wtorek, 30 kwietnia 2013

Niespodzianek kilka...

UFF ... jak dobrze, że przed nami kilka dni wolnych. Ostatnio całymi dniami byłam sama, więc wieczorem padałam na nos ze zmęczenia. Chciałam jednak znaleźć dla siebie choć chwilkę, co kończyło się późnym pójściem spać. Podobnie było wczoraj, gdy położyłam się około północy. Pozbawiona komórki musiałam budzić się na przeraźliwy dzwonek dziecięcego budzika. Dziś, nie chcąc tak gwałtownie wybudzać dzieci ze snu, wyłączyłam go przed 6-tą i usnęłam jeszcze na moment. Obudziłam się o 6.30, włączyłam piąty bieg i jakoś udało mi się zdążyć ze wszystkim. Mała M. ociągała się ze wstaniem, ale w rezultacie była gotowa szybciej niż jej starszy brat. R. , jak zwykle, zbierał się powoli, zagadywał, wdawał się w słowne utarczki ...i tym sposobem dotarliśmy do szkoły z 15-minutowym spóźnieniem. Cieszyłam się jednak, że choć na kwadrans religii się załapie. Wprowadziłam R. do klasy i wyszłam ... I, jak się potem dowiedziałam, to ja byłam winna tego, że się spóźnił!!!! Nieźle się ubawiłam, gdy usłyszałam od pana katechety, że R. wszedł do klasy i rzekł:

Ta mama znów zaspała. Mam już tego dość!!!

Byłam w szoku. Pan katecheta też był rozbawiony i podsumował, że nie wie jak by rodzic się starał to i tak zawsze będzie na niego!!!!

Nie spodziewałam się, że R. tak mnie podsumuje ... Nie podobało mi się to trochę, ale ciut racji miał mówiąc, że mama zaspała :-)

To taka niespodzianka z dziś. Wczoraj jednak mój, siedmioletni już prawie, syn sprawił mi prawdziwą niespodziankę. Otóż wczoraj podczas spotkania z rodzicami wręczono mi diagnozę gotowości szkolnej oceniającą, na ile R. przygotowany jest do tego, by rozpocząć od września naukę w klasie pierwszej.

Jakież było moje zdumienie i radość wielka, gdy przeczytałam na kartce wyników, że zdobył maksymalną ilość punktów (122/122). BYŁAM ( i jestem) z NIEGO DUMNA. Potem zaproszona zostałam na indywidualną rozmowę z wychowawczynią, podczas której usłyszałam, że był to JEDYNY taki wynik w klasie (24 uczniów). Bardzo się wzruszyłam ... chyba oczy lekko zaszły mgłą na sekund kilka. CIESZĘ się ogromnie... tym bardziej, że R. z powodu choroby rzadko bywał w szkole. Oczywiście, cały czas pracowaliśmy w domu. Czasem trzeba było go mobilizować, by systematycznie nadrabiał braki ...

Najbardziej jednak zapadły mi w pamięć słowa pochwały: GRATULACJE za tak wspaniałe wychowanie syna ... życzenia zdrowia dla R. i dalszego samozaparcia dla mnie!

Nie ukrywam, że od 7 lat - jak każda mama - staram się na ile czas i zdrowie mi pozwalają, BYĆ dla moich dzieci. Czytamy, rozmawiamy, wykorzystujemy każdą okazję (nawet spacer do szkoły czy sklepu), by się czegoś nowego dowiedzieć czy poobserwować. Widzę, że dzieci chłoną to wszystko, co im proponuję, co dodaje mi skrzydeł i zachęca do podejmowania dalszych działań.

Może to zabrzmi nieskromnie, ale dla mnie wynik R. i wspaniała opinia (dwie strony A4) to takie małe ukoronowanie wysiłku i pracy, którą od kilku lat wkładam każdego dnia, by odpowiadać na zainteresowanie i chęć do poznawania świata ze strony mych pociech. Teraz jest ten czas ... teraz jest ta okazja, by dać im siebie ... by podzielić się tym co wiem i być dla nich. SUKCES R. to także ogromna RADOŚĆ dla mnie. Nie wiem, jak będzie dalej sobie radził z nauką, ale mam satysfakcję, że ów czas, kiedy zrezygnowałam z pracy i zupełnie oddałam się dzieciom i prowadzeniu domu, nie został zmarnowany. Czas ów okazał się owocny ... i z tego najbardziej się cieszę!!!!

HURA! HURA! Wyściskałam R,. opowiedziałam Małej M. o jego wynikach i myślę, że niebawem na spokojnie UCZCIMY to jakoś. Niech wie, że ciężko pracował i trud został doceniony :-)

Ogromnie się cieszę i .... już mam kolejne pomysły na nasze edukacyjne i plastyczne działania!!!




Brak komentarzy: