środa, 23 października 2013

Na Szczeliniec z dziećmi cz.2

Z parkingu prosto powędrowaliśmy w stronę szlaku na Szczeliniec.



Najpierw jeszcze rzut oka na tablicę z mapą i trasą wokół skalnych rzeźb na szczycie.


Choć jeszcze nic wielkiego dzieci nie zobaczyły były podekscytowane już na widok głazu tuż przy wejściu na szlak. Oczywiście zarówno Mała M. jak i R. musieli przysiąść na moment na owym kamieniu-gigancie i wypić po kubeczku herbaty.



Jeszcze krótka informacja dla dzieci, że to park narodowy i jak w nim się zachować trzeba. Niewiele trzeba było mówić, bo tablice informacyjne były wystarczająco obrazowe dla obojga :-)


Oczywiście, po drodze były skały, na które ciągnęło R., ale wystarczyło odwołanie do tabliczki i już był spokój :-)


Pokazaliśmy dzieciom  jeszcze oznakowania szlaków turystycznych i ...


zaparkowany w dole wóz GOPR-u. Na szlaku nawet spotkaliśmy panów GOPR-owców, którzy byli zachwyceni maluchami idącymi w góry :-)


Teraz już nie pozostało nam nic innego, jak tylko iść przed siebie, czyli rozpocząć ,,wspinaczkę''.



Teraz już raczej nie mieliśmy wyboru. Przed nami seria pnących się w górę schodów, jedna prowadząca na Szczeliniec, a druga sprowadzająca turystów do Karłowa.


Zadowoleni z pogody i szczęśliwi, że wreszcie można ruszyć w drogę rozpoczęliśmy wspinaczkę po schodach. Zgodnie z informacją podaną na tabliczce na murach schroniska, od szczytu dzieliło nas jedynie 665 schodów.


Szło się bardzo przyjemnie, prawie jak w mieście :-) Schody równiutkie wykute w kamieniu, miejscami dosztukowane stalowymi podestami.


Gdzieniegdzie zaś drewniane podesty, które zapewne są niezbędne po deszczowej aurze. Tym razem jednak wokół nich kałuż jak na lekarstwo, więc praktycznie cała szerokość ścieżki nadawała się do użytku. Mogłam dzięki temu na nieco trudniejszych odcinkach iść tuż przy boku Małej M. trzymając ją za łapkę.


Trasa jednak prosta i, zwłaszcza na początku i przy schodzeniu, gdyby nie skały wokół, nawet bym nie pomyślała, że to górski trakt. R. prowadził, tata za nim, a w drugiej parze Mała M. z mamą. Dzieci zachwycone skałami, mchem je porastającym. Każde musiało tuż po wejściu na szlak zatrzymać się na moment i pogłaskać zielony dywanik z mchu.



Aż nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Byłam w Górach Stołowych przed laty, ale wszystko gdzieś mi uciekło z pamięci. Szłam przed siebie, chłonąc wszystko od nowa.


Słońce rzucało blask na szaro-zielone skały, tworząc swoisty klimat. Turystów nie było wielu, więc wymarzone miejsce i aura na rodzinną wycieczkę w góry.


Wędrowaliśmy sobie ... ciesząc się słoneczną jesienią i wyjątkową rzeźbą skał dookoła.


Gdzieś nawet dostrzegłam pomarańczowy nakrapiany kapelusz :-)


Spokojnie, krok po kroku ... dalej przed siebie ...


Cd. relacji niebawem.

Do miłego zobaczenia! :-)


Brak komentarzy: