piątek, 1 marca 2013

Czwartek pełen niespodzianek ...

Czwartek okazał się dniem pełnym niespodzianek ...

TYCH PRZYKRYCH ...

Pierwsza z nich okazała się niestety nieprzyjemna, bo R. obudził się o piątej nad ranem, mówiąc, że nie ma siły nawet stanąć na nóżkach i że boli go gardło. Przymusowe siedzenie w domu, bo wysoka temperatura. No i trzeba było szukać lekarza ...

Tu kolejna przykra niespodzianka - w czwartek w przychodni nie ma pediatry, a na kolejny dzień też miejsc brak. Na szczęście życzliwość i zrozumienie wzięły górę i udało nam się w piątek dostać do pediatry. Ostre zapalenie gardła, antybiotyk ... i przynajmniej tydzień w domu. 

I - NA SZCZĘŚCIE - tych MIŁYCH I RADOSNYCH, a to za sprawą TAJEMNICZEJ PRZESYŁKI Z KRAKOWA ... ale po kolei ... 

W środowe popołudnie zajrzałam do skrzynki. Znalazłam awizo ... i okazało się, że na poczcie czekają na nas dwa listy polecone. Dreszcz przeszedł mi po plecach, bo żadnych przesyłek się nie spodziewałam, a listy tego typu kojarzą mi się z czerwonymi, urzędowymi pieczęciami ... i pismami mało ciekawej, i zazwyczaj wywołującej, stres treści. Niestety, listonosz nie zdążył jeszcze wrócić do urzędu pocztowego i musiałam czekać kolejne 12 godzin na owe ,,tajemnicze przesyłki''. 

UFF! Doczekałam się ... Pierwszy liścik, w odcieniach szarości, wywołał przyspieszone nieco bicie serca na widok kwoty do zapłaty za energię zużytą (ponadplanowo) przez ostatnie pół roku ... Prawie 700 zł ... Ciekawe, które urządzenie domowe jest takim ,,prądo-zjadem?'' Potrzebowałam chwili, by ochłonąć ... 

NA SZCZĘŚCIE druga przesyłka (dla równowagi psychicznej) wywołała uśmiech na mej twarzy i głośne okrzyki radości ze strony mych pociech. WSPANIAŁY UPOMINEK z KRAKOWA - nagroda za postępy w nauce czytania. Wszyscy byliśmy mile zaskoczeni i uradowani. Zaraz też opowiedziałam dzieciom, kto nas tak hojnie obdarował i nawet fotkę w książeczce pokazałam :-)

Mała M. aż podskoczyła z radości na widok prześlicznej, skórzanej torebki  ... takiej, o której marzą wszystkie małe elegantki. Aż rumieńce jej się pojawiły na twarzy. Rzecz jasna - od razu zapragnęła ją założyć :-)


TOREBKA dla Małej M.
Poprosiła, by wyregulować długość paska ... i z torebką nie rozstawała się do późnego wieczoru. Miała zamiar pójść spać ze swą cudo-torebką :-) przewieszoną przez ramię, ale przekonałam ją, że to niezbyt dobry pomysł. Dała się, na szczęście, przekonać .... do 6-ej NAD RANEM, kiedy to przybiegła do sypialni z zapytaniem:

,,Mamo, A gdzie MOJA TOREBKA?''

Również i dziś cały dzień paradowała ze swoją torebką po domu. Już wczoraj poprosiła o chusteczki i (cytuję) GRZEBIEŃ PRAWDZIWY. Wszystkie te ,,skarby'' włożyła do torebki ... Potem dorzuciła małe autko (z myślą o chorym bracie!). Gdy dziś R. coś wspomniał o torebce, rzekła mu:

PROSZĘ NIE ZAGLĄDAĆ DO ŚRODKA!!!

Nawet teraz, gdy piszę te słowa rozglądam się za torebką, ale chyba ,,śpi'' gdzieś w pobliżu Małej M. Może tym razem obejdzie się bez budzenia mnie w celu nocno-porannych poszukiwań zguby. Zaraz na myśl przyszła mi dziś rano opowieść o poszukiwaniach torebki Mamy Muminka .... 

KRAKOWSKIE OŁÓWECZKI dla R.
Ogromnie cieszyłam się, że przesyłka dotarła akurat w czwartek. Mogłam sprawić ogromną radość
choremu , leżącemu w gorączce, R. 

BARDZO spodobały mu się trzy wesołe ołówki! Przyglądał się, z czego i jak zostały wykonane. Zaraz też wpadł na pomysł, że można je wykorzystać do teatrzyków. Przed snem położył je pod poduszką. 

Po przebudzeniu odegrał nimi mini teatrzyk ... Mała M. była smokiem, który zionął ogniem na krakowiaczka, który z kolei padał martwy. Gdy zianie go zmęczyło, lądował pod łóżkiem w swojej jamie. Ale była zabawa!!!

Dziś też zabrał ołóweczki z Krakowa rodem ze sobą do łóżka. Na szczęście dał się przekonać, że to nie do końca bezpieczne, więc ,,ołówkowe laleczki'' patrzą na śpiącego R. z pudełka i czekają na poranek. Małej M. też ogromnie spodobały się owe krakowskie ołówki i tylko czeka na okazję, by po nie sięgnąć i się nimi pobawić nieco. Obiecałam, że pojadę wiosną do Krakowa, by jej też takie zakupić (a sobie - oczywiście - taką śliczną torebkę). 

 BARDZO DZIĘKUJĘ w imieniu moich pociech (i własnym) za ten UPOMINEK! Sprawił nam wiele radości!

Skoro o smoku i Krakowie mowa to sylabkowe czytanki postanowiłam utrzymać w zamkowo-rycerskiej tematyce. Czasu mało (bo cały dzień biegania wokół R.), więc na szybko wymyśliłam kilka zagadek (chmurek) ... Na kartce umieściłam kilka stempelków i poprosiłam Małą M., by dopasowała tekst do pieczątki. I tak np. najpierw głośno czytała:

,,Na zamku mieszkam ja ... i królowa - żona ma!'', a potem przyklejała ową zagadkę przy postaci króla.


Przy okazji poznała słowa: HEROLD, BŁAZEN i PRZYŁBICA ... no i - przede wszystkim - poćwiczyła czytanie. Z zadaniem poradziła sobie bez problemu .. a gdy na koniec rzekłam, że ,, trochę trudne są te mamy zadania'', Mała M. z oburzeniem w głosie rzekła:

,,NIE! Łatwe one są!!!''

Zapytałam też, czy by chciała zamieszkać w zamku? Odpowiedziała :

,,Nie , bo tam MIESZKA SMOK!!!'' ... A jak zapytałam, czy zna jakiegoś smoka, powiedziała:

,,WAWELSKIEGO!!!''... 

I tak pod znakiem gorączki i PREZENTÓW-NIESPODZIANEK upłynął nam czwartek. 
Piątkowa relacja jutro ...
Pozdrawiamy ...

Brak komentarzy: