środa, 10 września 2014

Trzy dni w wielkim skrócie:)))

Właśnie usiadłam przed komputerem i ... uzmysłowiłam sobie, że to już ŚRODA. Nawet nie wiem kiedy  i gdzie w tej gonitwie umknęły mi właściwie trzy dni. Przyznaję, że spędziłam je nader aktywnie, bo zarówno we wtorkowe jak i w środowe przedpołudnie, po odprowadzeniu mych pociech do szkoły, nadrabiałam towarzyskie zaległości. Ogromnie się cieszę, że pozwoliłam sobie na takie chwile, tym bardziej, że z obiema koleżankami już kilka miesięcy się nie widziałam. Problem jedynie w tym, że choć miło spędzałam czas gdzieś tam ciągle w głowie zapalała się czerwona lampka, że zamiast siedzieć w domu i nadrabiać zaległości w porządkach udzielam się towarzysko:-) Chyba za rzadko wychodzę skoro mam wyrzuty sumienia, że nie latam po mieszkaniu na miotle i nie wymiatam kurzu z jego rozlicznych zakamarków:-))) Dla odmiany jutro dzień porządkowo-roboczy. Dla zdrowej równowagi:)))) Zaraz po odprowadzeniu dzieci do szkoły zamieniam się w praczkę, sprzątaczkę i kucharkę. Trzy w jednym!!!

Tyle o mnie... jeśli zaś mowa o naszych pociechach to oboje dziennie rano dzielnie maszerują do szkoły. Dziś pojechały na hulajnogach. Małej M. bowiem ciężko tak daleko pędzić pieszo rano. Dzięki owemu jednośladowi oboje mkną przed siebie niczym strzały. Zdecydowanie mniej się męczą, a droga do szkoły jakoś nam szybciej mija. Chyba też zacznę jeździć na hulajnodze z nimi:-)

Największą frajdę sprawia im jazda w drodze powrotnej. Wówczas śmigają na swych hulajnóżkach niczym wiatr, próbując przy okazji rozmaitych wyczynów, których z racji słabych nerwów czasem wolę nie widzieć:-))) Myślę, że takie pokonywanie drogi ze szkoły to także świetna okazja na odreagowanie szkolnych stresów, zwłaszcza dla R., który w szkole jak aniołek, a po lekcjach w domu - chwilami rogatego diabełka przypomina:-) Co dzień po lekcjach najpierw musi w domu zająć się czymś, co ze szkołą ma niewiele wspólnego zanim nabierze ochoty na odrabianie lekcji.

Mała M. zaś pilnością swą mnie zadziwia. Wczoraj zaraz po powrocie do domu przypomniała mi o zadaniu domowym, które polegało na znalezieniu w domu przedmiotów o kształtach różnych figur geometrycznych. Chodziłyśmy zatem od pokoju do pokoju w poszukiwaniu prostokątów, kół, trójkątów i kwadratów. Dziś wróciła bez zadania domowego, ale zaraz po wejściu do domu upomniała się o porcję ćwiczeń. Sama znalazła książeczkę dla sześciolatków i ... najpierw czytała polecenie, a potem rozwiązywała zadanie za zadaniem. Sama przyjemność mieć taką córeczkę w domu:) Wczoraj także mnie zaskoczyła, gdy podczas pierwszej lekcji gry na pianinie pod okiem babci, cierpliwie ćwiczyła naukę nazw klawiszy, a potem granie kilku dźwięków piosenki ,,Panie Janie''. Chyba - nieskromnie mówiąc - ma jednak także coś po swej mamusi:-)))) R. też miał się uczyć grać, ale po dwóch minutach babcia zrezygnowała, bo wnuk nie bardzo chciał stosować się do jej poleceń:-) Nauka naszego ośmiolatka - jak widać - to już nieco twardy orzech to zgryzienia:-)))

Póki co raduję się każdą chwilą, gdy po powrocie ze szkoły uda się nam wieczorem znaleźć czas na czytanie do snu, a czasem i wcześniej. Nie ukrywam, że ogromnie brakuje mi tej Małej M. w domu. Przez te pięć lat byłyśmy razem od rana do wieczora. Jednak nadeszła pora, by wreszcie poszła w świat. Tym bardziej, że to towarzyska duszyczka:-) Dobrze, że chętnie maszeruje do zerówki. Tu nadal jeszcze nie znalazła sobie koleżanki, ale ludzkie relacje to kwestia trudna .... i wymagająca czasu. Nic na siłę:-) Trzymam kciuki i czekam na dzień, gdy powie, że ma jakąś bratnią duszę!!!

Tyle na dziś, bo pora już późna, a znów jutro skoro świt wstać trzeba...

Nasz wczorajszy zakup - po jednym dla każdego:-)

Na deser powiedzonka dwa:

1. W piątek Mała M. chciała, jeszcze na gorąco, pochwalić się, że ze swoją klasą była na czytaniu ,,Trylogii'' w auli. Gdy tylko zobaczyła R. i mnie, podbiegła do nas i rzekła:

A wiesz, R., że byliśmy w SAUNIE!!!!???

2. Mała M. często wybiega myślami do przyszłości. Ostatnio zapytała mnie:

Mamo, czy jak będę duża to będę musiała ROZSTAĆ się z tym domem???

Uspokoiłam ją, że może mieszkać pod naszym dachem jak długo tylko chce, nawet gdy będzie dorosła:-)))
Jednak, gdy słyszę takie pytanie z ust pięciolatki to zawsze łezka gdzieś tam kręci mi się w oku:-)))













Brak komentarzy: