poniedziałek, 19 listopada 2012

Podróż autobusem ...

Poniedziałek podporządkowany był wyjazdowi na rehabilitację, aby leczyć chore kolanko R. Jeszcze przed wyjazdem dzieci zabrały się do prac plastycznych. Mała M. ze znalezionego pustego pudełka po herbacie zrobiła ,,robota-stojaka'' i ,,mały komputer''
Mini-laptop (po lewej) i robocik (po prawej)

R. zaraz poszedł w ślady swej siostrzyczki i w mig z pudełka wyczarował laptopa z oprogramowaniem
do konstrukcji rakiet i myszką. Byłam pełna podziwu!

Laptop i program o rakietach!
Gdy minęło południe wybraliśmy się na dworzec, a stamtąd do szpitala. To dopiero była wyprawa pełna przygód. Mała M. była zachwycona! Całą drogę na przystanek musiała pokonać pieszo. Była bardzo dzielna, ale co kilka kroków powtarzała:
Ja chcę do autobusu.

Wreszcie, gdy po 20-tu minutach dotarliśmy na przystanek M. znów miała problem:-):
Mamo, stoimy i stoimy!!!
Na szczęście za moment autobus podjechał, zakupiliśmy bilety i zachwycona mała M. udała się w 15-minutową podróż do szpitala. Bardzo jej się podobało. Co chwilę komentowała mijane obiekty (ooo ... drugi autobus! ooo jakieś auto, itp.). 

Najbardziej jednak śmieszyło mnie jej pytanie zadawane każdorazowo, gdy autobus stawał na przystankach:
Mamo, JUŻ??? A czemu autobus się zatrzymuje?
Wychodząc z autobusu mała M. oczywiście pożegnała się z kierowcą i powiedziała:
Dziękuję.

To dopiero był początek atrakcji. Kolejne czekały nas w samym szpitalu. Kiedy R. i ja siedzieliśmy w pokoju z laserem, mała M. siedziała w poczekalni na wygodnej kanapce, zajadając chrupkie pieczywko i czytając ,,po swojemu'' przywiezione z domu książeczki. Swym urokiem osobistym zaraz zjednała sobie sympatię przemiłych pań, które pilnowały jej pod moją nieobecność. W pozostałych zabiegach uczestniczyła z nami, wiercąc się co chwila jakby miała jeża w pewnej części ciała:-).

W międzyczasie mała M. zapragnęła pójść do WC. Wzięłam ją ze sobą. Toaleta była dla pań i panów i już na wstępie doznałam szoku, gdy nagle - zamykając drzwi - nie zauważyłam mej trzylatki, która właśnie włożyła rękę po łokieć do brudnego pisuaru, wołając przy tym:
MAMO, ja tu będę SIKAĆ!!! 

To jeszcze nic ... Po wyjściu z WC mała M. poczuła świeży przypływ energii i postanowiła pójść zbadać inne sale w części rehabilitacyjnej. Zaraz podbiła serca pracujących tam pań i panów. Namawiali ją, żeby weszła, ale stała w progu i mówiła: 
.. ale tam jest moja mama i R. On ma chorą nóżkę.
Za chwilę jednak przełamała się i wróciła do nas najpierw z pysznym czekoladowym cukierkiem w dłoni,a za drugim razem z 3 kawałkami dwukolorowej czekolady. Po dzisiejszej wizycie ma tam już tylu znajomych, że jutro nie będzie problemu z pozostawieniem jej na chwilę pod opieką:-).

Kolejną niespodziankę sprawiła nam nasza kochana trzylatka w windzie, z której ze wstydu właściwie wybiegaliśmy po tym, jak mała M. - jak to ma z zwyczaju - najpierw nacisnęła przycisk, a dopiero potem zapytała, do czego służy. Była to ikonka z wizerunkiem słuchawki telefonicznej ... jak domniemam do wzywania personelu w sprawach bardzo pilnych:-). Natychmiast rozległ się przeraźliwy pisk, niczym alarm, i w biegu opuszczaliśmy szpitalne mury, bu nie trafić na jakiegoś ochraniarza, co by nam uszu nie natarł za takiego psikusa.... 
Jutro przygód szpitalnych cd. :-)
Pozdrawiamy!!!


Brak komentarzy: