poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Dinozaury, stawonogi, misie i inne atrakcje w Myślęcinku ...

Poniedziałek spędziliśmy 3 km od centrum Bydgoszczy w Leśnym Parku Kultury i Wypoczynku ,,Myślęcinek.'' Dotarliśmy tutaj po 10-ej, a opuściliśmy go około 18.30, a zatem atrakcji nie brakowało. Przyjazd tu okazał się trafionym pomysłem, bo można było schronić się przed upałem, który zapewne dałby nam się we znaki w mieście.

Zwiedzanie tego rozległego parku rozpoczęliśmy od ZOO, a dokładniej Ogrodu Fauny Polskiej. Jak sama nazwa wskazuje owe zoo specjalizuje się w prezentowaniu rodzimych zwierząt. Dopiero od kilku lat mała część ekspozycji poświęcona jest zwierzętom z innych zakątków świata. Jest jednak ich tu niewiele. Ogród ten, co widać wędrując jego ścieżkami, do nowych nie należy i mam wrażenie, że od niedawna coś zaczyna się tutaj dziać. W budowie jest akwarium i terrarium, a tylko kilka wybiegów wygląda na nowe. Niemniej jednak miło było pospacerować po bydgoskim zoo. Można było przyjrzeć się niedźwiedziom brunatnym, które – o dziwo nas ignorowały, a reagowały tylko na słowa Małej M. (!). Był też ryś nerwowo spacerujący po swoim wybiegu …. Najbardziej w pamięć zapadły mi bardziej nowoczesne wybiegi – jeden z wydrami wesoło brykającymi w wodzie oraz tuż obok staw z bobrem, któremu właściwie po raz pierwszy mogłam przyjrzeć się z bliska. Ależ on ma ogon! Wcześniej także uwagę mą przyciągnęły stojące niedaleko stawu z fontanną bociany, do których można było podejść bardzo blisko. Mimo, że ZOO zapewne wymaga jeszcze odnowienia i uatrakcyjnienia ciekawe jest także pod względem edukacyjnym. Znajduje się tu bowiem wiele tablic opisujących w przystępny sposób określone gatunki zwierząt, jak np. odróżnić żbika od rysia, jakie są gatunki niedźwiedzi na świecie (np. miś okularowy), jak wyglądają jaja różnych ptaków itp. Przy wejściu nie przeczytałam informacji o godzinach karmienia, więc pewne atrakcje nas minęły, ale przypadkowo byliśmy świadkami posiłku dzików. Nagle pan rzucił im deser. Najpierw jednak stukał wiaderkiem w ogrodzenie. Jeden się zerwał, a za nim cała reszta. Zabawne było gdy walczyły między sobą o kawałek jakiegoś ochłapu :-) Przy okazji zobaczyliśmy tygodniowe warchlaczki. Jakie słodkie!!!! Mała M. i R. byli zachwyceni.

Po zwiedzeniu zoo poszliśmy dalej … Teren parku bardzo rozległy, ale wędrowaliśmy dalej przed siebie w kierunku innej jego części z placem zabaw, lunaparkiem, parkiem dinozaurów itp. Droga dość daleka, ale robiliśmy sobie odpoczynki po drodze. Dobrze, że większość trasy przebiegała w cieniu, bo inaczej nie dalibyśmy rady. Przy okazji odkrywaliśmy (raczej z daleka niż z bliska) kolejne jego części – wakepark z rynną i wyciągiem dla narciarzy wodnych, plażę, stoki narciarskie, rozległą polanę, wypożyczalnię sprzętu sportowego itp. Cały czas nasza ścieżka biegła wzdłuż ścieżki dla rowerów i rolkarzy, których tu nie brakowało. Super, że blisko Bydgoszczy jest takie miejsce, gdzie w sposób aktywny i atrakcyjny można spędzić czas.

Wreszcie dotarliśmy do celu, czyli Parku Rozrywki. To tutaj R. chciał jak najszybciej się znaleźć. Tu bowiem, oczywiście po zakupieniu kilku biletów, wejść i zwiedzić LUNAPARK z karuzelami, gabinetem śmiechu, chińskim basenem wypełnionym piłeczkami, przejechać się kolejką górską, przejść między drzewami w parku linowym. Jest także duży i nowoczesny plac zabaw w postaci zamku z licznymi zjeżdżalniami, drabinkami …, a dla dorosłych kilka urządzeń fitness na świeżym powietrzu.

Zakupiliśmy karnet na 10 atrakcji, żeby dzieci mogły poszaleć na karuzelach. Okazało się jednak, że nie bardzo jest w czym wybierać. Część karuzel nie działała, park linowy o 16.30 już był bez obsługi, a kolorowa ulotka i strona internetowa Leśnego Parku okazała się piękniejsza na papierze niż w rzeczywistości. Jakoś jednak udało się znaleźć coś co spodoba się dzieciom. R. najwięcej czasu spędził na autodromie wożąc mnie elektrycznym autkiem (3 przejażdżki). Małej M. też owo miejsce się podobało, gdyż pod okiem taty mogła kierować pojazdem. Szło jej świetnie! Potem Mała M. wybrała sobie jeszcze bujanie się w pirackiej łodzi i skakanie na batucie. Razem z R. szaleli też na dmuchanym zamku (wysokim bardzo). Byłam pełna podziwu dla odwagi i sprawności fizycznej Małej M. , która sama dzielnie się nań wspinała, a potem zjeżdżała bez oporów na dół. Wszyscy przejechaliśmy się ciuchcią Rakietą (taka zwykła wagonikowa, ale przed snem Mała M. wyznała mi, że tę właśnie atrakcję pamięta najlepiej!). Mi zaś w pamięć zapadła przejażdżka wagonikami ,,Smok''. Dobrze, że nie zabrałam Małej M. ze sobą, bo wagoniki pędziły z taką prędkością, że ledwo utrzymywałam się na swoim krześle … na wirażach zaś z całej siły ściskałam metalową poręcz. Napisano, że to atrakcja dla 10-latków i starszych, a ja ledwo dawałam radę.
Była też zabawa w zamku na placu zabaw. Raz nawet musiałam sama się nań wspiąć, bo Mała M. weszła po części drabinek i platform i nagle rozpłakała się, że nie może zejść. Okazało się, że nie zauważyła prowadzących w dół schodków … i wystraszyła się, że utknęła tam na dobre. Chwilę trwało zanim do niej dotarłam. Musiałam bowiem pokonać kilka przeszkód raczej na wzrost i ciężar maluczkich … Wszystko dobrze się skończyło! Wędrując między karuzelami podziwialiśmy też makiety zamków, bajkowe postacie itp.
Łącznie wykorzystaliśmy karnety na 15 przejazdów … i powędrowaliśmy dalej.

Tu czekała na nas kolejna atrakcja – Makroświat – spacer między drzewami wśród dużych modeli owadów. Każdy z nich opisany szczegółowo … Dowiedziałam się tu m.in. , że pszczoła miodna musi wylecieć ok. 60 tysięcy razy z ula, by nazbierać 3 kg nektaru, bo tyle go potrzeba dla zrobienia 1 kg miodu (aż wierzyć się nie chce!). Chylę czoła przed tymi pracusiami :-)
Była olbrzymia biedronka, modliszka, pająk krzyżak i karaluch (tego ostatniego nawet nie sfotografowałam!). Największe wrażenie zrobiła na mnie wspinająca się po korze drzewa gąsienica motyla. Modele ciut stare, ale prezentują się nieźle. Ciekawe, co spodobało się dzieciom. Jutro zapytam!

Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy był Park Dinozaurów – Zaginiony Świat wraz z małym Muzeum Ziemi. Zanim jednak powędrowaliśmy po parkowych alejkach, posililiśmy się w ,,Chatce Dino'', gdzie za jeden maleńki naleśnik trzeba było zapłacić 6 zł!!! Zamówiliśmy 5, a i takt nikt się nie najadł. Ja wybrałam zapiekankę i miałam wrażenie, że była bardziej sycąca od naleśnika z pieczarkami. No cóż … Coś zjeść trzeba było, a kanapek zabrakło. Dobre i to...

Przed Parkiem Dinozaurów było muzeum, w którym zobaczyć można było skamieniałości i kamienie o przepięknych barwach z różnych części świata. Bardzo ciekawa ekspozycja! My jednak poszliśmy dalej pooglądać prehistoryczne gady. WARTO było. Dinozaury rozstawione były wzdłuż leśnych ścieżek, co sprawiało wrażenie naturalności … Wszystkie modele duże i dość ładnie wykonane. Były także prehistoryczne zwierzęta takie jak hiena jaskiniowa, lew jaskiniowy itp. Bardzo ciekawa ekspozycja, a wszystkiemu smaczku nadawały dochodzące z różnych stron ścieżki odgłosy: groźne pomrukiwania i inne podobnego typu hałasy. Na szczęście R. się nie bał,a Mała M. zasnęła zaraz po wejściu do parku dinozaurów … i nic nie zobaczyła. Ominęła ją nawet główna atrakcja w postaci 27-metrowej wysokości diplodoka!!!

Dochodziła 19-ta. Zamykano już wszystkie atrakcje i trzeba było wracać. Nie zdążyliśmy już zobaczyć pięknego podobno i ogromnego Ogrodu Botanicznego. Będzie co zwiedzać, gdy znów zawitamy w te strony.


Do miłego usłyszenia!!!

Brak komentarzy: