poniedziałek, 14 lipca 2014

Poniedziałek z dziećmi w kuchni:-)

Poniedziałkowa aura od rana dawała nam się we znaki. Parno, gorąco wszędzie i jakoś ciężko było zachęcić dzieci do jakiejkolwiek aktywności, zwłaszcza naszego ośmiolatka, który szybko tracił zainteresowanie proponowanymi zajęciami i kładł się, gdzie popadnie. Mała M. jakoś lepiej radziła sobie sama wymyślając, co robić. Z drugiej strony nie ma się co dziwić po tak aktywnym dniu. Wczorajsza wycieczka to przecież 7 godzin spędzonych na świeżym powietrzu, więc dzisiejsze leniuchowanie było w planie!!!

Upał i mnie dawał się we znaki. Praca szła wyjątkowo ospale, ale i tak udało znaleźć nam się kilka chwil na wspólne czytanie: najpierw każdy czytał w ciszy sam, a potem ja czytałam dzieciom. Ostatnio zaczynam wprowadzać ów zwyczaj, bo Mała M. chętnie i dużo czyta sama, a w przypadku R. - sprawa już nie jest taka prosta. Zazwyczaj muszę go nakłaniać do lektury i przypominać, że na ,,ciche'' czytanie już czas. Jakimś cudem udało nam się także pobawić się w powtórkę angielskich słówek. Nawet R., którego zazwyczaj zachęcać trzeba, przyłączył się do nas. I tak na wspólnych i samodzielnych zabawach naszych pociech upłynęło przedpołudnie.

Siedzenie w domu ma jednak tę niedogodność, że gdy lodówka pusta trzeba się nakombinować nieco, by coś do gara włożyć. Ani Mała M. ani R. chodzenia po sklepach nie lubią, zwłaszcza w upalne dni, stąd na dziś zaplanowałam drożdżowe kluski na parze. Do środka włożyłam świeże śliwki, a na wierzch gotowe już buchty polałam własnej roboty sosem z czarnych porzeczek. Dawno już owo danie nie gościło na naszym stole. Nie pamiętałam, czy wpasuję się w kulinarne gusta Małej M. i R., ale oboje entuzjastycznie przyjęli ów pomysł i zaraz też zaproponowali pomoc w kuchni.

Składniki na stole... Można zaczynać!!!
Tym razem jednak jako pomoc kuchenną wybrałam Małą M., a R. zaproponowałam krótką sesję z ołówkiem w ręku. Chętnie się zgodził. Usiadł na balkonie i rysował ... Zaczął ambitnie od odbicia drzew w wodzie. Po jakimś czasie jednak przerwał pracę i obiecał, że będzie kontynuował później:-)

R. rysuje na balkonie!!!
Ja zaś z moją najmłodszą latoroślą wzięłam się za przygotowywanie ciasta na kluski. Wspólnie z Małą M. przygotowałyśmy wszystkie składniki. Na stole przed siedzącą w fartuszku pięciolatką postawiłam wagę kuchenną (prezent od cioci A.) i zaczęła się zabawa w ważenie mąki,

Ważyła Mała M. ... mąkę:-)
rozbijanie jaj, przesiewanie mąki przez sito, przelewanie mleka z butelki do kubka.

Lać też trzeba się nauczyć:-)
Mała M. była cała w skowronkach, mogąc uczestniczyć w przygotowaniach do obiadu. Mi też w tak miłym towarzystwie i z parą chętnych do pomocy małych łapek robota, nawet tak mozolna jak drylowanie śliwek, szła sprawnie i szybko. Raz i dwa i obiad był gotowy!!!

Panowie i Panie - oto nasze danie!!!
R. oczywiście też chciał nam pomagać, ale gdzie kucharek sześć ... Pozwoliłam mu dopiero włączyć się do formowania klusek i wkładania doń śliwek. Obojgu ta część pracy bardzo przypadła do gustu. Każdy miał inny pomysł na kształt owych drożdżowych cudeniek:-) R. zaczął od kluski w kształcie regularnie utoczonej piłki, a skończył na wielkiej kuli:-)

R. uwielbia takie prace!!!
Mala M. zaś też eksperymentowała, naśladując pomysł brata na kluskę w kształcie statku kosmicznego (!).

Kluska w kształcie statku kosmicznego autorstwa Małej M.
Ostatecznie jej wyrób przypominał mniej lub bardziej płaski placek:-)

Małe łapki lepić lubią!!!
Najważniejsze, że udało mi się połączyć gotowanie z zabawą z moimi pociechami. Obiad jakby sam się ugotował, a jego przygotowanie jakby trwało znacznie krócej niż zazwyczaj. Muszę teraz częściej zapraszać moich pomocników do zabawy w gotowanie, zwłaszcza gdy upał daje się we znaki, a w kuchni można poeksperymentować nieco:-)

Po obiedzie ogarnęła mnie senność. Próbowałam podrzemać chwilkę, ale nie bardzo się dało:-) Wzięłam zatem dzieci na plac zabaw. R. pędził po chodniku prowadząc swoje zdalnie sterowane AUDI, a Mała M. huśtała się bądź robiła babki z piasku. Ja zaś usiadłam na brzegu piaskownicy i oddałam się lekturze. Ufff! Wreszcie każdy miał zajęcie ... no i co najważniejsze mama mogła choć na kilka chwil odpłynąć nieco w krainę fantazji i dobrej książki. Takich momentów mi BARDZO potrzeba!!! Łaknę ich niczym sucha ziemia deszczu:)))

Do miłego usłyszenia!!!



Brak komentarzy: