wtorek, 4 czerwca 2013

Niedzielny (samodzielny) wypad za miasto ...

Ostatnio tak bardzo brakowało mi słońca i ruchu, że jak tylko pogoda się poprawiła to w niedzielne popołudnie wsiadłam na rower i pojechałam przed siebie. Tym razem wybrałam trasę rowerową, jedyną oznakowaną w naszej okolicy. Część jej znałam, ale cała reszta była dla mnie miłą niespodzianką. Tym razem mój wypad trwał krótko (bo niespełna 1,5 h), ale za to odkryłam małą pętlę, którą będę mogła kolejnym razem zabrać R. Spokojnie jest w stanie przejechać jej część, zwłaszcza tę biegnącą wzdłuż ścieżki rowerowej.


Moją wycieczkę rozpoczęłam od odwiedzenia kościółka. Choć nie można było wejść do środka, można było dość dobrze zobaczyć jego wnętrze przez kraty. Owa kaplica pw. św. Andrzeja Świerada Pustelnika liczy sobie w tym roku 30 lat.


 

Postać tego świętego jest mi mało znana, więc owa wycieczka zmobilizowała mnie, by bliżej w wolnej chwili  się z nią zapoznać.


Wnętrze dość nowoczesne. Moją uwagę przyciągnęła jednak piękna rzeźba Matki Bożej ... no i ołtarz, przed którym stały fotografie dzieci, które prawdopodobnie tego dnia przystąpiły do Pierwszej Komunii Świętej.


Kilka metrów dalej - postój niedaleko tawerny, gdzie niedawno uczestniczyliśmy w festynie ,,Piana Bosmana''. Pozostały jeszcze ślady po owej imprezie, m.in. stojący przy pomoście zwycięzca tegorocznej edycji konkursu ,,Pływanie na byle czym''. Mają ludzie fantazję!


Dużo bardziej spodobały mi się łodzie na drugim brzegu ... Tworzyły swojski klimat. Najchętniej wskoczyłabym do środka i popłynęła w górę rzeki.


Jednak nie pozostawało mi nic innego, jak jechać dalej przed siebie. Dalsza część trasy nie była mi znana. Jechałam więc spokojnie i ciekawa byłam, co dalej spotkam na trasie. A tu na prawo i lewo, to co lubię najbardziej, dzikość ... pola, łąki i skaczące po szosie ptaki.


Choć zachowywałam się cicho, płoszyły się dość łatwo, ale jedną ziębę (chyba) udało mi się uwiecznić na pamiątkę.


Nie był to jedyny licznie występujący na trasie ptasi okaz. Równie piękny był SZPAK, który ni stąd ni zowąd zjawił się i pozował mi do zdjęcia ....


Dla pewności pokazał mi oba swe profile :-)


 I tak, chcąc uwiecznić dla mych pociech stogi siana, wzbogaciłam swą kolekcję fotek o kolejne ornitologiczne okazy.


Stóg jak stóg, ale dla Małej M. i R., wychowanych w mieście, to także atrakcja ...



 I tak, ciesząc swe oczy wiosną wokół i rozkoszując się śpiewem ptaków jechałam przed siebie.


Za chwilkę owa sielanka skończyła się, bo wjechałam do miasta, skąd ścieżką rowerową (biegnącą równolegle do szosy) wróciłam do domu. Dobrze, że niedziela i ruch był niewielki. Grunt, że miło i aktywnie spędziłam tych kilka chwil.

Pozdrawiam ... i do usłyszenia!


Brak komentarzy: