niedziela, 6 lipca 2014

Zwiadowczy :-) piątek ... (wersja poprawiona)

 Czwartkowe zabawy w oddział zwiadowczy do tego stopnia spodobały się moim pociechom, że gdy tylko wstały z łóżek to rozpoczęły przygotowania do szaleństw na grobli. Miały nadzieję, że uda się im do zabawy zaprosić wnuka sąsiadów. Jednak kiedy, gotowi do wymarszu, zapukaliśmy do drzwi, nikogo nie zastaliśmy. Zostawiliśmy kartkę z zaproszeniem. Niestety nowy kolega R. nie mógł przyjść, ale miło, że zostawił na wycieraczce informację zwrotną. Może po weekendzie będzie znów można było się razem pobawić?

Tajna baza...
Dzięki temu, że skoro świt wybiegłam na zakupy i na targ, nie musiałam w upale ciągnąć ze sobą dzieci. Mogliśmy za to już przed jedenastą zasiąść w cieniu rozłożystej lipy i cieszyć się latem. Tym razem R. został szefem bazy.

Ale mapa!!! - rysował R.
Zainstalował swój piracki namiot na górce, zbudował stanowisko obserwacyjne korzystając z lornetki pożyczonej przez tatę, zabezpieczył swe stanowisko liną ... i zaprosił Małą M. do zabawy. Oboje świetnie się bawili, korzystając z przygotowanej specjalnie na tę okazję mapy.

Stanowisko obserwacyjne gotowe!

Ja zaś, zaopatrzona w stertę książek i ,,Gościa Niedzielnego'', którego nie mam ciągle czasu czytać rozsiadłam się wygodnie na kocu i ... oddałam się lekturze. Lubię takie chwile!!! Co jakiś czas jednak zerkałam na małych super agentów:-). R. wymyślał misje, a Mała M. pomagała mu je wypełniać. Podchodzili na drobne wzniesienia, by z ukrycia obserwować, co się dzieje, wychylali się zza drzew obserwując teren...Oboje wyglądali wspaniale, a moje serce się radowało widząc tak udaną i zgraną zabawę.

Ślimak Małej M.
Byłam pełna podziwu dla Małej M., która choć kilka lat młodsza, tak świetnie potrafi się zabawić ze swym starszym bratem, zwłaszcza, że to raczej typowo chłopięce zabawy. Zawsze jednak z pełnym zaangażowaniem włącza się do ,,szaleństw'' R. Teraz też dzielnie się bawiła, wypełniając polecenia dowodzącego. Super!!! W międzyczasie opiekowała się także ślimakiem znalezionym pod lipą. Co jakiś czas podchodziła do niego i prowadziła obserwacje jego wyglądu i zachowania:-)

Na kocu też świetnie się czyta ... Mała M. i ,,Gryzmoł''
Zabawa tak pochłonęła wszystkich, że nawet nie wiem kiedy minęły blisko trzy godziny zabawy. Oczywiście co jakiś czas zaganiałam dzieciaczki do uzupełniania braków płynów i krótkiego odpoczynku na kocu u mego boku. Znalazł się zatem czasem na czytanie na świeżym powietrzu, a nawet na rysowanie.

Miała być lipa, a jest piękna wiśnia:-)
 Kreślenie po kartce białego papieru zainicjowała nasza pięciolatka. Potem zaproponowałam moim pociechom naszkicowanie jednej z lip, którą mieliśmy przed oczami. Pierwsza gotowa była Mała M. Najpierw był rysunek lipy, a potem wiśnia, a pod nią przyjaciółki naszej małej artystki. Na pierwszym rysunku autorce towarzyszą J. i E. ...sąsiadki.

Mama w cieniu LIPY:-)
Na drugiej pracy zaś w centrum pracy LIPA NA GÓRCE (zgodnie z rzeczywistością :-)), nad nią przelatują dwa ptaki, a tuż obok spaceruje mama.

Lipa - dziś to ją właśnie rysujemy:-)
R. też nie próżnował, ale coś nagle przerwał rysowanie i znów powrócił do swej tajnej misji :-) Ja też tym razem przyłączyłam się do rysowania i za chwil kilka powstał szkic lipy potem poprawiony kredkami. Wiem wiem.... talentu to ja nie mam, ale jakoś dzieci zachęcić do rysowania trzeba:-)

Lipa ... Mamy -)
Około 13.30 wróciliśmy do domu na obiad - na przygotowane przed wyjściem naleśniki. Jednak dzieci szybko się zregenerowały ... i znów chciały pójść pod lipę. Zapakowaliśmy nasz ekwipunek. Do pudełka zapakowałam kilogram wiśni i czereśni, które potem na kocu wspólnie pochłonęliśmy w minut kilka:-)


Wiśnie i czereśnie - komu? komu?:-)
I tak w ciszy radowaliśmy się naszą tajną bazą. W pewnej chwili R. zauważył, że podczas zabawy zgubiła się jedna z osłon przeciwsłonecznych lornetki. Wówczas rozpoczęła się prawdziwa misja. Też włączyłam się do niej, ale niestety przeczesywanie terenu :-) nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Trudno...

Upał jednak już dawał się we znaki, a jak R. skarżył się, że jakoś dziwnie słabo się czuje, wróciliśmy do domu. Okazało się, że to jakaś pilna sprawa w WC spowodowała spadek formy:-)
R. szybko odzyskał siły i teraz już w domu kontynuował swe harce.

To był dzień!!! Do miłego usłyszenia:-)







Brak komentarzy: