niedziela, 27 października 2013

Sobotni spacer po leśnych dróżkach ...

W sobotnie popołudnie znów mnie gdzieś ciągnęło; tym bardziej, że pogoda za oknem zachęcała do wyjścia. Domowe obowiązki jednak wzięły górę i udało nam się w komplecie razem wybyć z domu do pobliskiego lasu. Podjechaliśmy autem, a dalej prosto przed siebie ...


M., zmęczona, jechała w wózku, a R. wędrował dzielnie najpierw dziką nieco, ale usłaną suchymi dębowymi liśćmi, ścieżką. Wieczorne słońce zaglądało zza drzew ....


Las pachniał, liście pod nogami szeleściły ... Piękna jesień wokół!


R. dzielnie mi towarzyszył. Początkowo jednak czuł się nieco niepewnie, bo byliśmy w tym lesie dopiero raz i nie znamy owych leśnych ścieżek. Wystraszył się chyba, gdy raz w oddali zobaczyliśmy biegnącego psa. Potem jednak, gdy doszliśmy do wydeptanej ścieżki R. już nie zdradzał podenerwowania ...


Jednak prawdziwą radość poczuliśmy wszyscy, gdy nagle ścieżka doprowadziła nas na skraj lasu ...,


a naszym oczom ukazała się rozświetlona wieczornym słońcem łąka ...


To było niesamowite, takie nasze odkrycie dnia albo i nawet tygodnia. Nie podejrzewaliśmy nawet, błądząc nieco po tym lesie, że niedaleko od naszego domu można znaleźć takie piękne miejsce.


Za plecami ściana lasu skąpana w słońcu, po lewej pole pełne suchej kukurydzy,


przed nami pole,


a nad nami niebo ...


 Dzieci były zachwycone ... R. biegał po łące jak szalony.


 Sam chyba nie mógł uwierzyć, że trafi dziś w takie pełne uroku miejsce! Z radości zerwał nawet dla mnie bukiet.


To wieczorne słońce na długo zapadnie nam w pamięć. No i ów widok ...


Zaraz też słońce zaczęło powoli się chylić ku zachodowi ...


Warto było postać chwilkę, by utrwalić ów moment ...


 Zaraz potem wróciliśmy do lasu, by potem nie wędrować w ciemności ...


Wróciliśmy do lasu, by inną drogą dojść do samochodu. Naszą uwagę przyciągnęła ponacinana kora drzew. Chyba ktoś pozyskiwał w ten sposób żywicę ...


Wypatrywaliśmy już naszej powrotnej ścieżki, a tu czekała nas kolejna niespodzianka. Nagle miałam wrażenie, że znalazłam się na plaży ...


Pod nogami miękki piach, a na nim mnóstwo szyszek ... no i niesamowity zapach wokół, zupełnie inny niż przed chwilą.


To dopiero była piękna droga ... no tylko nie dla taty, któremu przypadła rola pchania Małej M. w wózku.


Z racji, że to ja na co dzień jestem ,,pchaczem'', wędrowałam po piachu z R., któremu spodobały się małe choinki i poprosił nawet, by choć jedną z nich utrwalić na fotce.


Wszystkie prawie rosły grzecznie w rządkach ... gdzieniegdzie w towarzystwie brzózek.


 Mnie zaś szczególnie urzekła jedna z szyszek ...


a zadziwiły ,,dziuple'' na jednym z mijanych dalej drzew.


Ileż w tym lesie dziwów i piękna ... choć to niby tylko najzwyczajniejszy w świecie LAS za miastem ...


Jeszcze tylko rzut oka na kobierzec z liści i powrót do domu. WARTO BYŁO na tę godzinkę wyjść z domu!!!!



Brak komentarzy: