czwartek, 25 kwietnia 2013

Wiosna w parku i kowboj w domu :-)

Środa upłynęła pod znakiem bieganiny, by zdążyć przygotować obiad, a potem na 17-tą zaprowadzić R. na zajęcia modelarskie. Tata musiał zostać na delegacji dzień dłużej, więc właściwie trzeci dzień z rzędu od rana do wieczora wszędzie biegamy sami. O dziwo (!) prawie punktualnie dotarłam z dziećmi do ośrodka kultury. Musiałam  jednak naszego małego modelarza odebrać po 2 h, a biblioteka nieczynna. Na szczęście pogoda dopisała i mogłam ten czas spędzić na łonie natury. Odwiedziłyśmy ten sam plac zabaw co w poniedziałek, ale było tłoczno, a Mała M. - widząc tyle huśtawek, drabinek i zjeżdżalni - nie potrafiła się zdecydować na jedno miejsce ... Biegała i biegała. Miałam dość. Nie miałam siły, by ją asekurować i pilnować, zwłaszcza, że dzieci mnóstwo. Zaproponowałam zatem krótki spacer po okolicy. Wiedziałam, że wówczas ja choć ciut odpocznę robiąc kilka fotek, no i pokażę może coś ciekawego mojej trzylatce. Szłyśmy więc sobie razem, a jak zauważyłam coś ciekawego pokazywałam to Małej M.

Wiosna w parku ...
UFF! Wreszcie mogłam przyjrzeć się bliżej wiosennym kwiatom, podzielić się z Małą M. swym zachwytem nad kępkami jaskrów zwróconymi w stronę słońca czy wesoło śpiewającymi ptakami przeskakującymi z gałęzi na gałąź. Pokazałam jej korty tenisowe, objaśniłam na czym tenis ziemny polega ... łącząc tradycyjnie przyjemne z pożytecznym :-).

UFF! Wreszcie zielono się zrobiło aż miło!
Przystanęłyśmy na moście, by śledzić wartki nurt rzeczki i poprzyglądać się dwójce wędkarzy na jej brzegu. Pokazałam jej też stare drzewa w parku, które Mała M. na próżno objąć swymi krótkimi rączkami chciała.


Największą atrakcją okazało się jednak odwiedzenie basenu, szumnie nazywanego parkiem wodnym. Choć otwarty już od kilku miesięcy, jeszcze nie miałam okazji tu być. Przyjście tu było trafionym pomysłem. Wzięłyśmy cennik i zasiadłyśmy w tutejszym barze. Usiadłyśmy przy stole. Dla Małej M. zamówiłam kompot, a dla siebie - kawę latte. Wreszcie mogłam ODSAPNĄĆ. Ja się delektowałam napojem, a Mała M. przez okna, niczym bulaje na statku, obserwowała, co dzieje się na basenie. Akurat trwała lekcja pływania, więc mogłam znów nieco poopowiadać nieco. Dowiedziała się m.in. co na basenie robi ratownik, instruktor pływania, do czego służy koło ratunkowe, itp. BARDZO jej się podobało. Ja też nabrałam ochoty, by wreszcie zakupić strój i wybrać się (może w rodzinnym gronie) na basen.

Na koniec jeszcze jedna migawka uchwycona gdzieś za dnia ... Mała M. zniknęła w korytarzu. Coś tam szurała i szurała, aż usłyszałam:

Wyglądasz jak mały kowbojek w wielkich buciskach !!!!!!

i w drzwiach pokoju pojawiła się Mała M. i jej podopieczna :-).

Ale BUTY!!!

Tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis!!!

Brak komentarzy: