piątek, 9 sierpnia 2013

Piątek w Bydgoszczy i na wodzie ...

Czwartkowy wieczór zakończyliśmy pieczeniem kiełbasek na grillu, a więc jak zawsze atrakcji nie brakowało. Na piątek zatem nie planowaliśmy nic wielkiego, ale po śniadaniu zrodził się pomysł, by odwiedzić Bydgoszcz. Jesteśmy tu prawie 2 tygodnie, w Toruniu byliśmy trzykrotnie, a Bydgoszczy dotąd nie zwiedziliśmy. Tam właśnie wybraliśmy się o 11.30. Pogoda rewelacyjna na zwiedzanie, bo wiaterek lekki i temperatura nieco niższa. Zapakowałam (dla odmiany) owoce i pojechaliśmy. Tym razem jednak rozdzieliśmy się na dwie grupy: R. z tatą jechali zwiedzać Muzeum Wojsk Lądowych i Exploseum, a ja z Małą M. - zdecydowałam się na spacer po Bydgoszczy. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Wreszcie nikt mnie nie poganiał. Z przewodnikiem w ręce wędrowałam po uliczkach starego miasta. Zatrzymywałyśmy się wszędzie tam, gdzie coś przyciągnęło naszą uwagę. Rozpoczęłyśmy nasz spacer od nabrzeża Brdy z widoczkiem znanym mi z pocztówek: zabytkowe spichrze i pomnik Przechodzącego przez Rzekę. Dalej spacerkiem na rynek. Pooglądałyśmy kamieniczki, fontannę Dzieci bawiących się gęsią, a o 13.13 stanęłyśmy pod jedną z kamienic, by zobaczyć samego mistrza Twardowskiego, którego legenda wiąże właśnie z tym miejscem w Bydgoszczy. Tylko dwa razy dziennie owa postać ukazuje się w oknie. Miałyśmy szczęście tam właśnie znaleźć się dziś o dogodnej porze.

Jak miło było spokojnie pospacerować deptakiem wzdłuż ulicy Mostowej, a potem Długiej. Przysiadłyśmy nawet na chwilkę na ławce, by posilić się nieco. Potem powędrowałyśmy jeszcze pod pomnik Kazimierza Wielkiego, który 650-lat temu nadał Bydgoszczy prawa miejskie. Na Małej M. ogromna postać króla jak i konia zrobiły wrażenie, a gdy podbiegła pod pomnik zawołała, śmiejąc się w głos:

Ten koń na mnie zerka!!!

Nie wiem, ile Mała M. zapamiętała z naszej wycieczki po mieście, ale dowiedziała się, że to Brda płynie przez Bydgoszcz i kim był Kazimierz Wielki. Jestem pewna, że w pamięci utkwiły jej chwile spędzone na Wyspie Młyńskiej. Tu bowiem powstał przepiękny kompleks, składający się z ogromnego placu zabaw (z nowoczesnymi bujakami oraz zamkami do wspinania), łąki, na której można pograć w badmintona, pobiegać itp., małych baseników (kaskad), w których można zamoczyć stopy, boiska do piłki siatkowej i plażowej, itp. Całości nie obejrzałam, bo zabrakło czasu. Sam plac zabaw zrobił na mnie ogromne wrażenie! Miejsce to znane jest także z planu filmowego ,,Magicznego krzesła'', gdyż film ten kręcono właśnie tutaj, na mostku przy kamienicy, gdzie obecnie mieści się herbaciarnia. Spędziliśmy tu kilka chwil, ale nie zdążyliśmy obejrzeć bydgoskiej mariny, ani popływać tramwajem wodnym. Będzie co zwiedzać kolejnym razem!

Miłe chwilę spędziłam także z Małą M. w księgarni ,,Tania książka''. Znalazłam duży regał z przecenionymi książkami. Dawno już nie miałam okazji tak na spokojnie przeglądać sobie książek. Znalazłam wiele ciekawych tytułów. Najbardziej ucieszyły mnie: ,,Księga złotych bajek'' (o przygodach Złomka z filmu ,,Auta'' i ,,Auta 2''), ,,Miś Fantazy'' (znany moim pociechom z animowanej bajki), ,,Skarby Kamilki'' (o małej dziewczynce, którą lubi Mała M.), o koniku Białku (jedna na próbę dla R. do samodzielnego czytania). Mała M. wybrała też dla siebie papierową farmę do złożenia bez kleju i nożyczek. Będą mieć fajne pamiątki z wycieczki do Bydgoszczy.

Czas w księgarni przeleciał niepostrzeżenie, portfel też zrobił się lżejszy, ale trzeba było coś zjeść. Moi chłopcy zjedli pizzę szukając muzeów w innej części miasta. W takim razie sama z Małą M. wybrałam się na obiad. Wcześniej wędrując po uliczkach miasta zauważyłam restaurację ,,Witrażową'' i tam właśnie zaprosiłam moją czterolatkę na obiad. Miała być ryba, ale niestety już zabrakło. Frytek też nie było (a bardzo miała na nie ochotę Mała M.). Zamówiłam dla nas kotlet drobiowy z surówką z białej kapusty z ziemniakami. PYCHA! Sympatyczna pani podzieliła moją porcję na dwie części. Starczyło śmiało dla nas dwóch. Obiad jak domowy. Jak będę kolejnym razem w Bydgoszczy, też tu zajrzę.

Po obiedzie pobiegłyśmy jeszcze na chwilkę na plac zabaw na Wyspie Młyńskiej. Tam spotkałyśmy się z R. i tatą, którzy w międzyczasie odwiedzili dwa sklepy muzyczne. Zbliżała się 17.30, a czekały nas jeszcze inne atrakcje.

Kolega P. z pracy zaprosił nas do swego domu i na przejażdżkę łódką wędkarską z silnikiem po Zalewie Koronowskim. Przyjechaliśmy późno (o 19.15), więc po zachodzie słońca, ale i tak pływanie pędzącą po wodzie łódką sprawiło nam ogromną frajdę. Wokół tylko iglaste lasy, piaszczyste skarpy, wędkarze na brzegu, a w wodzie widzieliśmy bobra, rodzinę łabędzi i kaczek. Jakże tu pięknie! Kolega przewiózł nas także rzeką Krówką, która to szczególnie zapadnie wszystkim w pamięć nie tylko z nazwy. Otóż po dobrej godzinie pływania skończyło się paliwo i trzeba było wlać nową porcję, co też kolega uczynił. Niestety, silnik nie chciał odpalić … Panowie dwoili się i troili, a łódka nie chciała płynąć. Była 20.30 … Spędziliśmy siedząc w łódce dobrych kilka,jak nie kilkanaście, minut. Na brzegu w oddali przypatrywała się nam załoga jachtu. W pewnej chwili zapytali, czy potrzebujemy pomocy … i w mig odbili od brzegu. Dzieci, wariujące już nieco na pokładzie, nagle zrobiły się zadziwiająco grzeczne: -). Mała M. zaś nie przejęła się specjalnie powagą sytuacji i gdy zobaczyła, że jacht podpływa, zawołała z radością w głosie:

ONI PŁYNĄ NAS RATOWAĆ!!! HURA!

Tu uśmiech od ucha do ucha zawitał na jej twarzy!

Panowie posprawdzali, czy z silnikiem wszystko gra … Poradzili dolać paliwo i za moment silnik odpalił. Chwała Bogu, bo już robiło się ciemno. Ale była PRZYGODA! Po rejsie zaproszeni zostaliśmy jeszcze na pyszne lody, kawę i ciasto do domu nad jeziorem. Było już jednak późno i trzeba było wracać. Zarówno Mała M. jak i R. zasnęli po drodze. Znów mieli pełen atrakcji dzień!

Do miłego usłyszenia!








Brak komentarzy: