wtorek, 8 lipca 2014

Małe rączki pracują, czyli poniedziałek w domowych pieleszach :-)

Weekend upłynął pod znakiem rodzinnych wycieczek i świętowania. Owe wydarzenia zasługują na odrębne wpisy, a że mogą być dość długie ... to dziś krótka relacja z poniedziałkowych zabaw.

W poniedziałek, po wypełnionym po brzegi atrakcjami weekendzie, postanowiłam zaserwować dzieciom spokojny dzień. Tym bardziej, że od wczesnego rana żar lał się z nieba i nie bardzo sama miałam siły gdziekolwiek się ruszać. Zostaliśmy zatem w domu znajdując sobie zajęcia, na które zwykle nie mamy czasu lub na te, które najbardziej lubimy.

Poranek rozpoczęliśmy od wspólnego śniadania, na które tym razem podałam upieczone przeze mnie ciasto - pleśniak. Dzieci zajadały aż im się uszka trzęsły:-)

Mała porcja witamin:-)
Na drugie zaś śniadanie zjedliśmy po porcji owoców - czarnych i czerwonych porzeczek oraz wiśni okraszonych odrobiną bitej śmietany. No cóż ... lato krótkie, więc czasem zaszaleć trzeba!!! Oba posiłki minęły w miłej atmosferze i ciszy, której ostatnio bardzo potrzebuję, gdyż włączyłam audiobooka ,,Ja i moja siostra Klara'' i... tak się zasłuchaliśmy, że nawet nie wiem, kiedy wysłuchaliśmy dwóch płyt CD. Zabawne perypetie dwojga rodzeństwa także i mnie rozbawiły. Dzieciom zaś tak owe opowieści przypadły do gustu, że już kilkakrotnie wysłuchali całości.

Małe rączki lepią ... leniwe pierogi i uszka!
Audiobook towarzyszył nam także podczas dalszych zabaw. Wielkim przebojem okazała się po raz kolejny zabawa masą solną. Tym razem zarówno Mała M. jak i R. dostali po pełnej porcji, tj. ze szklanki mąki każdy ... i zaczęło się wielkie lepienie. Zaproponowałam jedynie, że może tym razem z masy solnej warto zrobić jakieś kulinarne wyroby typu rogaliki, pierogi, ciasteczka, które po wysuszeniu będą mogły być wykorzystane podczas zabaw w karmienie lalek. Mała M. pierwsza przystała na tę propozycję. Usiadła przy stole ... i za moment pierwsze uszko było gotowe.

Ciasteczka też już gotowe!!!
Potem małe rączki ulepiły ciasteczka, które za chwilę - gdy rozdałam dzieciom kamyki znad morza - udekorowane zostały niczym rodzynkami. R., który od zawsze uwielbia kulinarne eksperymenty też włączył się do zabawy.


Spod jego rąk w mig wyszły pierogi, pizza, tarta, no i tort ze świeczkami.


Gdy Mała M. zobaczyła ,,wypiek'' R. sama też sięgnęła po świeczki i w mig także jej tort był gotów.


Nie podejrzewałam, że ta zabawa tak bardzo ich wciągnie. Oboje lepili i lepili, a gotowe wyroby do teraz zdobią jeden z dziecięcych stolików. Wszystkie wyroby bardzo mi się spodobały. Najbardziej jednak urzekła mnie Mała M., która nagle zawołała mnie do swego stolika .... by pokazać mi, co tym razem ulepiła.

Komentarz zbędny chyba:-)
Aż mi serce mocniej zabiło, gdy zobaczyłam, że moja pięciolatka SAMA ulepiła dla mnie swe wyznanie!!!! Cóż, że zabrakło ,,C'' ... Akurat tu ortografia nie ma dla mnie znaczenia:-))))) Nikt mnie tak nie kocha, jak moje pociechy, zwłaszcza obdarzająca mnie takimi niespodziankami Mała M.

Ufoludki na huśtawce!!!
Jednak moim pociechom ciągle mało zabawy ... Mała M. sama wzięła się za rysowanie ... Najpierw narysowała obrazek, gdzie próbowała po raz pierwszy chyba jakąś perspektywę zachować. Tłumacząc mi bowiem, co i kto na rysunku, zwracała uwagę na to, że karuzela i piaskownica są małe.... bo są daleko :-)
Najbardziej jednak rozbawił mnie sam tytuł pracy - Ufoludki na huśtawce. Niezła artystka z tej naszej pięciolatki!!!


Rodzinna wycieczka...
Potem były kolejne prace, ale nie wszystkie udało mi się odnaleźć :-) Została ta z portretem rodzinnym, czyli Mała M. z rodzicami i bratem na wycieczce rowerowej. Mama z przodu, za nią Mała M., tata i R. na samym końcu:-) Dziwne (a może i nie), że ten brat zawsze taki malutki jest w oczach swej trzy lata młodszej siostry. Co tym razem też mnie zaskoczyło to to, że jedziemy połączeni RAZEM, niczym tandem dla czworga. Widzę, że Małej M. marzy się taka wyprawa na dwóch kółkach. Trzeba zatem koniecznie na nią się wybrać!!!

Tyle na dziś. Do miłego usłyszenia!!!





Brak komentarzy: