niedziela, 23 czerwca 2013

Sobota na rynku i w domu ...

Weekend upłynął pod znakiem festynów. Tradycyjnie w naszym mieście pod koniec czerwca odbywają się Dni Koguta. Trzy dni wypełnione były różnymi imprezami. w których w ramach możliwości uczestniczyliśmy. Nigdy nie lubiłam masowych imprez, ale teraz ze względu na dzieci czasem w nich uczestniczymy, zawsze jednak wcześniej wybierając co ciekawsze atrakcje.

Zanim jednak udaliśmy się razem na rynek, ja udałam się na zakupy, a tatuś zabawiał dzieci. Były rozgrywki w gry planszowe i w karty autorstwa R. Nawet Mała M. grała i wygrała w kilka minut z tatą i swym starszym bratem. Na to R. rzekł, że Mała M. nie znała zasad i wygrała! Na szczęście Mała M. nie da sobie w kaszę dmuchać i mu odpowiedziała:

Znam TĄ grę od DWADZIEŚCIA lat!!!

Mała M. testuje wagonik ...
Po rozgrywkach przyszła kolej na inne zabawy. Mała M. chciała zbudować kolejkę linową dla swych lal. Z pomocą przyszedł jej starszy brat, a potem tata ...i bawili się na całego.

Kolej na misia. Kolejna pasażerka już leży pod drabiną i czeka!!!
Zakupy gotowe, obiad ugotowany na 2 dni ... Wreszcie można w komplecie ruszyć z domu. Poszliśmy na rynek. Tam wzięliśmy udział w giełdzie książki bibliotecznej, posłuchaliśmy muzyki na żywo granej na scenie, przyglądaliśmy się sprawnościowym potyczkom rycerzy w ramach kolejnego Turnieju Rycerskiego. Atrakcji było znacznie więcej, ale nie wszędzie można być. Dla R. i Małej M. i tak najciekawsze okazało się zjeżdżanie na dmuchanych zjeżdżalniach.

Skoki i przeskoki .... 
R. zaliczył dwa takie zamki: jeden z przeszkodami, a drugi duży, na którym pędził jak szalony. Mała M. zaś wesolutka niczym skowronek ślizgała się w zamku w kształcie paszczy krokodyla...

Zaraz stąd wypadnie rozpędzona Mała M.
Między atrakcjami zjedliśmy także pyszne włoskie lody z polewą (ja z czarnej porzeczki!). Mała M. i R. pierwszy raz jedli takie kręcone lody z maszyny ... Nasza trzylatka od razu przeszła chrzest bojowy. Najpierw nie nadążała za lizaniem i lód kapał dosłownie wszędzie, a potem pękł wafelek i lód wylądował na chodniku. Polały się łzy, ale tata pobiegł zaraz po nową, tym razem, połowę mniejszą porcję :-)

Zmęczeni i pełni wrażeń ledwo doczołgaliśmy się do domu. Mała M. padła ze zmęczenia i spała do rana ...

W niedzielę czekały nas kolejne atrakcje ...

Tyle w wielkim skrócie, bo już po północy, a jutro szkoła wzywa :-)




Brak komentarzy: