środa, 21 sierpnia 2013

Deszczowy wtorek ...

Poniedziałkowe szaleństwa w opolskim muzeum wszystkich zmęczyły nieco, a i wtorkowa pogoda zachęcała do siedzenia w domu, stąd też wczorajszy dzień spędziliśmy w domu. Czas ten wykorzystaliśmy na drobne prace porządkowe i na wspólne zabawy. Przebojem dnia okazała się nowa zabawa - rzucanie piłeczkami do tarczy kupionej dzień wcześniej w Opolu. Ale była zabawa! Co prawda ze względu na różnicę wzrostu uczestników byłam zmuszona po każdych 5 rzutach zmieniać jej ułożenie na drzwiach wejściowych. Najważniejsze, że wszyscy troje świetnie się bawiliśmy.

Rzucamy i punkty zdobywamy :-)
Po rozgrzewce i sprawdzeniu, jaka odległość jest odpowiednia dla każdego rozpoczęliśmy grę. Każdy oddawał 5 celnych strzałów. Śmiechu było co niemiara, a i dzieci jakoś same zgodnie pilnowały swojej kolejki. Na kartce, dla nadania powagi rodzinnej rozgrywce, pisałam punkty i ... nasz pierwszy mini turniej wygrała Mała M. (!). Biłam brawo. Tylko starszy brat nie mógł pogodzić się z tym, że zajął drugie miejsce. Gra jednak okazała się dobrym pomysłem, bo do wieczora, kiedy tylko chciały, dzieci ćwiczyły celność rzutów.

R. i jego tor!

Po długim czasie spędzonym poza domem na wyjeździe R. zatęsknił za swym torem wyścigowym. Nawet Małą M. zaprosił do ścigania się (ale tylko przez chwilę). Potem już modyfikował ułożenie torów i eksperymentował dodając do zestawu światła drogowe (zmieniające się jak prawdziwe!), a nad torem zbudował imponujące wielkością i rozmachem konstrukcje z drewnianych klocków. Bawił się i bawił do wieczora!

Wyścigówka R. nie ma lekko :-)

Mała M. też wymyślała sobie świetne zabawy, jak np. jazdę samochodem zdalnie sterowanym najpierw jako kierowca, a potem instruktor jazdy, ucząc swe zabawki (lale, misie), jak kierować wozem. Wykorzystywała do tego szosę z miejscami parkingowymi w postaci naklejonych pasków taśmy malarskiej. Niby nic takiego, a zabawa na 102!

Podopieczny M. uczy się jazdy na rowerze
Zaraz jednak po wstaniu z łóżka oboje, zauważywszy nowy nabytek z Opola - 24 kredki - zasiedli do stołu i zaczęli rysować. R. jednak szybko się zniechęcił, mówiąc, że się nie udaje i kartka wylądowała w śmieciach. Mała M. zaś narysowała znów portrecik swych rodziców trzymających się ,,za łapki''. I sama podpisała kto jest kim na jej pracy. Mam nadzieję, że oboje zaczną więcej rysować, bo w wakacyjny czas jakoś nie garnęli się do tego zajęcia.

tata i mama, ale kolory kredek blade :-)

Małym sukcesem dnia było także nakłonienie R. do odrobienia zadania na wakacje, czyli napisania do pani wychowawczyni kartki z wakacji. Pocztówkę zakupiliśmy, ale nie było czasu wysłać. Od tygodnia nakłaniałam mego siedmiolatka, by się zmobilizował. Najpierw napisał kartkę pod okiem taty ...


Dla mnie jednak była nie do przyjęcia. Wczoraj zatem z nim usiadłam i SAM napisał. Teraz już chyba znacznie lepiej się prezentuje i można puścić ją w obieg :-) Mała M. oczywiście też dołączyła się do pozdrowień, zamieszczając za imieniem brata swoje imię.


I tak na zabawach w domowych pieleszach upłynął nam deszczowy wtorek.

Do usłyszenia niebawem!




Brak komentarzy: