piątek, 11 lipca 2014

Trójka na rowerach, czyli pierwsza wspólna przejażdżka:-)

Po czwartkowym maratonie po wrocławskich ulicach i dworcach, piątek zapragnęliśmy spędzić spokojniej. Zatem do południa nie wychodziliśmy z domu, czytając, słuchając audiobooków lub rysując. Dzieci znakomicie znajdowały sobie zajęcia, a ja w spokoju mogłam przygotować obiad.

Ostatni HIT Małej M. :-)
Mała M., zaraz po śniadaniu, zasiadła do swojego stolika i, przy dźwiękach audiobooka ,,Moja siostra Klara i ja'' (zna go już chyba na pamięć!), rysowała bohaterów słuchanych opowieści. Choć rysując, wzorowała się nieco na okładce CD, świetnie oddała Klarę, jej brata, kuzyna i jego syna.

Bohaterowie opowieści o Klarze:-) Mnie najbardziej podoba się PIES!!!
Cieszę się ogromnie, że w te wakacje Mała M. polubiła rysowanie. Sama znajduje sobie tematy swych prac i nie ogranicza się już tylko do wózków i rowerów :-)

A tu wersja KOLOR:-)
R. zaś, po wczorajszym zakupie ochraniacza na tors, wygląda jak prawdziwy zawodnik rugby lub szermierz. Marzy mu się strój podobny do tego, który ma tata. Od rana zatem kombinował, jakby tu samemu sobie taki ubiór sportowy zrobić. Na szczęście nasz ośmiolatek ma głowę pełną pomysłów...i za chwil kilka zjawił się w kuchni w masce szermierza zrobionej z pudełka po butach  z siatką z moskitiery (!), białych trampkach (bo tata też ma białe), czarnych spodniach i bluzie i szabli zrobionej z kawałka plastiku ze starej żaluzji, na którą nasz pomysłowy Dobromir nawinął czarną włóczkę. Teraz to już wyglądał prawie jak tata-szermierz:-)
Za godzin kilka przyjechała babcia, która sprezentowała dzieciom po piankowej szabli ... i teraz to już R. był szermierzem pełną gębą!!!

SMOK już - jak widać - się u nas zadomowił:-)
Dzieci miały co robić, a dzięki temu gotowanie obiadu szło mi nader sprawnie. Przygotowałam pstrągi, starłam ogórki na mizerię i ... zaproponowałam naszym pociechom PIERWSZĄ wspólną wycieczkę rowerową.

Pierwszą rowerową wycieczkę we troje czas zacząć!!!
Zaplanowałam krótką trasę z dala od ruchliwych dróg, w większości groblą. Tylko kawałeczek drogi trzeba było pokonać jadąc po chodniku. Byłam ciekawa, czy uda nam się utrzymać w miarę równe tempo.

Wjeżdżamy w dębową alejkę:-)
Ruszyliśmy ... kilka osiedlowych dróżek, dalej most na Odrze i ucieczka na groblę. UFF! Tu już mogłam być spokojniejsza. R. prowadził na swym nieco za dużym rowerze i świetnie dawał sobie radę. Za nim Mała M. na swym małym rowerku (większy zostawiła w domu, bo na starym czuła się pewniej). Jak wspaniale było mi jechać z nimi. Ich radość i zachwyt udzielał się także mnie. Wreszcie mam towarzystwo ... Mam nadzieję, że nasz kochany dziadek O. z wysokości niebios dziś spoglądał na nas i on, wspaniały kolarz, także radował się widząc swe wnuki tak dzielnie pomykające na swych jednośladach :-)

UWAGA NA ŚLIMAKI - słyszałam co chwilę od dzieci!!!
Jeszcze teraz mam przed oczami pedałującą gibko Małą M. i jej mysie ogonki smagane wiatrem. Pędziła niczym Struś Pędziwiatr, zaśmiewając się głośno z zadowolenia, że jedzie na wspólną rowerową przejażdżkę. Na niej chyba ta krótka wycieczka zrobiła największe wrażenie.

Tu Mała M. zarządziła przystanek, a mama o sękach mówiła:-)
Głośno wyrażała swój zachwyt, widząc latające wokół niej motyle, czy słysząc pianie koguta. Nawet gdy przejeżdżała obok lasu rzekła:

Mamo, ja powiem tacie, że widziałam PRAWDZIWY LAS!!!

Jakże wspaniale, że moim dzieciom tak niewiele (póki co:-)) potrzeba do szczęścia: rower, ścieżka wzdłuż rzeki, las w polu widzenia, śpiew ptaków ... Oby zawsze Mała M. i R. odnajdywali w naturze piękno i potrafili się nim cieszyć jak dzieci :-)))

Uwielbiam takie klimaty!!!
Wycieczkę przerwał nam telefon babci oznajmiającej, że właśnie przybyła do nas z wizytą. Zawróciliśmy zatem ... Pora i tak była już obiadowa, więc dobrze się złożyło. Pstrąg z ziemniakami i mizerią uzupełnił nasze energetyczne braki. Mała M. jednak miała jeszcze deficyt snu lub raczej nadmiar wrażeń i późnym popołudniem ucięła sobie drzemką.

Botaniczne zachwyty:-)
Wieczorem zaś, wyspana i rześka, znów zapragnęła popedałować nieco. O 19-ej wskoczyliśmy na nasze rowery ... i pognaliśmy wzdłuż Odry .... aż do zabudowań nowej elektrowni wodnej. To była jazda!!! Mała M. tym razem miała swój większy rower i jeszcze szybciej potrafiła się nim przemieszczać. R. też pędził niczym wiatr.

Chwilka na edukację, czyli co w kłosie mieszka:-)
Jechaliśmy sobie we troje ciesząc swe oczy widokiem rzeki, zapachem kwiatów i radując się widokiem przelatujących nad głowami motyli i ptaków.

Huśtawki - coś dla Małej M. :-)
W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie przystanek przy placu zabaw, bo dla Małej M. dzień bez huśtawki to dzień stracony:-) Czas jednak nieubłaganie płynął i płynął ... Po 21-ej - pełni wrażeń i ochoty na kolejne rowerowe wypady - wróciliśmy do domu. Mam nadzieję, że udało mi się dzisiaj naszym dzieciom zaszczepić odrobinę rowerowego szaleństwa, które i mnie gdzieś w głębi duszy gra!!!!!

Tyle na dziś ... Życzę pogodnego (pod każdym względem) weekendu!!!



Brak komentarzy: