poniedziałek, 18 marca 2013

Piracki poniedziałek :-)

Poniedziałek znów upłynął pod znakiem pirackich harców. Dzieciom tak bardzo owa tematyka przypadła do gustu, że same dziś rozpoczęły dzień od pirackich potyczek i rozstawienia pirackiego namiotu, o którym to ni stąd ni zowąd im się przypomniało.


Śniadanie też zaserwowałam w tym klimacie, czyli suchary (czytaj: grzanki) z twarogiem dziś dla odmiany. Znów znikały w ekspresowym tempie ...



Dziś zaproponowałam moim pociechom zabawę w poznawanie budowy okrętów i stworzenie prostego pirackiego statku. Kiedyś widziałam w sieci pomysł na lodowe statki. Sama postanowiłam spróbować zrobić podobne, łącząc naukę sylabek z nauką podstawowego słownictwa z zakresu budowy łódki. Rozpoczęliśmy jednak od wymyślenia pirackiej ksywy dla każdego, skoro piracki dzień to i imiona pora zmienić. I tak Mała M. została Różową Damą, ja - Postrachem kuchni, a R. wymyślił dla siebie imię - Krwawiąca Noga (!). Prosta zmiana, a już dzieci miały sporo radości.


Zanim rozpoczęliśmy budowę floty lodowych statków, zapoznałam Małą M. z podstawowymi elementami budowy łódeczki. Czytała nowe słowa i dopasowywała do rysunku ... przy okazji ćwicząc czytanie sylab.


Potem w ramach eksperymentów farbowaliśmy (pierwszy raz w życiu) wodę barwnikami do jajek i przyklejone do dna maszty zalewaliśmy barwną cieczą. Dzieci były zachwycone.


Zrobienie statków nie trwało długo. Mała M. bowiem i ja zdecydowałyśmy się na skonstruowanie dziecinnie prostych łódek. R. jednak poważnie podszedł do sprawy i wymyślał rozmaite pływające pojazdy: motorówkę, statki wielomasztowe, itp.


Potem nasze łajby powędrowały do zamrażarki, a my w międzyczasie robiliśmy żagle. To dopiero była frajda ... klejenie, wycinanie, stemplowanie  i zabawa dziurkaczem. Co kto lubi ...


Ja wybrałam wycinankowe wzory geometryczne, Mała M. pieczątki z rycerzami i własne rysunki ...


Gdy woda w naszych łódkach zamarzła, chcieliśmy sprawdzić, czy będą się unosić w wodzie i czy będą zmieniały kolor wody. Okazało się jednak, że eksperyment nie przebiegał zgodnie z planem. Rurki (maszty) zastygły w takiej pozycji, że zmieniały środek ciężkości i łódki nie bardzo chciały pływać. No cóż! Nie zawsze eksperyment kończy się sukcesem, ale zabawa i tak była świetna. 


Szybko zamontowaliśmy żagiel na maszt i wypróbowaliśmy ze trzy statki ...


R. był trochę zawiedziony, więc musiałam szybciutko coś innego mu zaproponować. Sięgnęłam po pojemniki na lód - jeden z formami w kształcie babeczek ...



 oraz drugi - ze śmiesznymi kształtami torebek, wachlarzy i ... damskich bucików. Coś w sam raz dla Małej M.




 Każdy dostał pojemnik z ciepłą wodą i po wrzuceniu lodu badał, co się z nim dzieje. Ale frajda!
 R. - baczny obserwator - od razu zauważył, że wrzucony do wody kawałek lodu wydaje śmieszny odgłos. Przysłuchiwał się uważnie!!!


Lód jednak w ekspresowym tempie zmieniał swój stan skupienia ... i zaraz po nim w misce Małej M. lekcje pływania pobierały rozmaite ludziki i zwierzaki.


R. zaś, badacz z natury, szkolił faceta w garniturku, jak wykonuje się skoki do wody!!!  Tym chyba zrekompensowałam mu tę częściową klapę eksperymentu :-)


Marzył mu się jednak piracki statek. Korzystając z zasobów internetu (http://www.crayola.com/free-coloring-pages/sailing-ship) wydrukowałam dla niego model, z którego stworzył statek ... Prosty bardzo, ale dobre i to.


Oczywiście, musieliśmy sprawdzić, czy nie zatonie ... Próba okazała się pomyślna i wreszcie R mógł się cieszyć z pirackiego, własnoręcznie zrobionego, statku.



Znalazł się jeszcze czas na pirackie kolorowanki, rysowanie, itp .... Jednak przebojem dnia, chyba, okazała się wizyta u pediatry, która wręczyła każdemu iście PIRACKI TATUAŻ .... Teraz to już mam PRAWDZIWYCH PIRATÓW w domu !!!! 


Tym optymistycznym akcentem kończę moje dzisiejsze opowieści  ... Do usłyszenia!

Brak komentarzy: