czwartek, 25 października 2012

Wielkie lekarza poszukiwanie ...

Dzień upłynął pod znakiem wizyty u chirurga, a także odwiedzenia kilku miejsc. Zanim znaleźliśmy właściwego człowieka (czyli panią rejestratorkę w przychodni reumatologicznej) na właściwym miejscu upłynęło kilka godzin spędzonych na jeżdżeniu od jednego krańca miasta na drugi.

W skrócie powiem tylko, że chirurg w jednym szpitalu skierował nas do drugiego szpitala, gdzie rzekomo miał przyjmować reumatolog. Jak już znowu zapakowaliśmy dzieciaki do wozu, przebrnęliśmy przez korki i dotarliśmy do owego szpitala okazało się, że od września przychodni reumatologicznej tam nie ma!!!!! (dla mnie niepojęte, że w dobie powszechnie dostępnej informacji w wielkim mieście zdarzają się takie POMYŁKI).

Tu skierowano nas znów w inne miejsce. Kolejne kilometry, szukanie miejsca do parkowania. Lekarza nie ma, ale jest telefon, więc dzwonię. Numer dobry, ale to reumatolog dla dorosłych i uprzejma pani nie potrafiła mi wskazać żadnego specjalisty tej branży.

Wreszcie zdesperowana zadzwoniłam na pogotowie .... i tylko dzięki uprzejmości jednego z ratowników dowiedziałam się, gdzie można pojechać i zapytać. Ogromnie się ucieszyliśmy, że wreszcie udało się nam znaleźć specjalistę, ale radość znów ciut przedwczesna. Teraz znów trzeba swoje odczekać. Całe trzy tygodnie!!!!

Smutne jest to w jak opłakanym stanie jest nasza opieka medyczna. Po co komu komputery skoro w dobie internetu, telefonów komórkowych, emaili i tak trzeba swoje odczekać albo (tak jak my dziś) przejeździć po zakorkowanym mieście.

Całe szczęście, że naszą wizytę u lekarza potraktowaliśmy jako RODZINNY WYJAZD. Dzieci, mimo ciągłego jeżdżenia w różne miejsca, dzielnie znosiły wszelkie trudy podróży. Udało mi się z małą M. nawet przez chwilkę pospacerować po pięknym parku niedaleko szpitala i podziwiać przepiękne barwy jesieni! Ogromnie żałowałam, że nie zabrałam aparatu, by utrwalić te widoki. Był również czas na odwiedzenie księgarń, gdzie nasze pociechy wzbogaciły swój, i tak już obszerny, księgozbiór. Wstąpiliśmy także do Składnicy Harcerskiej po SÓJKĘ - model samolotu z napędem gumowym. To nagroda dla R. za dzielne sprawowanie podczas bolesnej punkcji kolana!!!

Najmilsza chwila to chyba dla wszystkich (po zakończeniu poszukiwań lekarzy) długo dziś wyczekiwany posiłek - PIZZA. Dzieci wcinały aż się im uszy trzęsły. Już w samochodzie były bardzo głodne i w pewnym momencie zaczęły się naradzać:

To może zjemy RYNEK? Zacznijmy od kościoła, a potem ratusz!!!!

Takie oto kulinarne marzenia snuły nasze pociechy, śmiejąc się do rozpuku... i rozładowując napięcie, jakie towarzyszyło nam dziś podczas owych poszukiwań.

Jutro odwiedzę kolejnego specjalistę, ale już bliżej domu:-).

Tyle na dziś ... Dobranoc!










Brak komentarzy: