niedziela, 9 czerwca 2013

Weekendowe szaleństwa rodzeństwa ...

Weekend znów za nami. Nawet nie wiem, kiedy czas minął. Nadal w domu z powodu choroby R., ale nie nudzimy się. Przez ostatnie 3 dni dzieci wyjątkowo zgodnie się bawiły. Jednym z ulubionych zajęć była zabawa masą solną. Nie przypuszczałam, że trochę wody, soli i wody może dać naszym pociechom aż tyle radości. Właściwie całe piątkowe przedpołudnie spędziły krojąc, ugniatając, wyciskając różne formy z masy solnej. Mała M. najchętniej kroiła masę na porcje, rozsmarowywała je niczym masło, gładziła ją szczoteczką dla bobasów (!) i ...

Nawet szczotka dla bobasów się przydała!

 pakowała niczym cukierek.

Prezent dla Mamy :-)

R. zaś opanował kuchenkę Małej M., by piec w niej ulepione wcześniej bułeczki. Ale była zabawa!

R. kleił i lepił ...
Po włożeniu ich do piekarnika poprosił mnie, bym nastawiła minutnik na godzinę ... i po tym czasie szedł sprawdzić, czy rzeczywiście bułki zdążyły się upiec.

R. piekarzem!

Łącząc przyjemne z pożytecznym ćwiczyliśmy posługiwanie się wagą, by każda bułeczka miała tę samą wagę co jej koleżanka :-).

Grunt to równowaga :-)

Zabawa trwała i trwała ... i nawet dziś R. poprosił tatę o kolejną kulkę masy solnej, by kontynuować lepienie  i krojenie. W trakcie zabawy miał i taki pomysł: wbiegł nagle do kuchni, oznajmiając, że ma SZEŚĆ PALCÓW (!)

O ludu! czego to dzieci nie wymyślą
Byłam zachwycona jak Mała M. i R.zgodnie przy jednym stole godzinę czy dwie (a może i dłużej) wspólnie bawili się masą solną. Ale to jeszcze nic!

Ponton i koło - TO JEST TO!
Prawdziwe szaleństwo ogarnęło ich w sobotę podczas i po wizycie u Babci L., która to zakupiła dwie dmuchane piłki plażowe, koło do pływania (dla R.) i mały ponton (dla Małej M.). Nikt nie przypuszczał, że te dmuchane cuda sprawią, że nasze dzieci oszaleją na ich punkcie. Całą sobotę i dziś (przez prawie całą niedzielę) pływali ,,na sucho'' ... Niebieski dywan stał się wodą, a w niej szaleli oboje. Najczęściej Mała M. leżała na dywanie i desperacko machając wszelkimi kończynami wzywała pomocy. Na każde wezwanie zjawiał się starszy brat, który podpływał pontonem i w stronę Małej M. rzucał koło ratunkowe. Bez przerwy tylko za ścianą słychać było wesołe piski i okrzyki:

Człowiek za burtą! .... 


Lale też miały swe 5 minut w pontonie!
To basenowe szaleństwo trudno ująć w słowach. Całe dwa dni zabawy ... od rana do wieczora. Dzieci tak bardzo wczuły się w sytuację, że gdy skarciłam Małą M., że chodzi po pokoju BOSO, wyjaśniła mi, dźwigając koło pływackie pod pachą,

.... ale przecież, Mamo, ja jestem NA BASENIE!

Nic dodać, nic ująć!

Na noc wszystkie te pływające zabawki powędrowały na balkon.... W przeciwnym razie jeszcze teraz słychać by było dzikie piski!

Do miłego usłyszenia!


Brak komentarzy: