poniedziałek, 21 lipca 2014

Mama na rowerze - niedzielny wypad w odcinkach - część 2

Nagle piaszczysta droga się kończyła, zaczynały pojawiać się zabudowania... UFF!!! - Odetchnęłam. Wreszcie jakaś cywilizacja! Ciekawa byłam bowiem, gdzie dokładnie dojechałam. Minęłam kilka pierwszych domów ... i dojechałam do skrzyżowania piaszczystej drogi z chodnikiem. Kilka metrów dalej - przystanek autobusowy. Gdy przeczytałam, że kursuje tutaj autobus z Brzegu, nabrałam przekonania, że dotarłam do celu wycieczki - Lipek. HURRA!



Skręciłam w prawo, by poznać tę wioskę, gdyż nigdy tu nie byłam. Droga wiodła wzdłuż alei lipowej, po obu stronach zaś ciągnęła się linia zabudowań od starych gospodarstw po piękne, nowe domy. Cisza wokół i piękno okolicy sprawiły, że miałam wrażenie, że znalazłam się gdzieś na końcu świata, gdzie wakacje trwają przez rok cały:-)


Nagle mym oczom ukazał się skwerek, a przy nim nowoczesny plac zabaw (oj, Mała M. i R. chętnie by tu poszaleli!!!) i zestaw urządzeń do ćwiczeń na świeżym powietrzu. 


Wszystko pachniało nowością, tylko chętnych zabrakło. No, ale nie ma się co dziwić w takim upale. Chłodzenie się w cieniu drzew lub przydomowym baseniku było znacznie bardziej atrakcyjną alternatywą.


Sama zatem poćwiczyłam nieco, a potem usiadłam na ławeczce i cieszyłam swe uszy ciszą. Uwagę moją przyciągnęła tabliczka informacyjna o dziejach Lipek, okolicznościowy kamień


 i ... kościół (w budowie chyba), który - jak się okazało - był kilka kroków ode mnie. 


Trudno jednak było się zorientować pod jakim wezwaniem będzie budowana właśnie świątynia. Jednak tym, co mnie zadziwiło wielce był widok ... dwóch mieszkańców, który obrali sobie krzyż na wieży kościelnej za toaletę i punkt widokowy. 


Mowa o dwóch bocianach, które tam właśnie - jak gdyby nigdy nic - tam właśnie sobie spędzały niedzielne popołudnie:-)


Dziwne ... tym bardziej, że tuż obok na słupie widniało bocianie gniazdo, w którym siedział sobie jakiś bociek-samotnik. Czyżby jakieś niesnaski na gruncie rodzice-dziecko spowodowały rozdzielenie się rodziny:-)?

Siedziałam i przypatrywałam się bocianom... Jeden z nich wyraźnie mnie zignorował i pokazał mało atrakcyjną część swego ciała:-) No cóż ... Fotki zrobiłam, a co? :-)


Miejscowych jakby gdzieś wywiało...  Dochodzą do mnie jedynie jakieś odgłosy z przydomowych ogródków. Wiedziona ciekawością jechałam dalej... Znów piękna widokowo trasa ... Na horyzoncie ściana lasu, zaś tuż przy drodze pachnące łąki i pola. Sama się dziwiłam, gdzie jestem ... i że jeszcze wcześniej tu nie dotarłam.


Jechałam dalej przed siebie... Gdzieś po lewej w lesie zauważyłam żółte płotki. To chyba tutaj właśnie mieści się ów jaz w Lipkach. Było już jednak dość późno i nie chciałam sama ... i bez mapy ... pchać się do lasu. Bezpieczniej czułam się na szosie. Uwielbiam takie miejsca!!! 


Nagle nozdrza me wyczuły woń, zdecydowanie wiejską, a znak drogowy wskazywał na jakieś zabudowania rolnicze. Chyba mijałam jakieś obory dla bydła ... Swojsko wreszcie ... bo przecież na wsi zapachy jak najbardziej są wskazane:-)))


Teraz dalej przed siebie ... OOO! Tabliczka z napisem Brzezina ... Widziałam na mapie w domu, że tak właśnie nazywa się kolejna za Lipkami wioska, ale nie miałam pojęcia, że aż tu dotrę na mych dwóch kółkach. Przy zjeździe z górki zauważyłam staw i wędkarzy. OOO... to miejsce miało swój klimat. 


Pomyślałam, że kolejnym razem przyjedziemy tu wszyscy autem ... albo część autem, część rowerem i damy też naszym pociechom cieszyć się z panującym tu klimatem. Cisza, spokój ... Zadaszona wiata z ogromną kanapą (!), ławeczki ... Nic tylko siedzieć i odpoczywać.


Chciałam posiedzieć tu dłużej, ale przy zjeździe zauważyłam w oddali majaczące wieże kościołów. Czyżby to kościół św. Mikołaja oraz św. Krzyża w Brzegu??? Czyżbym aż tak daleko zajechała???


Musiałam to sprawdzić... Jakież było moje zaskoczenie, gdy za chwilę przy drodze ujrzałam tabliczkę z napisem BRZEG. Ale HECA!!! Nie podejrzewałam, że trafię aż tutaj na moich dwóch kółkach.


Nie chciałam jednak wjeżdżać do miasta... Postanowiłam zatem wracać do domu. Zbliżała się 19-ta, a ja nie miałam pojęcia, ile kilometrów mam do pokonania w drodze powrotnej. Na moment zjechałam w wiejską drogę, by ugasić pragnienie. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle oczom mym ukazały się ... dwa wędrujące po łące bociany.. 


 Najwyraźniej szukały czegoś na kolację:-)


Podglądałam je zza drzewa, ale gdy chciałam podejść nieco ptaki zerwały się do lotu... Niestety, refleks zawiódł i fotki nie bardzo oddają ów magiczny moment:-)


Nie pozostało mi zatem nic innego, jak ruszyć w powrotną drogę. Mimo dość późnej pory, słoneczko przygrzewało nadal i szkoda było wracać.


Ruszyłam przed siebie... Nagle na łące przy drodze zauważyłam kolejnego boćka:-) Tym razem samotnika też polującego na małe co nieco:-)


Szkoda mi wracać do domu... Wiem jednak, że czeka mnie pokonanie nieco dzikich terenów, które bezpieczniej będzie mijać przy świetle dziennym. Na moment siadam tylko na ławeczce przy stawie w Brzezinie i upajam się widokiem traw, trzcin ...


i chmur przeglądających się w tafli wody. Aż chce się rzec: CHWILO TRWAJ!!!


Jednak czas płynie nieubłaganie ... Postanawiam tu powrócić i nacieszyć się dłużej panującą tu atmosferą. Tymczasem wsiadam na rower i gnam przed siebie. Jakież jest moje zaskoczenie, gdy przy drodze spostrzegam ogromny głaz ...

Taka piękna historyczna pamiątka. Aż nie mogę uwierzyć, że minęłam go jadąc do Brzegu ... i nie zauważyłam (!). Dziwne, czyż nie???


Chyba najwyższa pora wracać... Jadę ostrożnie, a od czasu do czasu zerkam na boki i podziwiam bezkresne przestrzenie...


Powoli mijam Lipki i odnajduję wjazd na dziką drogę między szparagami. Tu na drodze spotykam kota ... Akurat przerwałam mu polowanie :-)


Jeszcze tylko Ścinawa, mostek na wjeździe do Ścinawy Polskiej,


krótki postój przy marinie ...


rzut okiem na wieżowce nad Odrą ...


i ok.20.30 pełna wrażeń i pomysłów na kolejne rowerowe trasy docieram do domu. Jeszcze wiele przede mną do odkrycia, ale ta wycieczka jakoś szczególnie mnie urzekła. Chętnie pokonam tę trasę ponownie. Teraz zatrzymam się na dłużej przy stawie w Brzezinie, zwiedzę miejscowy kościół no i jakimś cudem dotrę do jazu w Lipkach...

Pozdrawiam serdecznie!!!!

1 komentarz:

Small Megi pisze...

miło mi że wycieczka się udała, pozdrawiam