poniedziałek, 1 września 2014

Pierwszy września, czyli pszczółki do szkółki:-)

No i zaczęło się.... Dwa miesiące beztroskiej zabawy, długiego spania i wolnych od pośpiechu chwil dobiegły końca. Nie było wyjścia. Trzeba było w miarę sprawnie zjeść śniadanie, wskoczyć w wyprasowane i czekające na wieszakach odświętne stroje i ... w mżawce pomaszerować do szkoły. Nastroje dzieci - o dziwo - mimo paskudnej aury za oknem - były wyjątkowo pozytywne. Sama się zdziwiłam, że nie usłyszałam słów marudzenia, że pogoda nie taka, że trzeba wstawać, że szkoła się zaczyna itp. itd. Jedynie R. wyraził swoje niezadowolenie z pogody, gdy tylko się zbudził i zajrzał przez okno, ale na pociechę rzekłam mu, że my się deszczu nie boimy i ... damy radę. O dziwo - poskutkowało!!! :-)

Ucieszyłam się ogromnie, że po dwumiesięcznej przerwie oboje na czas uporali się z poranną toaletą, śniadaniem ... i mogliśmy podreptać, w towarzystwie babci, do szkoły. Mała M. uśmiechała się od ucha do ucha. Dla niej bowiem dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Otóż po pięciu latach siedzenia w domu z mamą nadeszła dla niej chwila na mały kroczek w kierunku samodzielności, czyli nauka w przyszkolnej zerówce. Nie wiem, kto bardziej przeżywał nadejście owego dnia, ona czy ja? Jedno jest pewne... Mała M. to towarzyskie dziewczę. Od lat, patrząc na grono klasowe starszego brata, marzy o swoich koleżankach i kolegach. Wreszcie się doczekała i poszerzy swój krąg znajomych :-) Cieszę się wraz z nią. Wiem jakie to dla niej ważne. Sama zresztą dziś po rozpoczęciu roku szkolnego podeszła do mnie i rzekła:

Mamo, ale ja nie poznałam dziś żadnej koleżanki:-)

Wytłumaczyłam jej, że już jutro będzie miała taką sposobność, kiedy pierwszy raz w klasie spędzi aż pięć godzin zegarowych:-) Jutro w planach przejażdżka klasowym pociągiem, wędrówka palcem po mapie ... i wspólny piknik. Na tę okoliczność zakupiłam dla niej paczkę pysznych waniliowych wafelków, żeby mogła podzielić się z innymi. Dla obojga, tradycyjnie już, do koszyczka dorzuciłam jeszcze po pysznym jogurcie, którym uatrakcyjnię ich śniadania do szkoły.

R. też dziś wyjątkowo spokojnie przyjął początek nowego roku szkolnego. Może dlatego, że towarzyszyła mu babcia i było mu raźniej w poszerzonym gronie. Jedynym zaskoczeniem było to, że w drugiej klasie uczy się w tej samej pracowni, co rok wcześniej ... Nie jest chyba jeszcze tak źle z jego nastawieniem do szkoły, skoro w domu rozpakował komplet podręczników i z ciekawości przejrzał zawartość pierwszej z nich. Zaciekawiła go tematyka, więc może z chęcią będzie maszerował do szkółki:-) Oby!!! Dziś także chętnie włączył się w przygotowanie swojej wyprawki.To zajęcie dość pracochłonne, ale z pomocą samego zainteresowanego przebiegła dość sprawnie.

Mała M. zaś, której wyprawka była właściwie skompletowana już w niedzielny wieczór, nie mogła się doczekać końca pakowania szkolnych artykułów dla R. i ... po 18-ej, pełna wrażeń, zasnęła. Widocznie szkoła była dla niej dziś OGROMNYM przeżyciem ... Swe szkolne przygotowania na jutro rozpoczęła zaraz po powrocie do domu. Odrobiła pierwsze zadanie domowe polegające na narysowaniu portretu swojej rodziny ... i nauczeniu się na pamięć dwóch krótkich wierszyków. Ćwiczyła i ćwiczyła, sama czytając sobie tekst, tak długo aż sama była zadowolona z rezultatu. Potem - z moją niewielką pomocą - spakowała plecak i ... poszła spać. Nie mogła już bowiem doczekać się kolejnego dnia w szkole. Przez dzień cały powtarzała pytanie, która jest godzina, a gdy wieczorem oznajmiłam, że (dopiero) szósta usłyszałam z ust naszego ,,zerówkowicza'':

Szkoda, bo tak czekam na jutro!!!

Z tego czekania ucięła sobie drzemkę, by potem zjeść małą kolację, umyć się i wskoczyć do łóżeczka ... i zasnąć po wysłuchaniu kolejnych zabawnych perypetii Klary i jej brata z książki ,,Ja, Klara i zwierzaki''* I choć, z racji szkoły, na czytanie teraz czasu będzie mniej cieszę się, że udało nam się znaleźć chwilkę na wspólną lekturę przed snem.

Jutro zatem pierwszy sprawdzian Małej M., czyli pierwszy dzień zerówki. Wierzę jednak, że z tak pozytywnym nastawieniem nie będzie problemu z zostaniem w klasie bez mamy. Czuję, że to raczej ja będę zmagała się z cisnącymi się do oczu łezkami wzruszenia... :-) Mam już jednak plan zajęć do zrobienia w domu po powrocie ze szkoły. Po raz pierwszy od wielu lat będę miała kilka godzin na to, by w ciszy zająć się domowymi sprawami i wygospodarować choć kilka chwil dla siebie. Planów dużo, ale najważniejsze, by je mieć ... i powoli wcielać w życie. Póki co mam do odgruzowania zapuszczone po wakacyjnych sierpniowych wojażach mieszkanie. Gruntowne porządki zajmą dobrych kilka tygodni, ale sama zrobię je szybciej niż przy dwójce biegających po mieszkaniu dzieci. Czeka mnie także nadrobienie zaległości w pisaniu recenzji i artykułów, no i najprzyjemniejsza część planów - lektura książek, które czekają na przeczytanie. Plany zatem śmiałe ... Oby tylko starczyło zapału, by je dzień za dniem wcielać w życie. Zaczynam od JUTRA, a właściwie już od teraz!!!

Znikam zatem, by dokończyć szkolne przygotowania ... (prasowanie ciuchów na jutro dla dzieci) i oddaję się lekturze nowości w mym księgozbiorze.

Do miłego usłyszenia!!!

*,,Ja, Klara i zwierzaki'', Dimiter Inkiow, Wydawnictwo Tatarak, Warszawa, 2009

Brak komentarzy: