środa, 15 maja 2013

Koszmarna wizyta u alergologa ...

Po krótkiej przerwie słów kilka o tym, co spotkało nas w poniedziałek ...

Poniedziałek podporządkowany został wizycie u alergologa. Ostatnio R. bardzo zaostrzyły się objawy alergii, głównie niepokojący nas bardzo kaszel. Szukałam pomocy u pediatry, która zaleciła czym prędzej udać się do alergologa i pulmonologa. Nasz  termin kwietniowy przepadł, bo R. chorował. Kolejny wolny był w czerwcu, więc pani rejestratorka poleciła, by przyjść jak najszybciej ok. godziny 10-ej, poczekać do ostatniego pacjenta, a potem poprosić lekarkę o przyjęcie. W szpitalnej poradni zjawiłam się ok. 10.30 i przez 1,5 h czekałam grzecznie z Małą M. i R. aż pani doktor przyjmie wszystkie dzieci. WRESZCIE, gdy zrobiło się pusto na szpitalnym korytarzu, grzecznie zapukałam do drzwi, weszłam do gabinetu i przywitałam się z lekarką. Moje pociechy równie głośno rzekły ,,dzień dobry'', każde z osobna.

Chyba nie zrobiliśmy tego wystarczająco wyraźnie, bo pani doktor nadal wertowała papiery i coś pisała i pisała. Dalej staliśmy przy drzwiach. Nie doczekałam się nawet zaproszenia, by usiąść ... Nie zdziwiło mnie to wcale, bo nawet gdy przychodziłam w terminie wcześniej umówionym, miałam wrażenie, że zawsze pani doktor BARDZO w czymś przeszkadzam. Tym razem także poczułam się jak intruz. Nic, staliśmy  dalej ... Wreszcie pani doktor nas zauważyła, bo pospiesznie rzuciła w naszą stronę:

NAZWISKO? 

Podałam, a ona zaczęła znów przeglądać swą listę ... Aby skrócić to szukanie, zaraz dodałam, że nie ma nas na liście, bo nie mogłam pojawić się w kwietniu, a od kilku dni R. ma bardzo nasilone objawy alergii i chciałam prosić o przyjęcie. 

Pani alergolog jednak wcale mnie nie słuchała. Spojrzała na zegarek i dodała, że właśnie skończyła pracę ... i  że JAKO CZŁOWIEK mnie przyjmie, ale wówczas popełni PRZESTĘPSTWO. Może mnie przyjąć w innym terminie ... 

Sęk w tym, że najbliższy termin to początek sierpnia, a R. ma nocne napady kaszlu od prawie miesiąca. Konsultacja u alergologa jest zatem sprawą pilną. Próbowałam tłumaczyć, że R. cierpi na MIZS, że niepokoję się o jego zdrowie ...

Nie robiło to jednak żadnego wrażenia na pani doktor, która na moją kolejną prośbę wytłumaczyła mi, że jej sytuacja jest podobna do tej, gdy przychodzę do banku i proszę o pieniądze, których ów bank wypłacić mi nie może. Dalej wertowała swoje papiery i dawała nam do zrozumienia, że nic tu po nas. Nie mogąc nas się pozbyć, otworzyła dni sąsiedniego gabinetu (pielęgniarki) i powiedziała do niej:

Ta MAMA NIE ROZUMIE, ŻE JA NIE MOGĘ JEJ PRZYJĄĆ!

Była bardzo nieprzyjemna. Nie próbowała w ogóle wczuć się w sytuację, czy nawet pomóc. Jedyna rada to taka, że mam iść do innej placówki w swoim mieście albo w mieście 25 km stąd. Na co mi taka rada. To, że mam szukać pomocy gdzie indziej jest dla mnie oczywiste i wymyśliłam to sama, nie mając tytułu doktora nauk medycznych i nie ukończywszy trzech specjalizacji lekarskich!!!! 

Chętniej bym usłyszała od pani doktor porady, co robić i jaki, do czasu kolejnej wizyty, podać lek, skoro te dotychczas przez nią przepisywane są już nieskuteczne. 

Ale to jeszcze nie koniec ... Rozmowa była krótka, bo pani doktor czasu nie miała. POWIEDZIAŁA, że mam wyjść z gabinetu, bo przeszkadzam jej w pracy, a ona właśnie myśli nad leczeniem dziecka w podobnej sytuacji co moja.

To, że jej przeszkadzam w pracy usłyszałam dwukrotnie!!!

Ton głosu nieprzyjemny, wyraz twarzy również ... Moje dzieci były zdruzgotane. Jeszcze 1-2 zdania lekarki i R. by się rozpłakał. Miał łzy w oczach. Był pierwszy raz świadkiem tego, że jego mamę ktoś dorosły w ten sposób potraktował. 

Proszenie pani doktor nie miało sensu. Podziękowałam (nie wiem, za co!) i powiedziałam na odchodne, że więcej do tej pani nie przyjdę.

Byłam zbulwersowana ... wściekła .... Poszłam na skargę do dyrektora, ale ten mi wytłumaczył, że NFZ ma limity .... itp. JA NIE MAM ŻALU do pani doktor, że mnie nie przyjęła, ale mam poważne zastrzeżenia co do sposobu traktowania przez nią pacjentów. BARDZO nie lubię przychodzić do tej lekarki. Na szczęście wizyty rzadko, ale zawsze równie nieprzyjemna podczas nich atmosfera. Pani doktor nie raczy nawet wysłuchać tego, co mam do powiedzenia. Ogranicza się do szybkiego osłuchania R. (podnieś koszulkę ! Nawet R. się nie rozbiera) i przepisania leku ... Na dłuższy wywiad - brak czasu. 

ODRADZAM WSZYSTKIM panią alergolog w SZPITALU w O. ..,. Wiedza wiedzą ... ale nawet lekarza 3 specjalizacji z tytułem doktora nauk medycznych OBOWIĄZUJE kultura osobista. To co przeżyłam nie mieści mi się w głowie. Moje dzieci po wyjściu z gabinetu też miały dość.

R. powiedział:

Mamo, a ta pani doktor się tak zachowywała, jakby w ogóle nie zauważała, że ktoś wszedł do gabinetu!!!

M. wyszła i na gorąco skomentowała sytuację:

Pani doktor NIE BYŁA MIŁA! (to bardzo delikatny opis chamstwa w wykonaniu pani alergolog!)

R. już mi rzekł, że do tej pani doktor on już nie pójdzie!!! 

JA TEŻ NIE!

Kiedy byłam we wrześniu pani doktor też mnie zaszokowała ... Jak zawsze, głowa w papierach, pisanie i pisanie i wertowanie papierów przez kilka dobrych minut aż pani znajdzie czas, by mnie o cokolwiek zapytać. Wreszcie zapytała:

I co tam słychać, R. , u ciebie? (czy jakoś tak)

Odebrałam to jako pytanie skierowane do R. .... Mówię:

No, powiedz pani doktor, jak się czujesz.

A pani alergolog spojrzała na mnie OBURZONA i rzekła:

Proszę Panią, JA JESTEM POWAŻNĄ OSOBĄ!!!!!!!!!!!!!!!

.... jak widać, u pani doktor dzieci RODZICE i ryby głosu nie mają!!!!

To z historii wizyt, a odnośnie poniedziałku dodam jeszcze, że dzieci, choć małe, świetnie odebrały całą tę sytuację, a najlepszym tego dowodem jest zdanie Małej M., gdy wczoraj wróciłam wieczorem od dentysty. Ledwo weszłam, a moja trzylatka mnie zapytała:

A czy ta pani, Mamo, NIE WYPROSIŁA CIĘ Z GABINETU???

Nic dodać nic ująć ...




Brak komentarzy: