piątek, 18 lipca 2014

Upalny piątek...

Piątkowy upał nie zachęcał do większej aktywności. Jeszcze wczoraj planowałam na dziś krótką rowerową przejażdżkę, ale gdy zaraz po wstaniu R. wyszedł na balkon i trzymając w ręce termometr oznajmił, że za oknem jedynie 31,4 stopni ... zmieniłam plany. Zaprosiłam dzieci do mojego łóżka i na dobre rozpoczęcie dnia, bez pośpiechu i bez stresów, zaproponowałam lekturę książki ze zwierzętami w tytule :-)


Nazwisko znanej nam autorki, Agnieszki Frączek, i ilustratora, też jednego z naszych ulubionych, Artura Nowickiego, zapowiadały, że książka ta spodoba się naszym pociechom. Nie ukrywam, że i mnie urzekły trzy zabawne opowieści ... i za jednym posiedzeniem przeczytaliśmy całość (ponad 60 stron). Gdy skończyłam czytanie, usłyszałam:

,,Jeszcze!!!''

Chyba lepszej rekomendacji książka dostać nie może:-)

Jeśli chodzi o mnie to mogłabym czytać przez dzień cały, ale kiszki marsza grać zaczynały i trzeba było przygotować śniadanie dla małych głodomorków. W mig na stole pojawiły się kanapki w towarzystwie pomidorów ze świeżą bazylią i jajkiem na twardo. Chyba czytanie zaostrzyło ich apetyty, bo jedli, że aż miło było patrzeć!!!

Brzuszki pełne, ale lodówka świeciła pustkami. Chcąc nie chcąc trzeba było ,,zapolować'' na jakieś warzywa na obiad. R. bardzo niechętnie wychodzi na jakiekolwiek spożywcze zakupy, ale nie miał wyjścia. Na zachętę pozwoliłam wziąć Małej M. i R. hulajnogę, by szybciej pokonali trasę i połączyli przyjemne z pożytecznym. Znów straciłam rachubę przybywających mi z każdym odwiedzanym straganem kilogramów, że znów wróciłam objuczona niczym osiołek, a raczej oślica:-)


Po zjedzeniu pokaźnej porcji śliwek, zajęłam się krojeniem warzyw na leczo i tarciem ziemniaków i cukinii na placki. Dzieci uwielbiają takie danie. Nie ukrywam, że smażenie placków w takiej temperaturze do najlepszych pomysłów na świecie nie należy, ale zadowolenie domowników i tempo z jakim potrawa znikała z talerzy zrekompensowały trud pieczenia:-)

Jednak przygotowanie takiego obiadu wymagało odrobiny świętego spokoju, czyli Mała M. i R. musieli sami znaleźć sobie zajęcia. Ośmiolatek przygotowywał scenografię do przedstawienia, które miało odbyć się wieczorem... Pięciolatka zaś zapragnęła spróbować swych sił w roli belfra. Przygotowała tablicę, papier, długopisy itp. i rozpoczęła się lekcja.

Uczennica już do lekcji gotowa:-)
Jej tematem była nauka czytania. Najpierw mała podopieczna (podobno ze żłobka wzięta:-)) uczyła się czytać: ALA ...

Na początek coś łatwego:-)

a potem Mała M. przygotowała jej tekst z ilustracją...

ALA JE ZUPĘ!!!! (tekst i rysunek autorstwa Małej M.)
Byłam pod wrażeniem... W podobny sposób swego czasu ćwiczyłam z Małą M. czytanie prostych zdań... łącząc tekst z ilustracją. Mała M. świetnie się prezentowała w roli pani nauczycielki:-)

Widzę, że nasza pięciolatka zadatki na belfra już ma:-))
Nawet R. przyszedł zobaczyć, co robi jego siostra... Zdziwiło go, że ma TYLKO jedną uczennicę. Zaraz też Mała M. udzieliła mu stosownych wyjaśnień:

TYLKO jedno dziecko się zapisało ... no bo rodzice nie chcieli płacić!!!!

Skąd ta nasza mała czerpie te pomysły ????? Rozbawiła mnie setnie!!!

Nawet nie wiem, kiedy upłynęła reszta dnia... Zdążyliśmy jeszcze przeczytać kilka książek (część na balkonie, gdy temperatura spadła nieco:-))) Jednak w pewnym momencie Mała M. przerwała moje czytanie i oznajmiła, że teraz to ona będzie czytać. Tak też zrobiła... Najpierw przeczytała książkę, a potem wzięła do ręki książkę z Disneyowską wersją ,,Królewny Śnieżki ...'' i zaczęła własnymi słowami snuć opowieść o pięknej królewnie, złej macosze i siedmiu krasnoludkach. Ja tymczasem włączyłam aparat i nagrywałam tę jej piękną opowieść. O dziwo udało mi się utrwalić ją na filmie. Zazwyczaj Mała M. oponuje, gdy widzi, że włączam nagrywanie... Dziś się udało!!! Będzie pamiątka... Byłam pełna podziwu dla Małej M., która przez blisko 25 minut (!) opowiadała i opowiadała...

Tym razem nagrywanie przebiegało bez większych zakłóceń, bo R. - za ścianą - pochłonięty był całkowicie budową toru z klocków K'NEX. Kiedyś już go zbudował, ale zniechęcił się, gdy jeden z ruchomych elementów nie chciał działać. Od tego czasu (chyba z rok)  nie przejawiał zainteresowania tymi klockami. Dziś zapał do budowania wrócił ... i mam nadzieję, że już jutro rano budowla zostanie ukończona. OBY wszystko działało jak trzeba, bo poświęcił temu cały wieczór... Już sobie wyobrażam z jakim zapałem rozpocznie sobotnie budowanie!!!

Tyle na teraz.. Do miłego ułyszenia!!!









Brak komentarzy: