niedziela, 15 marca 2015

Niedziela ... w fabryce lizaków i nie tylko:-)

Niedziela upłynęła zdecydowanie za szybko, ale  - co najważniejsze - spokojnie. Pierwszy na nóżkach był nasz ośmiolatek, który ujął mnie tym, że zachował się nadzwyczaj dojrzale. Zamiast zaraz po przebudzeniu odsłaniać firanki, powodując wybudzenie śpiącej na dole piętrowego łóżka siostrzyczki, cichutko przeniósł swojego ,,kartonowego'' laptopa na pięterko łóżko ... i tam się bawił. Ja zaś miałam chwilkę na poranną modlitwę i ... naładowanie akumulatorów na kolejny dzień.


Wspólnie z R. przygotowałam śniadanie. Dopiero o 9-ej dołączyła do nas Mała M. Jakże miło znów nam było razem. Kilka minut później nasz ośmiolatek zniknął w swym pokoju, spędzając większość dnia nad wielką szufladą pełną klocków lego. Co jakiś czas przybiegał, by pochwalić się swymi konstrukcjami. Niestety, znów plany robienia lekcji przed wyjściem na Mszę św. spaliły na panewce. Nie ma mocnych:-( Głowa pełna pomysłów, a ja tu mu mówię, by zajął się szkolnymi sprawami...


Nie pozostało mi zatem nic innego, jak wziąć się za dokończenie tortu. Biszkopt co prawda upiekłam już wczoraj, ale nie zdążyłam go przełożyć bitą śmietaną z galaretką, tym razem agrestową.


ednak nie tylko R. dobrze się bawił od rana. Swą kreatywnością zadziwiła mnie dziś nasza pięciolatka, która najpierw poprosiła mnie o zdjęcie z szafy pudła ze smokiem... Myślałam, że zabawa z wózkiem (jak kiedyś). Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że oboje założyli fabrykę lizaków ... z patyczków do liczenia i gumek do włosów. Ja bym na to nie wpadła:))))


Po tych zabawach udałam się z dziećmi na Mszę św., gdzie Mała M. zgłosiła się do czytania jednego z wezwań w modlitwie wiernych:-) Starszy brat jakoś nie wykazał chęci. Po Eucharystii - spacer do domku, a tam obiad, kawa (no dla dzieci - czekolada do picia) z naszym tortem ... i wreszcie mogłam na chwilę odsapnąć.


Ogłosiłam moim pociechom, że pół godziny po obiedzie to czas dla mamy:-) Usiadłam wygodnie na kanapie i słuchałam rekolekcji. Tego mi było trzeba. Mała M. zaś w tym czasie skonstruowała własny komputer, który następnie wykorzystała w swej szkole .... do uczenia głoskowania (!). Uczniami zostali: małpka i ... smok (ten od fabryki lizaków))))


Myślałam, że padnę z wrażenia, słuchając jak się bawi.... Głoskowała przez dzień cały ... aż nam wychodziło to już bokiem:) Już nawet R. w pewnym momencie zapytał mnie, czy lubię głoskowanie, bo on nie lubi!!!


Oj ... te dzieci to mają wyobraźnię!!!! Te ich komputery ... z kartonu. Małej M. też pomysłów nie brakuje. Na pulpicie jej monitora znaleźć można zegar, kalendarz, program do rysowania i ... m.in. grę ,,Angry Birds''.

Szkoda jednak niedzieli na zabawy w domu. Miałam w planach wyjście na basen, ale R. nie dotrzymał słowa ... i nie zdążył zrobić lekcji. Zanim uporał się z zadaniami domowymi wybiła 17-a i ... już za późno się zrobiło. Choć zła byłam, że znów nie dotrzymał słowa, to jednak cieszyłam się, że sam zdał sobie sprawę z tego, że z jego winy nas wszystkich minęła taka atrakcja jak godzinka moczenia się w basenie, ale cóż... Może potrzebował takiej lekcji.... Ważne, że sam zdał sobie sprawę z tego, co zrobił i SAM od siebie nas przeprosił!!!

Nie pozostało nam zatem nic innego, jak tylko pójść na godzinę poszaleć na placach zabaw. Pomysł - dobry, bo dzieci same świetnie się bawiły. Był czas na wspinanie się na drabinki, biegi, huśtawki ... i dużo radości.

Po powrocie kolacja i kąpiel ...i  szkoda, że już na czytanie nie starczyło czasu. Dobrze jednak, że przed nami nowy dzień, a zatem kolejna szansa, by spędzić kilka chwil nad książki z moimi kochanymi dziećmi u boku:-)))

Brak komentarzy: