środa, 2 lipca 2014

Środa na sportowo nieco:-)

Kolejny dzień wakacji za nami ... Dobrze, że to dopiero początek, bo pomysłów i zaległości wiele. Dziś zaraz po śniadaniu zaproponowałam naszemu ośmiolatkowi, by wraz ze mną zaplanował, czym wypełnimy tę pierwszą wakacyjną środę. W mig lista zapełniła się masą propozycji ... i, jak sprawdziłam wieczorem, z całej długiej listy udało nam się zrealizować zaledwie kilka punktów. Główną zaś atrakcją dnia okazało się wydarzenie, przy którym postawiłam znak zapytania ...



Otóż około 10-ej sprawdziłam w internecie wakacyjne promocje na bilety na basen ... Okazało się, że jakoś dla nas i tak nic tańszego znaleźć się nie da, ale i tak cena za bilet do godziny 14-ej była dość atrakcyjna. Musiałam jednak przed wyjściem odszukać stroje, czepki etc, no i szybko przygotować coś na obiad, bo wiedziałam, że po powrocie z dwugodzinnego  moczenia się wszyscy będą mieli wilcze apetyty:-)

Jakimś cudem wszystko udało nam się załatwić i w samo południe znalazłam się z moimi pociechami na. basenie. Za 22 zł mogliśmy przez 2 godziny pływać, a raczej brodzić:-) do woli. Dzieci zachowywały się znakomicie i bawiły się bezpiecznie, z czego bardzo się cieszę i mam nadzieję, że wreszcie od teraz wspólne wyjścia na basen na stałe wejdą do naszego kalendarza rodzinnych imprez. Może tata się dołączy, żebym i ja mogła na chwilę popływać, a nie tylko moczyć się w brodziku.

Była też chwila na zabawę stempelkami:-) Nawet tu Mała M. miłe słowa dla mamy zawarła:)) 
Najważniejsze, że R. wreszcie przełamał swój lęk i nawet kąpał się dziś w basenie rekreacyjnym, gdzie woda sięgała mu do brody... Od ratowników pożyczyłam deski do nauki pływania i makaroniki, dzięki którym moje pociechy odważnie kładły się na brzuchach i machając nogami próbowały pokonywać pierwsze krótkie dystanse... UFF! Nawet nasz ośmiolatek był bardzo śmiały i po próbach nauki pływania w brodziku kilka razy sam prosił, bym wzięła go do średniego basenu i tam mu towarzyszyła. On zaś z dwoma makaronikami pod brzuchem i deską przed sobą śmigał śmiało w wodzie. Wcześniej bardzo był strachliwy i nie mogłam go namówić do takich wyczynów:-)

Zaraz też zachęciłam R. do zapisania się na wakacyjny kurs nauki pływania, ale coś nie ma ochoty. Pozostaje mi zatem póki co próbować go czegokolwiek nauczyć. Dobrze, że mam czym się podeprzeć naukowo :-)


Mała M. też swobodnie dość czuła się w wodzie. Nie zrażała się  nawet, gdy przyszło jej łyknąć nieco basenowej wody... Na średni basen też chętnie ze mną szła i domagała się, bym ją w wodzie puszczała, bo ona już umie pływać pieskiem!!!!:-)

O dziwo... mimo ciągłego pilnowania obojga jakoś nie czułam większego zmęczenia ... Zaliczyliśmy też chwilkę moczenia się w jacuzzi i zjeżdżanie w rurze. Tu R. mnie zadziwił, bo chętnie nawet sam sobie zjeżdżał ... nie wołając: Mamo!!!

Jestem mile zaskoczona entuzjazmem moich pociech do pluskania ... Skoro tak dobrze im idzie to w wakacje muszę częściej ich zabierać na basen.

Po wyjściu z wody oboje byli zachwyceni tym basenowym szaleństwem!!! Jednak dopiero w drodze powrotnej poczuliśmy, ileż energii straciliśmy pływając. Dzieci wołały: ,,Jeść!!!'', a ja sama czułam burczenie w brzuchu. Za ostatnie w kieszenie złote zakupiłam każdemu po pysznej bułce z masłem czosnkowym, a potem zasiedliśmy wygodnie w cukierni i zjedliśmy po porcji pysznych lodów...

Wiem wiem... lody po basenie to nie jest pomysł godny naśladowania, ale pomyślałam, że jakoś trzeba uczcić owo udane wyjście na basen. Mała M. i R. z uśmiechem od ucha do ucha lizali ,,krówkowe'' bądź czekoladowe lody. Moje jogurtowo-owocowe były również niczego sobie...

Potem pędem do domu na mizerię i śledzie z ziemniakami ... Widać, że dzieciom taka środa bardzo przypadła do gustu, bo liżąc lody kilkakrotnie powtarzały, że było WSPANIALE!!!

R. też przygotował rano niespodziankę dla mamy ... Cd. kiedy indziej, bo na basen pora była iść:-)
Cieszę się bardzo z tak udanego dnia ... choć przyznać muszę, że i ze mnie po tym basenie uszła energia niczym powietrze z balonika:-)

Dla odzyskania równowagi zasiadłam do pisania, a dzieci z zapartym tchem śledzą dalsze losy króla Juliana i innych zwierząt w drugiej części animacji ,,Madagaskar''.

UFF!!! To był dzień ...

Kolejna lektura wakacyjna już PRZECZYTANA! POLECAM!!!
No rzecz jasna poza basenem nie mogło zabraknąć czytania. Przed wyjściem mama czytała dzieciom kilka rozdziałów książki ,,Mój tata jest olbrzymem!'', a po powrocie R. przeczytał sobie drugi już rozdział ,,Psotnic podwórkowych''. Na realizację pozostałych punktów naszego ambitnego planu trzeba chyba poczekać do jutra ... choć i tak nie wiem, czy starczy czasu ... Jutro bowiem czeka nas wyjazd do alergologa... a to zawsze zabiera sporo czasu.

Do miłego usłyszenia zatem niebawem :-)))


Brak komentarzy: