sobota, 30 marca 2013

Wielka Sobota ...

Wielka Sobota ... Wreszcie nadszedł ów wyczekiwany przez moje pociechy czas. Wyczekiwany z kilku powodów, głównie dlatego, że tata nie idzie do pracy i że wyjeżdżamy do Babci. Już w piątkowy wieczór Mała M. miała gotowe trzy worki zabawek, które chciała zabrać ze sobą. W jednej z nich znalazły się nawet dwie plastikowe rybki i wędka. Gdy zadawaliśmy pytanie, do czego jej potrzebny ów wędkarski sprzęt, zaskoczona pytaniem odpowiadała:

,,Będę u Babci ryby łowić!!!'' 

Jednak im bliżej było wieczoru, tym Mała M. chętniej rezygnowała z części zapakowanych wcześniej zabawek. Z trzech toreb ostała się jedna. Tyle tylko, że położyła ją sobie przy łóżeczku ... by spać spokojnie. Oczywiście, gdy dziś rano wstała, co pięć minut pytała, czy już jedziemy???

Musiałam jakoś umilić jej ów czas oczekiwania i zachęciłam do wykonania kilku świątecznych ozdób. I tak na drzwiach pojawiły się dwa jajka z papieru: to z pępkiem (autorstwa Małej M.) i drugie zaprojektowane przez tatę.



Wreszcie dzieci doczekały się wyjazdu. Szczęśliwe wbiegły do pokoju Babci, a gdy zobaczyły świąteczne ozdoby na stole to wszystko inne przestało się liczyć.




Każdy dostał jeden koszyczek i zaczęło się pakowanie doń jedzenia. Ileż było przy tym radości. No i najważniejsze pytanie:

Czy tego baranka można jeść? A zajączka też?



Na szczęście Babcia zadbała o to, że koszyczki były podobnej wielkości, a zajączków i baranków po równo. Tym sposobem obyło się bez sporów, kto ma czego więcej :-)


Dzieci z przejęciem pakowały do koszyczków jajka, babki, zajączki, baranka, kawałek bułki i szynki. Przyozdobiły je gałązkami bukszpanu ...i pognaliśmy szybciutko do kościoła na święcenie potraw. Oboje dzielnie maszerowali, dumnie dzierżąc w rączkach koszyki. Niestety, po wejściu do kościoła okazało się, że ostatnie święcenie potraw było przed godziną. Na szczęście w innym kościele udało nam się jeszcze załapać na święcenie.


Godzina już była późna, więc byliśmy chyba jedną z pięciu rodzin, które przybyły do kościoła. Stanęliśmy tuż przy balaskach, w pierwszym rzędzie tak, aby R. i Mała M. mogli słyszeć, co mówi kapłan. Oboje uważnie słuchali. Najbardziej jednak znów rozbawiła mnie Mała M, która na moją prośbę, że ma odsłonić serwetkę, bo ksiądz będzie teraz błogosławił jajka, szybko wyjęła z kosza baranka i .... prawie włożyła go do ust. Bała się chyba, że może ksiądz błogosławiąc uszczupli zawartość jej koszyczka!!!! Ale to jeszcze nic!

Za moment ksiądz kropił wodą święconą potrawy .... Było nas mało, ksiądz tuż obok, więc nam jako ostatnim dostała się dość solidna porcja wody święconej. Mała M. rozbawiła wszystkich, z księdzem włącznie, bo gdy poczuła na swej twarzyczce krople wody święconej wzdrygnęła się, niczym piesek wychodzący z kąpieli i otrząsający się z wody! Nawet ksiądz się uśmiechnął!
Oj ta nasza Mała M. ... Gdzie człowiek pójdzie, tam jest z nią zabawnie!


Mnie zaś najbardziej dziś ujął za serce widok moich dzieci klęczących przed Najświętszym Sakramentem. Weszliśmy do kościoła, wytłumaczyłam, że tu jest wystawiony Pan Jezus w monstrancji (Mała M. chyba 15 razy, pytała mnie gdzie ... Może ludzkiej postaci się spodziewała!) i że klękamy na oba kolana. Oboje padli na kolana, odłożyli na bok swe koszyczki i uczynili znak krzyża .... Jak spojrzałam na malutką Małą M. z jej koszyczkiem u boku i nabożnie złożonymi do modlitwy rączkami to poczułam ciepło na sercu!!!!!!!!!!! I chyba nie zapomnę tego długo. W pewnym momencie Mała M. zobaczyła Boży grób i rzekła mi coś w stylu

Tam ktoś leży ... 

Wytłumaczyłam im w kilku słowach, dlaczego grób i czym jest Wielkanoc ... Jutro może zabiorę ich tam znów, by pokazać, że Pan ZMARTWYCHWSTAŁ! ALLELUJA!!!

Niech nam WSZYSTKIM PAN ZMARTWYCHWSTAŁY obficie BŁOGOSŁAWI!!! Wlewa w serca nadzieję, by często - wbrew nadziei - nie tracić ufności w Jego Miłość i Miłosierdzie! Trwajmy w miłości i zachowajmy pokój w sercach!!!


RADOSNEGO ALLELUJA!

P.S. I trwajmy na modlitwie, bo mi wczoraj Mała M. wytłumaczyła, że:


Jak diabeł słyszy to modlenie to ucieka, gdzie pieprz rośnie!!!

A propos baranka z koszyczka - po przyjściu  z kościoła został pożarty przez Małą M. niestety. I tak dobrze, że zdołała zanieść go do kościoła i donieść go w całości do domu :-)

Brak komentarzy: