poniedziałek, 20 maja 2013

Weekendowe atrakcje ...

Na brak atrakcji w miniony weekend nasze pociechy nie mogą narzekać.

Już w piątkowy wieczór zabrałam dzieci na plac zabaw, by mogły wyszaleć się nieco po całym tygodniu.



Mała M. huśtała się i huśtała, a R. rysował kredą i jeździł autkami po wyznaczonej trasie. Oboje świetnie się bawili. Ja korzystałam z chwili relaksu i przyglądałam się wiośnie dokoła.


Sobotę spędziliśmy dość aktywnie. Wspólne wyjścia rozpoczęliśmy od uczestnictwa w spotkaniu z podróżniczką, która w 120 dni przemierzyła trasę z Azji do Europy. Poszliśmy we czworo, jednak Mała M. miała problem, by tak długo słuchać prelekcji. Posiedziała chwilkę, poczęstowała się ciasteczkami ... i poszła na festyn w pobliskim parku. Tam też się dobrze bawiła na dmuchanych zabawkach, huśtawkach itp. R. uważnie słuchał ciekawej opowieści o azjatyckich krajach. Dzielnie wytrwał ze mną do końca. Na pamiątkę kupiłam mu jedno ze zdjęć pani podróżnik, którą niebawem zawiesimy w jego pokoju.


Kolejne atrakcje czekały na nasze pociechy już po obiedzie. W ramach Nocy Muzeów zwiedziliśmy ratusz i jego podziemia. Zapalone świece robiły wrażenie. Sale muzealne też zwiedziliśmy, by przypomnieć sobie co nieco o naszym mieście, obejrzeć stare pocztówki i znów czegoś nowego się dowiedzieć.


Udało nam się także zapisać na listę, by móc o 19.30 wejść na wieżę ratusza. Tam pan zegarmistrz, opiekujący się ratuszowym zegarem, opowiedział o tym zabytku (liczącym 300 lat!).  Co dzień pokonuje strome schody, by nakręcać ręcznie zegarowy mechanizm. Mieliśmy szczęście, bo akurat podczas naszego zwiedzania nakręcał ów zegar.

Ciężarek już prawie jest w górze! Jeszcze moment  i zegar będzie nakręcony!

Nie lada przeżyciem było dla R. i dla mnie podziwianie panoramy naszego miasta i okolic z ratuszowej wieży. Szkoda, że Mała M. zasnęła i tata też nie mógł nam towarzyszyć. Na szczęście zrobiliśmy kilka filmów i mnóstwo zdjęć, by podzielić się naszymi wrażeniami z tymi, którzy nie mogli z nami przyjść.



Z ratusza powędrowaliśmy do wesołego miasteczka, które na weekend odwiedziło nasze miasto. Dzieci zachwycone. Nie tylko same karuzele, ale i ceny za przejazd nimi, mogły wywołać zawrót głowy. Rzadko jednak taka okazja się zdarza, więc zaszaleliśmy nieco.

Jedna z karuzel ... Nie próbowaliśmy :-)

Najpierw R. i Mała M. z tatą próbowali swych sił na autodromie, czyli małych elektrycznych samochodzikach. Mnie jakoś nie dało im się namówić na przejażdżkę. Oboje szczęśliwi za kierownicą! Potem oboje pozjeżdżali z dmuchanego zamku.


Kiedyś R. bardzo się bał tego typu atrakcji, Mała M. też. Teraz jednak świetnie się bawili. Portfele ,,schudły'' nieco, więc trzeba było zdecydować się na ostatnią atrakcję. Wybór R. padł na kolejkę górską, a Małej M. na karuzelę z łabędziami. Najpierw zaprowadziliśmy R. z tatą na kolejkę z wagonikami. Kiedy Mała M. podeszła, rzekła, że ona też chce taką kolejką pojechać. Wytłumaczyłam jej, że pojedziemy na łabędziu .... a na kolejkę górską już nie mamy pieniążków. A tu miły pan z obsługi po czesku rzekł, że mamy wsiadać ... Tłumaczę mu, że nie mam żetonu ... a on nas dalej zapraszał. Szybko rozdałam bagaże i hop do wagonika. Ale była jazda! Cztery okrążenia wagonikami w górę i w dół; raz wolniej, a raz bardzo szybko. Wszyscy zachwyceni!!!

Ale będzie JAZDA (kolejką górską)
Dzieciom jednak wciąż mało było atrakcji, więc po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na placu zabaw. Mała M. ledwo doszła do domu. Tam szybo przebrała się, wskoczyła pod kołderkę i w pięć minut chyba zasnęła. Po takim dniu pełnym wrażeń nie ma się co dziwić, że padła jak kawka :-)

Niedziela też obfitowała w atrakcje. Planowaliśmy wyjazd na działkę, ale potem uzmysłowiliśmy sobie, że najpierw trzeba pojechać tam bez dzieci i skosić trawę, a dopiero potem można planować tam wspólny pobyt. Nie było zatem harców na działce, ale była pierwsza wspólna rowerowa wycieczka. HURA! P. wreszcie naprawił koło mojego roweru. Ruszyliśmy w drogę. Mała M. na foteliku na rowerze taty, bo ja nie czułam się pewnie. R. zaś dzielnie pedałował na swoich dwóch kółkach. Jechaliśmy groblą wzdłuż rzeki. Świeciło słońce, śpiewały ptaki, pachniały kwiaty ... CUDOWNIE! Celem wycieczki było dotarcie do jazu i dalsza droga wzdłuż rzeki. Na miejscu okazało się, że trwa budowa elektrowni wodnej na tym odcinku rzeki i dalej jechać się nie da. Z drugiej strony trasa była wystarczająco długa jak na początek, więc wróciliśmy do domu. Tu szybka zmiana odzieży, uzupełnianie zapasów płynów i wyjazd na obiad do teściowej ...

I tak miło i przyjemnie minął nam weekend.

Pozdrawiamy serdecznie!

Brak komentarzy: