sobota, 14 marca 2015

Marcowa sobota - w domu i w gościach:-)

Witam.... po bardzo długiej przerwie. Jeszcze nie zdążyłam zdać relacji z zimowego wypadu do Krakowa, a już za dni kilka musieliśmy na cały miesiąc wybyć do sanatorium. I tak łącznie spędziłam poza domem blisko 40 dni. Zaraz mam skojarzenie z Wielkim Postem ... i pustynią, ale prawdę powiedziawszy, biorąc pod uwagę naszą sytuację rodzinną, Kudowa od teraz kojarzyć mi się będzie z pewnym doświadczeniem pustyni - wyciszeniem mimo okresowych burz, korzystaniem z okazji do przemyśleń i uczenia się ufności Panu. Pobyt, choć do łatwych nie należał, miał także wiele innych korzyści .... Może znajdzie się okazja, by zamieścić tu krótką relację z fotkami miejsc, które nam zapadły w pamięć czy chwil, które warto tu zapisać. Zanim jednak wrócę do naszego zimowego wypoczynku, dziś słów kilka o sobocie... PORA najwyższa bowiem wrócić do pisania.

Dziś, kolejny już w tym roku weekend, spędzaliśmy we troje. Mimo tego, że sobota to jedna z niewielu okazji kiedy można pospać nieco dłużej, zarówno Mała M. jak i R. nie skorzystali z tej okazji. Oboje wstali wcześnie, czyli po 7-ej ... i jakoś nie bardzo chcieli wrócić pod ciepłą kołderkę. A szkoda:-)

Efekt jednej z porannych zabaw - stworek o imieniu COŚ :-)
 Nie miałam innego wyjścia. Zwlokłam się z łóżka ... i rozpoczęła się moja sobotnia krzątanina. Wspólne śniadanie, pranie, segregowanie wypranej odzieży, mycie łazienki, drobne prace porządkowe, gotowanie obiadu.... Z przerwą półgodzinną na odrabianie lekcji. Niestety, mimo wielu prób R. nie dał się zachęcić i nie usiadł do stołu z nami. Przyjdzie mu jutro samemu uporać się ze szkolnymi pracami. Pora najwyższa, by sam odpowiadał za wykonywanie obowiązków...

Na szczęście Mała M. szybko uporała się ze szkolnymi zadaniami, a potem chętnie mi towarzyszyła w kuchni. Jakże miło było mieć taką małą pomocnicę. Pomagała mi w opróżnianiu zmywarki, nakładaniu do stołu, pieczeniu biszkoptu (na torcik - bez okazji) czy przygotowywaniu bigosu. Sama mieszała składniki do ciasta,


a najpierw swoimi łapkami cierpliwie obierała kiełbasę ze skórki i kroiła ją na małe kawałki.


Bigos wyszedł pyszny, a torcik będzie gotów na jutro. Zabrakło bowiem czasu na jego wykończenie. Wybieraliśmy się dziś do naszych znajomych w odwiedziny. Ja pilnowałam pięciorga dzieci, w tym dwójki swoich. Wszyscy jednak doskonale się bawili, a ja tylko doglądałam, czy nikomu nic nie potrzeba, czy wymyślone zabawy są bezpieczne czy też dokarmiałam towarzystwo:-)))

Komputer R. z głośnikami i myszką:-) Potem powstała wersja 2.0
Czasem proponowałam jakąś zabawę, ale generalnie dzieciom nie brakowało pomysłów na zabawę. Był czas na oglądanie perypetii Mikołajka, wykonanie prac plastycznych, teatrzyk, zabawę lalkami w księżniczki itp. Przebojem jednak okazał się przyniesiony przez naszego dziewięciolatka (już niebawem!) komputer. Córkom naszych ,,gospodarzy'' tak się spodobał, że zaraz E. zrobiła własny egzemplarz. Jakże to wspaniale, że jeszcze dzieci potrafią bawić się twórczo, zamieniając kilka pudeł w przenośny komputer.

Pomysł zrodził się dziś rano, gdy nie pozwoliłam R. siedzieć przed monitorem. Poszedł do pokoju, zamknął się, a po jakimś czasie zaprezentował Małej M. i mnie swojego laptopa z głośnikami, odtwarzaczem DVD ... i myszką. Oczywiście, nasza pięciolatka też zaraz sobie swój komputer zrobiła. Pomysł jak najbardziej trafiony, bo zrobił furorę także w gościach:-)

I tak na zabawach, odwiedzinach i zwyczajnych pracach domowych, ale SPOKOJNIE (co najważniejsze dla mnie:-)) minęła nam ta sobota.

Do miłego usłyszenia!!!







Brak komentarzy: