Mała M. wybrała dla siebie, oczywiście, kolejną już wersję ,,Czerwonego Kapturka'' i dwie ,,Jasia i Małgosi''.

Jeśli znajdzie jakąś książkę, znaną jej z domowego księgozbioru, to piszczy na cały głos i na całą bibliotekę :-)

MY TO MAMY!!!!! (tylko inną wersję!)

R. też wybiera sam. Dziś stosik znów przypominał górę, ale po selekcji zostało ich łącznie (jedynie) 27! Sama czerpię radość z wybierania dla nich książek, zwłaszcza gdy trafię na tytuł polecany dla danej grupy wiekowej. W większości są to tytuły nowe, więc dla mnie są także małym czytelniczym odkryciem.

Dziś też po raz pierwszy w czytelni skorzystaliśmy z dostępnych gier planszowych. Wybór padł na ,,Nos w nos'' firmy Granna. Wąchaliśmy sześć pojemniczków i dopasowywaliśmy do obrazków na kartonikach. Świetna zabawa! Tym bardziej, że dla Małej M. zapach róży czy zielonego jabłuszka to była nowość. R. chciał jeszcze zagrać w ,,Duchy'', ale zostawiliśmy to sobie na kolejny raz :-)

Po powrocie do domu znów musiałam poganiać dzieci do łazienki, żeby umyły ręce, bo one JUŻ chciały przeglądać biblioteczne ,,skarby''. Mała M. wpadła zaraz do pokoju z pytaniem:

,,A gdzie mój STOSIK?'' i z wypiekami na twarzy, sięgnęła po (rzecz jasna!) ,,Czerwonego Kapturka''!




R. zaś sięgnął po książkę, która nie bardzo przypadła mi do gustu (maski do samodzielnego wykonania!) ... i wykonał maskę kościotrupa. Chce mnie koniecznie postraszyć nieco, więc mu obiecałam, że założę tę maskę dziś na twarz, jak spać pójdę i zobaczymy, co powie, jak mnie w nocy zobaczy:-)

Pokazywał Małej M. tę książkę, strona po stronie, mówiąc:

Co byś powiedziała na taką maskę???

A Mała M. na to:

NO, FAJOWE!!!!!!!!!!!

Śmiesznie brzmią takie zdania z ust trzy(ipół)latki. Myślę, że zmieni zdanie co do wyglądu maski brata, jak go zobaczy wieczorową porą :-)

Dziś też w bibliotece wywołałam spore zamieszanie. Zachowywałam się niczym Pan Hilary .. Otóż po zapakowaniu plecaka książek, załadowaniu aparatu, założeniu na ramię 2 innych toreb, dopilnowaniu, by dzieci nie zgubiły rękawic, szali itp. odkryłam, że gdzieś się zawieruszyła moja komórka. Wcześniej ściszyłam telefon, żeby nie przeszkadzał nikomu, bo czytelnia to zawsze dla mnie strefa ciszy :-) Podałam pani bibliotekarce numer telefonu i pani dzwoniła, a ja z dziećmi próbowałam namierzyć, skąd dochodzi dzwonienie. Nie ukrywam, że nieco się zestresowałam ... Ciężko było go znaleźć, ale wszędzie był, gdzieś blisko. Wreszcie sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni iiii stanęłam cała w pąsach, gdy odkryłam, że tam właśnie była cały czas owa zguba. Przeprosiłam miłe panie i podziękowałam za pomoc!!!! Ale wpadka:-)


Takie to dziś mieliśmy przygody ... W drodze powrotnej odstresowałam się nieco, obserwując radość mych pociech maszerujących w głębokim śniegu, a szczególnie Małą M. bawiącą się swym pieskiem w śniegu. TYLE w niej spontaniczności i radości!!! Uczę się od niej, choć o postępy w tym względzie nie jest łatwo:-)

Pozdrawiamy ....




piątek, 22 lutego 2013

Idziemy w gości ...

Dziś, z powodu bólu brzucha i nasilenia alergii, zostaliśmy w domu i .... nawet nie wiem, kiedy ten dzień nam przeleciał. Najpierw było poranne zmaganie z parowaniem skarpet. O dziwo, R. sam zabrał się za owo karkołomne zadanie, wysypując na podłogę całą górę skarpetek wszelakiej maści :-). Musiałam mu przyjść z pomocą, ale i tak świetnie sobie poradził. Tym sposobem ćwiczenie spostrzegawczości na dzień dzisiejszy miałam już z głowy. A i w pokoju jakoś czyściej się zrobiło, gdy zniknęło worków kilka. Doliczyłam się 97 par!!! To nasz SKARPETKOWY WYCZYN.

Prawie STO PAR zebranych! HURRRA!
W ramach spaceru i hartowania się w zimowej aurze, powędrowaliśmy (bez wózka) na targowisko i odwiedziliśmy po drodze kilka sklepów. Mała M. została właścicielką nowej sukienki i już doczekać się nie może, kiedy ją założy. Niesamowite, jak potrafi się cieszyć. Jak tylko zobaczyła tę sukienkę, rzekła:

ACH, jaka piękna!!!

i zaraz zapytała, czy może ją już dziś ubrać.

Nowa kreacja Małej M.
Jednak największą atrakcją były odwiedziny u ,,cioci'' R., która obiecała ostatnio, że kolejnym razem dzieci same nakarmią kotka. R. i M. dostali do rączki puszkę i specjalną łyżkę i nałożyli kotkowi stosowną porcję. Kotek rzucił się na jedzonko, a Mała M. aż piszczała z uciechy mogąc mu się przyglądać. Wszędzie chodziła za nim, a gdy znikał z pola widzenia wołała:

KOCURKU, chodź do mnie!!!

Kotek szukał sobie miejsca, gdzie mógłby się ukryć przed dziećmi. W końcu wyszedł sobie, balkonowymi drzwiami, na podwórko... UFF! Mała M. była nim zachwycona, ale wychodząc z domku cioci wyraziła swe rozczarowanie:

Ale kotek nie POBAWIŁ SIĘ ZE MNĄ KLOCKAMI!

Nie wiedziałam, że właśnie takie miała wyobrażenie o zabawach z kotkiem :-)
Na otarcie łez ciocia wręczyła każdemu pluszaka. Mała M. wybrała małego pieska, którym troskliwie się opiekuje: tuli, wozi w wózeczku, karmi, chodzi do (niby) sklepu po kości dla niego, itp. Nawet do łóżeczka go dziś ze sobą zabrała. AAA ... i pozwala go nawet czasem pogłaskać, ale ,,nie w ogonek, bo on nim rusza!'' ... - tłumaczy mi Mała M.

***

Jeszcze anegdotka ... Jedna z mam, widząc jak drobnej budowy jest Mała M., pyta ją:

Powiedz mi, M., czym TA MAMA CIĘ KARMI?

A ona na to:

NALEŚNIKAMI!!!

Hm ... No i trochę prawdy w tym jest, bo dziś jadła placki ziemniaczane, wczoraj naleśniki, a jeszcze wcześniej racuchy z jabłkami. Jakoś tak się złożyło, a więc Mała M. miała rację, mówiąc o naleśnikowej diecie :-)

***

Nawet, będąc u cioci, Mała M. miała ochotę poczytać. Wzięłam kilka książek, w razie gdyby się znudziła budowaniem z klocków. Zasiadła z zeszytem ,,Kocham czytać'' na kolankach i bezbłędnie przeczytała wszystkie sylabki z zeszytu nr 11, wzbudzając podziw zgromadzonych !!!! Z przyjemnością i zachwytem patrzyłam na jej radość z czytania. Uśmiech i entuzjazm. Widzę na co dzień, jak OGROMNĄ radość można czerpać z NAUKI SYLABEK. Mała M. już teraz czyta napisy na szyldach sklepów, na produktach w sklepie itp. Cieszy się, gdy uda się jej coś nowego samodzielnie przeczytać, a ja cieszę się wraz z nią!!!

R. znów dziś wrócił do głośnego czytania. To już trzecia książka, którą sam dziennie czyta ,,dla mamy''. Czasem prosi, bym mu choć kilka stroniczek przeczytała, ale konsekwentnie odmawiam, tłumacząc, że to jest KSIĄŻKA, którą on CZYTA MAMIE ... a mama jemu - chętnie przeczyta wszystkie inne książki.
Jutro - sobota, więc tradycyjnie już wspólne wyjście do biblioteki. Już się doczekać nie mogę.

Pozdrawiamy i odpoczynku w weekend życzymy :-)


czwartek, 21 lutego 2013

Plaża nam się marzy ...

Zima za oknem, a nam już marzy się LATO. Dziś Małej M. już zamarzyły się spódniczki i sandałki, więc po powrocie ze szkoły rozłożyła na podłodze koce i oznajmiła, z przejęciem w głosie, swym lalom i misiom:

Kochani, Będziemy się OPALAĆ... Możemy sobie robić taki piknik co dzień!


Plażowicze i plażowiczki !!!!
Lale znalazły miejsce na kocu ... i zaczęło się plażowanie. Zabawa na 102! W pewnym momencie jednak, Mała M. zdała sobie sprawę, że jej podopieczni nie mają okularów przeciwsłonecznych. Szybko poratowałam ją, wręczając parę okularów z zestawu ,,Mały lekarz''. Ale co z lalami?
Mała M. wzięła kartkę z bloku technicznego i sama zadbać chciała o okulary dla lalek.

Okulary małej lekarki :-)
Najpierw odrysowała wzór ... bazując na swych okularach dla pani doktor :-) ...

OKULARY dla lalek ...

Wycinała i wycinała, ale zniechęciła się, gdy okulary potargały się przy zakładaniu na nos jednej z lal ... Obiecałam, że poszukam w sklepie takich okularów dla misiów i lalek :-)



Mała M. dziś wyraźnie marzyła o lecie, więc w tym też temacie ćwiczyłyśmy dziś czytanie. Najpierw poprosiłam Małą M., żeby mi powiedziała, co jej się z latem kojarzy ... Część skojarzeń zapisałam ja, pod jej dyktando, a część- Mała M. (LODY, LATO, LEŻAK).  Byłam z niej dumna!


Potem przeczytałam kilka wierszyków o lecie. Obowiązkowo ,,Lody na patyku'' W. Chotomskiej, bo to przecież na topie ostatnio :-). No i wreszcie (bo Mała M. już nie mogła się doczekać swej porcji SYLABEK) pora na CZYTANIE. Tym razem skorzystałam z książeczki ,,Mój pierwszy ilustrowany słownik''*. Przepisałam zebrane słownictwo związane z morzem. Mała M. losowo wybierała sobie owe karteczki, odczytywała je głośno i kładła na odpowiedni obrazek. Byłam pełna podziwu, z jaką łatwością odczytywała słowa, nawet te z, dopiero co wczoraj poznaną, literą Ł. Nawet ,,kamizelka ratunkowa'' czy ,,materac dmuchany'' nie sprawiły jej kłopotu. Odpuściłam jej czytanie ,,przeciwsłoneczne'' w parze z okularami.... Ależ z niej mądralka!!!

Nadal jednak chciała WIĘCEJ. Jej sylabkowo-czytelniczy głód już znam, więc byłam gotowa. Przygotowałam zagadki związane z tematyką lata. Czytałam je głośno. R. zapisywał odpowiedzi na kartce, a Mała M. odszukiwała jej na karteczkach (tych, które wcześniej odczytała). Też świetnie poradziła sobie z tym zadaniem.

Nie zawsze prawidłowo zapisane odpowiedzi na zagadki :-) 
Odpowiedzi R. - prawidłowe, gorzej z zapisem. Najśmieszniejsza sytuacja była taka, że gdy padło pytanie o to, co jemy na plaży (w pobliskiej smażalni) nie chciał się zgodzić z odpowiedzią RYBA i wpisał, jako - jego zdaniem - prawidłową odpowiedź LODY ... bo ,, lody się je na plaży''. Na nic tłumaczenia ... Z i Ż też w lustrze się przeglądają, ale niestety R. nie miał ochoty poprawić błędów.

Mała M. pisze
Mała M. też chciała zapisać, tak jak starszy brat. I wpisywała odpowiedzi na czytane przeze mnie zagadki:
LODY. MORZE, BASEN i ZOO :-). Jak na samodzielne pisanie trzylatki chyba całkiem nieźle. Ja w jej wieku tak pisać nie potrafiłam :-)


A na deser - ostatnia odpowiedź Małej M. ... przez nią dziś zapisana. To Ż - wyglądające niczym SCHODEK Z PIŁKĄ - bardzo mi przypadło do gustu !!!! Tym bardziej, że pisała zupełnie SAMA ...

Tyle na dziś ... Pozdrawiamy z plaży!

*Mój pierwszy ilustrowany słowniczek, wyd. Elżbieta Jarmołkiewicz, Zielona Góra, 2006


środa, 20 lutego 2013

Badamy i czytamy ... w kuchni

Jak co dzień ambitnie zaplanowałam spędzenie czasu z dziećmi, ale zimowa aura, znacznie wydłużająca drogę do i ze szkoły, no i zmęczenie plus domowe obowiązki spowodowały, że nie udało się zrealizować planu w całości. Cieszę się, że cokolwiek udało się nam zrobić poza gotowaniem i samodzielną zabawą R. i Małej M.

Nie mogło zabraknąć sylabek, więc dziś czytałyśmy wczorajsze HA/CHA i wprowadziłam połączenia z ,,Ł''. Mała M. była zachwycona, że znów coś NOWEGO, a szczególnie duma ją rozpierała, gdy mogła sama przeczytać zdanie o kotku i jego chorej ŁAPCE. Jutro będziemy ćwiczyć nowe sylabki. Muszę pogłówkować nieco, by czymś naszą małą czytelniczkę zainteresować :-).

Przed kilkoma dniami obiecałam moim pociechom wspólne przeprowadzenie eksperymentu. Postanowiłam połączyć go z doskonaleniem umiejętności czytania. Głównym celem było testowanie, które z produktów spożywczych rozpuszczają się w wodzie.

10 zakrętek pełnych niespodzianek ...
Przygotowałam na talerzu małe porcje dziesięciu substancji .... i pozwoliłam dzieciom wąchać, dotykać i sprawdzać ich smak (wybranych!). Niektóre oboje zgadli bez problemu na pierwszy rzut oka.

Badamy ... i czytamy 
Następnie rozłożyłam na stole ich nazwy ...  i poprosiłam Małą M. o ich odczytanie i połączenie z odpowiednim produktem. Jedyną trudność stanowiło odczytanie słowa : mąka ziemniaczana. Z resztą produktów świetnie sobie poradziła. Śmiała się przy tym, gdyż mogła podotykać, posmakować, powąchać do woli takich artykułów jak: cukier puder, kakao, kawa inka, cukier kryształ itp. Jakoś tak do kawy ,,dla dorosłych'' dziwnie ją ciągnęło :-).

Zadanie rozwiązane!

Z zadaniem uwinęła się bardzo szybko .... R. w międzyczasie to samo zadanie wykonywał z tatą. Celowo ich rozdzieliłam, bo bałam się, że starszy brat będzie chciał wyręczać Małą M. z czytania :-)

Mieszanie to FRAJDA!

To dopiero połowa zadania ... teraz pora na drugą część zabawy. Wrzucałyśmy kolejno do słoiczków małe porcje odgadniętych artykułów i sprawdzałyśmy, czy rozpuszczają się w wodzie. Przygotowałam też kartę wyników, gdzie zaznaczałyśmy nasze przypuszczenia i obserwacje ...

Karta wyników ...

To dopiero była FRAJDA. Można było sobie do woli mieszać łyżeczką w wodzie stukając przy tym, patrząc co z solą, cukrem czy kawą dziać się będzie. I choć Mała M. była całkowicie pochłonięta owym mieszaniem, wykazała się czujnością. Gdy na koniec zadałam pytanie, które z substancji się NIE rozpuszczają, odpowiedziała (bez pudła:-): kawa mielona, makaron i ryż.

I tak udało mi się połączyć SYLABKI z EKSPERYMENTOWANIEM :-)

Tyle na dziś. Dobrej nocy!!!

Chomik i LODY NA PATYKU

Zgodnie z obietnicą daną wcześniej Małej M., w poniedziałkowe przedpołudnie rozpoczęłam czytanie nowego, kolejnego już, zeszytu ,,Kocham czytać''. Mała M. na słowa: ,,NOWE SYLABKI'', aż podskoczyła na kanapie i oznajmiła swą radość słowami: ,,Hura! Hura!''

Tradycyjnie zaczęłyśmy od czytania o Jagódce i Janku, aby potem móc przejść dalej, do ułożonego nocą, specjalnie dla Małej M., tekstu. Skoro miało być CHA, HA itp. to postanowiłam, że będzie o CHOMIKU, gdyż kilka dni wcześniej w jednym z czasopism dla dzieci ukazała się mała figurka tego zwierzaka pędzącego na nartach wodnych (!). Nie przepadam za takimi gadżetami, ale dzieciom się podoba ... no i motywuje dodatkowo do czytania :-)


Wiedziałam, że napisany o chomiku tekst będzie trudny, ale z drugiej strony wiedziałam, jak bardzo Mała M. KOCHA CZYTANIE i wierzyłam, że nawet z takim tekstem sobie poradzi. Dla ułatwienia każde zdanie napisałam innego koloru flamastrem, żeby łatwiej jej było znaleźć rozpoczęte zdanie ...


Byłam ciekawa, czy da radę. I ... Mała M. usiadła i zaczęła czytać ... i tak, linijka po linijce, przeczytała CAŁOŚĆ. Moja pomoc właściwie ograniczyła się do zwracania uwagi, jak czytać połączenia ,,WIE'', które pojawia się kilkakrotnie w tekście. Nie ukrywam, że byłam DUMNA z mojej trzylatki.

Pisząc tekst celowo wplotłam zdania o zakupie pieska i o Puszku Okruszku, bo wiedziałam, że tym przyciągnę jej uwagę... Po przeczytaniu OBIECAŁAM w NAGRODĘ odwiedziny w sklepie zoologicznym (skoro o chomiku była mowa) i LODY NA PATYKU (z listy zakupów do czytania z dnia poprzedniego!) . Trudność tekstu duża, więc nagroda musi być odpowiednia!!!

Słowa dotrzymałam ... W drodze ze szkoły oglądaliśmy chomiki i inne zwierzaki, ale i tak przebojem były LODY NA PATYKU, które zamówiliśmy telefonicznie u taty. Mała M. cały dzień pytała mnie, czy jeszcze nie jest za późno i czy te sklepy z lodami są jeszcze otwarte ... JAKAŻ była jej radość i błysk w oczach, gdy wreszcie po powrocie taty z pracy mogła zasiąść przy swoim stoliczku i rozkoszować się jogurtowymi lodami w polewie czekoladowej, na patyku, oczywiście :-)

I tak połączyłam dwie przyjemności, nie mówiąc już o tym, że sama mogłam zjeść porcję owych lodów. MNIAM! Muszę częściej takie smakołyki wplatać w moje sylabkowe teksty :-)

 Drugą, po sylabkach, pasją Małej M. jest rysowanie, głównie wózków dziecięcych ... Oto te z wczoraj:


Wózek przeogromny, a jaka ta mamuśka chudziutka... ?!


Wózek numer 2 ... Chętnych do pchania, póki co, BRAK :-)


Trzeci obrazek spodobał mi się najbardziej. Mała M. udzieliła mi, jak zawsze, wyjaśnień:

Po lewej - od góry Mała M. i R. , a po prawej  - MAMA NIESIE WIELKĄ LALĘ dla Małej M. a dla R. - PIF-PAFKĘ :-) (to strzelba z nagrania Czerwonego Kapturka) :-) Pośrodku kartki DRZEWO z wiśniami i CZARNYMI jabłkami. Niech żyje dziecięca fantazja.

Tym optymistycznym akcentem kończę ... Do miłego usłyszenia :-)

wtorek, 19 lutego 2013

Sylabki w szkole i w domu ...

Igloo jak igloo, ale dla Małej M. jednak główną atrakcją dnia są SYLABKI i nic nie wskazuje na to, że coś w tym względzie się zmieni w najbliższym czasie. I tak trzymać! Nadal wytrwale uczymy się czytać, a nawet znajdujemy sympatyków nauki metodą Pani Profesor Jagody Cieszyńskiej.

Przed kilkoma dniami Mała M., odbierając ze szkoły swego brata, pochwaliła się jednej mamie, że JUŻ CZYTA .... Po weekendzie opowiedziałam w skrócie, na czym owa metoda się opiera i przyniosłam do szkoły kilka zeszytów ,,Kocham czytać''. Zapytałam Małą M., czy przeczyta jakieś sylabki tej mamusi? Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Weszła ze mną do szkoły i zapytała:

,,Czy jest ta pani, której miałam coś przeczytać?'' 

Usiadłyśmy na ławeczce i Marta zaczęła czytać przypadkowo wyciągnięty z torby zeszyt. Tej mamusi szczęka opadła z wrażenia!!! Obie tak się zasłuchałyśmy, że zapomniałyśmy, że nasi synowie już skończyli zajęcia ... Zorientowałam się, że to już pora, gdy stanął przede mną - ze łzami w oczach -R. zmartwiony, że mama nie przyszła po niego do szkoły ... Powiedziałam, że się obie zasłuchałyśmy w sylabkowe ,,popisy'' Małej M. i R. nam wybaczył:-). 

Pożyczyłam owej mamie poradnik metodyczny, a ona kolejnego dnia obiegła wszystkie lokalne księgarnie, by zakupić ,,Kocham czytać'' z myślą o swym synu. Niestety, nigdzie nie znalazła i polecono jej zamówienie książek przez internet. I tak, Mała M., wielka miłośniczka sylabek, znajduje nowych, przyszłych sympatyków :-)



My nadal czytamy ... Wczoraj zaproponowałam Małej M. czytanie listy zakupów i uzupełnienie jej wyciętymi z ulotki obrazkami produktów. Bardzo jej się podobało, a z czytaniem poradziła sobie świetnie.


Później, chciałam nieco urozmaicić nasze czytanie i zaproponowałam tekst o Kasi na rolkach. W ruch poszła ulotka reklamowa*, nożyce i klej. Kilka cięć i zadanie gotowe. Chciałam utrwalić ,,DZIE'' i udało się!
Podejrzewałam, że ,,UWAGA! ... śledzie'' wywoła uśmiech na twarzy Małej M. i nie myliłam się. Zdanie tak zapadło jej w pamięć, że nawet dziś powtarzała je sobie głośno w drodze do szkoły, śmiejąc się przy tym :-)

Obiecałam, że kolejnym razem zaczniemy czytanie KOLEJNEGO już zeszytu ,,Kocham czytać'' i słowa dotrzymałam ... Relacja z naszych poniedziałkowych CHOMIKOWYCH czytanek już jutro!

Dobrej nocy!!!

*Ulotka reklamowa ,,Biedronki''nr 23, oferta 4-10 czerwca 2012 r.



Zapraszamy do wnętrza igloo ...

Zima wróciła, więc nadal igloo - tematem numer jeden. Dzieci co dzień chodzą sprawdzać, czy jeszcze stoi ... no i trzeba obowiązkowo wejść do środka i usiąść na śniegowym tronie, który - niektórym domownikom - przypomina klopik:-). Zarówno M. jak i R. są dumni ze swej budowli. Nie mówiąc już o głównym konstruktorze, dzięki któremu mury mogły piąć się do góry. Jest na tyle wysokie, że osoba dorosła (180 cm wzrostu) nie musi się schylać ...


Dziś znów obowiązkowo, w drodze ze szkoły, zajrzeliśmy do igloo. Nadal stoi, a świeży śnieg przykrył go nieco, sprawiając, że jeszcze lepiej się prezentuje.


Zadbaliśmy również o to, by igloo miała w swym sklepieniu okno na świat :-)


A to główna atrakcja wnętrza ... żeby i usiąść było gdzie. Zbudował sam R., nasz mały budowniczy :-)

Zapraszamy na zwiedzania igloo póki stoi :-)