niedziela, 4 sierpnia 2013

Niedziela z rybką i w pontonie ...


Niedzielę, po wypełnionej po brzegi atrakcjami sobocie, postanowiliśmy spędzić wokół domu. Chodziło głównie o to, by dzieci mogły swobodnie pobiegać po łące, pograć w piłkę, pohuśtać siebie ( i Kubusia Puchatka albo lale) na huśtawce, pojeździć autkami po ścieżkach. Zanim jednak zaczęły się bawić, przybiegła do nas gospodyni i powiedziała, żeby wyjść szybko za dom, bo sarenka przyszła. I rzeczywiście, na skraju łąki tuż za domem, na granicy lasku stała najprawdziwsza w świecie sarenka. HURA! Zdążyłam nawet pstryknąć kilka fotek zanim uciekła ...

I tak właśnie Mała M. i R. bawili się przed południem pod okiem babci, a ja w tym czasie wyskoczyłam z P. na zakupy spożywcze. Udało nam się zapolować na pstrąga i w ramach eksperymentu zabrałam się za pieczenie go na grillu. Nie mamy doświadczenia w pieczeniu w ten sposób, więc trochę trwało zanim udało się nam upiec sześć ryb. Były pyszne! Jedynym  minusem było to, że ich upieczenie zabrało nam trochę czasu, ale z drugiej strony wakacje są po to, by przestać się spieszyć i robić to, na co w ciągu roku nie bardzo można sobie pozwolić ... Mała M. spała, a na dworze przy grillu nie czuło się ciepła. Zapewne taki obiad zapadnie wszystkim w pamięć!

Nawet nie wiem, kiedy nam dziś minęła niedziela, ale dobrze tak czasem poleniuchować bez patrzenia na zegarek. Około 18.30 zabraliśmy dzieci nad wodę. Piaszczysta skarpa, a wokół iglaste drzewa i jeziora toń. Dobrze, że plaża niedaleko, bo R. jechał na hulajnodze, a Mała M. prowadziła w wózku 2 lalki i myszkę. Do tego nieśliśmy koc, coś do picia, stroje, ręczniki i … dwa dmuchane pontony. R. i Mała M. dostali je na Dzień Dziecka od babci i nie mieli jeszcze okazji wypróbować ich na wodzie. 

UFF! Wreszcie doszliśmy do plaży … Oboje wskoczyli do swych pontonów i rozpoczęła się zabawa na całego. Mała M. trzymała się blisko brzegu. R. zaś, machając dużą plastikową łopatą niczym wiosłem, szalał nieco dalej siedząc w pontonie. Oboje byli tacy szczęśliwi! Świetnie się bawili. Raz jednak R. chyba nieco stracił panowanie nad swym pontonem i zanurkował pod wodę. Dobrze, że P. stał w wodzie tuż przy nim i zaraz go wyłowił. Grunt, że Raduś się nie wystraszył i … chciał dalej pływać. Jednak zaraz zakończyliśmy nasze pierwsze wieczorne plażowanie i wrócili do domu na kolację.

Jutro chyba pojedziemy gdzieś do parku czy zoo, by gdzieś w cieniu spędzić upalny dzień! Oczywiście, gdy tylko czas pozwoli będą kolejne szaleństwa w wodzie. Sama marzę, by popływać nieco w jeziorze! 

Do miłego usłyszenia!!!



Brak komentarzy: