niedziela, 20 lipca 2014

Mama na rowerze - niedzielny wypad w odcinkach - część 1

Niedziela znów zapowiadała się na bardzo upalny dzień... Marzyła mi się wycieczka nad wodę, by się schłodzić nieco. Niestety, moczenie się w rzece lub stawie nie doszło do skutku, ale za to udało mi się wreszcie - po bardzo długiej przerwie - skorzystać z tego, że dzieci i tata mieli zaproszenie na niedzielny obiad u babci i SAMEJ wybrać się na rowerową przejażdżkę.

Około 16-ej do rowerowej sakwy wrzuciłam domowej roboty herbatę z lodem i cytryną, bułkę, lekturkę z zamiarem przeczytania jej w jakimś ustronnym miejscu ... i wyruszyłam. Za cel obrałam dotarcie do jazu w Lipkach. Nigdy jeszcze tam nie byłam. Nie miałam jednak mapy tego rejonu. Pobieżnie sprawdziłam trasę w internecie i ruszyłam sama ciekawa, dokąd uda mi się dotrzeć.

Początek trasy znałam z poprzednich wypadów.. tyle, że od pokonania odcinka Oława - Ścinawa Polska upłynęło sporo czasu i szczegóły zatarły się w pamięci. Jechałam zatem gotowa na nowo odkrywać piękno okolic mojej małej ojczyzny, która od blisko trzech lat jest naszym domem. 


 Z Oławy - ulicą Portową - udałam się w kierunku Ścinawy. Najpierw jeszcze uwieczniłam początek trasy (pamiątkowy kamień wyznaczający trasę bulwaru nad Odrą:-)) i ruszyłam dalej. Tu spotkała mnie przykra niespodzianka, bo okazało się, że źle zamontowałam sakwę na bagażniku ... i przy zeskoku z chodnika na jezdnię torba wkręciła się w koła. Rower gwałtownie zahamował. Na szczęście droga była pusta ... i nic się nie stało. Teraz już będę pamiętać, by przed każdą jazdą sprawdzić owo mocowanie:-)


Choć słońce grzało niemiłosiernie i nadal zastanawiałam się, czy w takim upale warto gdziekolwiek się ruszać, z każdym przejechanym metrem utrwalałam się w przekonaniu, że wyjazd był dobrym pomysłem. Na drodze panował niewielki ruch (praktycznie puste drogi), a na terenach wiosek słychać było właściwie tylko śpiew ptaków. Droga w większości prowadziła wśród pól, więc wokół roznosił się słodki zapach łąk, przed rowerem po drodze skakały ptaki, spod kół uciekały kolorowe motyle... POCZUŁAM wolność, radość, pokój w sercu i zachwyt nad pięknem stworzenia!!!! Więcej mi do szczęścia nie było trzeba!!!!


Pierwszy przystanek zrobiłam sobie na moście przy stopniu wodnym na Odrze jeszcze w granicach miasta. Rzut okiem na wieżowce nad Odrą i jadę dalej...


Już niebawem wjechałam na teren Ścinawy Polskiej. Tu na chwilę zatrzymuję się, by w kapliczce pw. św. Andrzeja Świerada pustelnika i św. Jana Chrzciciela pomodlić się w ciszy ...


 i choć przez kratę przyjrzeć się wystrojowi tej małej świątyni. Oj, mają swój urok takie miejsca!!!


Zaraz też ruszam dalej, bo długa droga w nieznane przede mną:-)


Kilkaset metrów dalej mijam główną atrakcję Ścinawy Polskiej - tawernę i marinę, gdzie można wypożyczyć kajak bądź udać się w rejs stateczkiem po Odrze. To miejsce regularnie odwiedzamy podczas corocznego festynu na Odrze ,,Piana Bosmana'', więc nie zatrzymuję się na długo. Moją uwagę przykuwają małe zabudowania przypominające stajnię, a przy nich dwa pasące się konie. Jakże tu pięknie!!!


Przejeżdżam przez tę małą wioskę, podziwiając stare, ale duże zabudowania biegnące wzdłuż obsadzonej lipami drogi.


Ludzie siedzą w ogródkach, przy wielu domach małe baseniki, a w nich widać gdzieniegdzie kąpiące się dzieci. Sama bym chętnie zażyła kąpieli w tym ukropie:-)


Pora jednak jechać dalej... Na drogach nadal pustki. Teraz już trasa biegnie wyboistą nieco drogą wzdłuż której ciągną się pola porośnięte kukurydzą. Wysokie łodygi, niektóre sięgające mi do czubka głowy i wyżej, robią na mnie wrażenie. W niektórych miejscach widać jeszcze kolby, a zatem już niedługo zacznie się zbiór ... i już niedługo będziemy chrupać sobie gotowaną kukurydzę. Mała M. i R. już nie mogą się doczekać.


Dojeżdżam do końca miejscowości i tu właściwie urywa się moja znajomość trasy. Cała reszta pozostaje już teraz wielką niewiadomą:-) 


Jadę zatem dalej przed siebie... Nadal towarzyszy mi śpiew ptaków, zapach łąk i pól ... Sielsko mi i anielsko:-) Dojeżdżam do miejscowości Ścinawa. Hm ... tu jeszcze nie byłam. Pora zatem na mały rekonesans. Wioska bardzo mi się podoba. Wszystkie zabudowania, z dużymi obejściami, mieszczą się wzdłuż głównej drogi. Tu też mam wrażenie, jakby życie biegło spokojniej i czas nieco stanął w miejscu. 


Nagle po drugiej stronie drogi zauważam kamienny cokół, a weń wmurowaną tablicę z rzeźbą Jezusa Miłosiernego. Miejsce zaciszne, tuż pod rozłożystymi dębami ma swój klimat. Zatrzymuję się na chwilę, by pomedytować nieco:-) Przyglądam się bliżej samemu kamieniowi. Mam wrażenie (patrząc na dwa kamienne orły (chyba) z ubitymi dziobami, że tu kiedyś może był jakiś pomnik upamiętniający kogoś lub jakieś ważne wydarzenie historyczne. Przy okazji przeszukam zasoby internetu i dowiem się, co tu było onegdaj:-)


Parę metrów dalej plac zabaw, a tuż obok figurka Matki Bożej. Jakaś ta figurka inna, nieco dziwna, ale oryginalna. Są nawet ławeczki, by usiąść, ale to miejsce - jak widać po śladach - ptakom za wychodek służy... Nie siadam zatem. Jadę dalej...


Nie mam pewności, czy obrana droga zaprowadzi mnie do Lipek. Jednak jadę dalej. Wkrótce znak drogowy informuje mnie, że dalej przejazdu nie ma. Muszę się sama przekonać, co w trawie piszczy :-) Tu też sielsko i anielsko. Mam wrażenie, że jestem na jakimś końcu świata ... Wraz z końcem zabudować droga bita się kończy.



Przede mną piaszczysta droga pośrodku pól. Po lewej i po prawej na piaszczystych górkach rosną, na ogromnych połaciach, zielone - powiewające na wietrze - gałązki przypominające mi znane z kwiaciarni z dziecięcych lat asparagus. Dopiero po powrocie do domu przeczytałam, że owe pola to ,,zagłębie szparagowe'', gdzie zatrudnia się sąsiadów zza wschodniej granicy ...


Mam wątpliwości, czy jechać dalej... Przede mną po obu stronach połacie szparagów, pola kukurydzy, a trasa piaszczysta. Czuję pewien niepokój, czy mogę bezpiecznie jechać dalej. Jednak za moment mijają mnie dwa wozy i rowerzystka.. Jadę za nimi. Do odważnych świat należy!!!


Jadę i jadę.... Nadal trasa bardzo mi się podoba. Cicho ... zapachy dookoła ... Pełnia lata! To się tu czuje!!! Z prawej w oddali słyszę stukot kół. Oooo... pędzi pociąg. Nadal nie wiem, dokąd mnie ta piaszczysta droga wśród pól i łąk doprowadzi. Jadę dalej w kierunku zabudowań...


Po drodze przyglądam się roślinom wokół mnie ... Zachwycam zapachami ... Oczywiście, co ciekawsze botaniczne okazy, z myślą o moich pociechach, utrwalam na fotkach!


Ciekawa jestem, czy znajdę wreszcie tabliczkę z nazwą miejscowości. Mijam pierwsze domy ... i za moment wpadam na jakąś drogę z chodnikiem... Rejestracja wozów (OB), czyli przekroczyłam granicę województwa dolnośląskiego i jestem w Opolskiem. Czyżby udało mi się dotrzeć (przypadkiem:-)) do celu, czyli miejscowości LIPKI???

Tyle na dziś:-) Jutro cd. relacji. ZAPRASZAM!








Brak komentarzy: