poniedziałek, 27 maja 2013

Sobota nad wodą ...

Na sobotnie wspólne wyjście czekaliśmy od dawna, bowiem w ostatni weekend maja odbywa się u nas festyn na Odrze. Impreza trwa dwa dni, ale ze względu na inne plany na niedzielę, właśnie w sobotę tam spędziliśmy wspólnie czas. Ale po kolei ...

R. już dzień wcześniej zbudował swój statek :-)
Przed wyjazdem szybciutko upiekłam ciasto (już na Dzień Mamy) i posprzątałam nieco mieszkanko, by ok.13-ej udać się całą rodziną nad Odrę. Pogoda wietrzna, ale bez deszczu. Odstraszyła jednak wielu, bo frekwencja niska. Nam to jednak nie przeszkadzało i korzystaliśmy, ile się dało.

Parada łodzi na Odrze ...
Najpierw uczestniczyliśmy w paradzie łodzi, które zaprezentowały się na Odrze. Dla wszystkich to była niezła frajda, móc podziwiać łodzie od malutkich łódek po statki i pojazdy wodne strażaków, straży miejskiej, policji wodnej, WOPR-u, ale także motorówki ... Stanęłam na moście i oddałam się mej fotograficznej pasji, dzieci zaś w tym czasie pok okiem taty odwiedziły stanowiska informacyjne wojska, zwiedziły wóz opancerzony, podziwiały szalejący na ściernisku traktor-gigant.

Traktor robił wrażenie!
Potem usiedliśmy wygodnie na trawie i słuchaliśmy świetnie grającej kapeli (były nas tam aż dwie rodziny!!!). Nie ma jak muzyka na żywo. Nawet tatusiowi się podobało, a to wymagający słuchacz-muzyk :-)

Małej M. już się ciut zmęczenie atrakcjami dawało we znaki, więc odeszłam z nią na chwilę. A tu panowie strażacy zaproponowali nam przejażdżkę płaskodenną łódeczką z silnikiem motorowym, którą zwykle wykorzystują w trakcie powodzi. Dostałyśmy kapok (Małą M. ledwo było widać taki był ogromny!) i weszłyśmy na pokład. Ale była jazda! Strażacy powozili nas ciut po Odrze, zrobili kilka kółeczek i po jakimś kwadransie (może i później) wróciliśmy na brzeg. Nasi panowie mieli nietęgie miny, bo się nie załapali ... No cóż ... Płeć piękna wie, jak poprosić strażaków o przysługę :-)

W owej kuli wodnej Mała M  i R. bawili się na całego!
Nawet nie wiem kiedy zrobiła się 16.30 i Mała M. zziębnięta i zmęczona domagała się powrotu do domu. Jak się okazało, rzeczywiście zmęczyła ją ta impreza, bo zasnęła w ubraniach w minut kilka po powrocie.
Nie ma się co dziwić. Na miejscu zdążyła jeszcze wraz z R. poszaleć zjeżdżając w dmuchanym zamku. Potem zapragnęła spróbować swych sił w kuli wodnej. Pan z obsługi nie bardzo wierzył, że da się ją namówić. Co tam ... Mała M. weszła do kuli, pan wpompował do środka powietrze, zepchnął kulę na wodę (małego basenu) i Mała M. musiała się nieźle nagimnastykować, by kula chciała się przesuwać na wodzie. Często upadała, bo wiatr spychał kulę, ale Mała M. nie zrażała się i z uśmiechem od ucha do ucha walczyła z żywiołem. R. w kuli obok też dobrze się bawił. Rok temu już próbował swych sił w owej dmuchanej kuli. teraz więc dobrze sobie radził. Nowością była dla niego skakanie na trampolinie eurobungee. W uprzęży i przymocowany linami skakał jak na trampolinie. Bardzo mu się podobało. Mała M. też chciała, ale musi poczekać aż ciut urośnie. Może już za rok i ona spróbuje. Widzę jaka jest dzielna. Nie boi się ... i tak trzymać.

MNIAM! Choć znam taką Ciocię i takiego Wujka co w maszynie lepsze pieką :-)
Dzieciom jak widać atrakcji nie brakowało. Choć impreza darmowa to atrakcje dla dzieci znów odchudziły portfel, ale raz ma się małe dzieci ... :-) Grunt, że dobrze się bawiły. R. miał mało i domagał się kupna balonu, ale na szczęście argument pustego portfela poskutkował. AAA ... nie wspomniałam jeszcze o pysznych gofrach, które na otwarcie imprezy zafundował nam tatuś.

Jedna z konkursowych propozycji w ,,Pływaniu na byle czym''
Festyn trwał do wieczora. Bardzo chciałam zobaczyć kolejną edycję konkursu ,,Pływanie na byle czym'', Niestety, tak jak w roku poprzednim, zostałam z Małą M. w domu, a moi panowie pojechali, sfotografowali ciekawe konkursowe pojazdy ... i wrócili, by zdać nam relację.

Ta propozycja konkursowa też mi się bardzo podobała!
O mały włos nie wpuściłabym do domu własnego syna, bo po otwarciu drzwi na wycieraczce zobaczyłam blondyna z twarzą Spidermana. Ale wyglądał!!! Sztuka tak pomalować twarz. Był zachwycony. Co chwilę sprawdzał w lustrze, czy oś się nie zmazało. Syczał, robił miny, by sprawdzić jak wygląda z taką twarzą. Najbardziej żałował, że nie może postraszyć swej małej siostrzyczki. Na szczęście Mała M. twardo spała aż do rana, a twarz brata zobaczyła na fotografiach, którymi w niedzielny poranek o 6-ej (!) rano pochwalił się R.

I tak miło i przyjemnie spędziliśmy sobotę! Za rok znów się tu wybierzemy. Tym razem zaprosimy gości, bo z roku na rok impreza coraz ciekawsza.

Brak komentarzy: