sobota, 30 sierpnia 2014

Ostatni tydzień wakacji w wielkim skrócie:-)

Oj... dawno mnie tu nie było... Najpierw wakacyjny wyjazd nad morze, potem kilka dni w domu, by znów na kilka dni wybyć w rodzinne strony. Od tygodnia zaś już prawie jesteśmy w miejscu, ale poszukiwania podręczników, zakupy szkolnych artykułów i wizyty u lekarzy (te planowane i nieplanowane) zupełnie nas pochłonęły.

Tydzień rozpoczęliśmy odwiedzeniem szpitalnego oddziału okulistycznego, bo podczas przejażdżki na hulajnodze Małej M. wiatr sypnął jakimś drobiazgiem w oko. Przez kilka godzin płukaliśmy obolały narząd, ale wieczorem ból nadal się utrzymywał (miejscowy lekarz odmówił przyjęcia na prywatną wizytę tłumacząc się duża ilością pacjentów!!!! mimo, że pani rejestratorka słyszała płacz naszej pięciolatki podczas rozmowy). Nie było innego wyjścia niż wsiąść do wozu i o 21-ej udać się do stolicy Dolnego Śląska na dyżur okulistyczny. R. spał w aucie, a Mała M. z tatą powędrowała do szpitala. Po 1,5 h siedzenia wrócili, by oznajmić mi, że kolejka jest dłuuuga na kolejne 2-3 godziny siedzenia. Na szczęście tuż przed północą pani okulistka zawołała: Teraz dzieci!!! i Mała M. wreszcie mogła zostać zbadana. Ciała obcego w oku nie znaleziono, ale za to dopatrzono się zapalenia spojówki. Czekał nas zatem jeszcze zakup kropli i ... około 00.30 wróciliśmy do domu.

Kolejne dni tygodnia minęły równie szybko. Miłym akcentem były odwiedziny u naszych przyjaciół z trojgiem dzieci, gdzie Mała M. i R. mogli znów nadrobić towarzyskie zaległości. Dzieci bawiły się wyjątkowo zgodnie, a na zakończenie ,,żeńska ekipa'' przygotowała dla rodziców i gości baletowy występ. Wszystkie małe damy wystąpiły w iście balowych sukniach tańcząc z gracją w rytm muzyki. Widowisko - pierwsza klasa!!!

Resztę tygodnia zdominowały zakupy szkolnych artykułów, prace domowe, nadrabianie zaległości w praniu i segregowaniu stert ubrań ... Mimo wszystko starałam się znaleźć czas na krótkie choć spacery z dziećmi, no i - rzecz jasna - na wspólne chwile z książką. Już teraz myślę, że gdy z początkiem września nasza pięciolatka rozpocznie naukę w zerówce bardzo brakować mi będzie jej w domu. Od lat byłyśmy razem ... nawet gdy odprowadzałyśmy do szkoły R., ona wracała ze mną, siadała na kanapie i często umilała mi czas czytając sobie bądź też opowiadając treść przeglądanych książek. Trudno mi będzie się teraz przyzwyczaić do tego, że nasza najmłodsza latorośl rozpoczyna szkolną edukację i ... czas na czytanie RAZEM będzie jeszcze bardziej cenny i wyczekiwany (chyba przeze mnie najbardziej):-)))

Dziś także kończyłam kompletowanie szkolnych wyprawek. Największym zaś wezwaniem było znalezienie butów na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego dla naszych pociech. R. już wczoraj szukał obuwia, ale żaden fason jakoś nam nie odpowiadał. Mała M. zaś po przymierzeniu dziś kilku par butów w trzech sklepach wybiegła z jednego z nich skacząc niczym radosny szczygiełek na wiosnę.


Znalazła bowiem buty, jak określiła, ,,mamskie'', czyli w stylu damskich butów noszonych przez mamę na specjalne okazje:-)
Była taka szczęśliwa!!!!!! W domu nie mogła się doczekać chwili, gdy wieczorem zrobiłam przymiarkę, czyli pozwoliłam jej wskoczyć w odświętny szkolny strój. Wybrałyśmy najlepiej pasującą bluzkę, sukienkę (super prezent od naszej wakacyjnej małej przyjaciółki - O. i jej mamy!!!!!), białe rajstopy i ... nowe buty. Jakaż była jej radość. Spacerowała w tym stroju od pokoju do pokoju i kolejno wypytywała tatę i brata, czy pięknie wygląda:-) Widzę jak bardzo już ciągnie ją do szkoły. Nie ma się co dziwić, bo towarzyska z niej osóbka, a do przedszkola nie chodziła, więc teraz będzie miała okazję nadrobić towarzyskie zaległości! Cały dzień upewniała się, czy to już aby na pewno pojutrze jest ów ,,wielki'' dzień!!!

R. jakoś nie pała entuzjazmem na myśl o pierwszym dniu września. Jego pokój jakoś także nie wskazuje, że kończą się czasy beztroskich zabaw i trzeba zacząć odgruzowywanie swego królestwa:-) Póki co czeka na niedzielę i chyba na tatę, który wybawi go z opresji uprzątnięcia owego bałaganu. Zanim jednak to nastąpi dziś przez dzień cały w wolnych chwilach (zaliczył także piknik lotniczy!!!) budował rozmaite pojazdy z klocków lego.

Samoloty R. :-)
Do owych konstrukcyjnych zabaw zachęciła go zapewne wypożyczona wczoraj z biblioteki o budowlach lego. Mała M. też ostro wzięła się za budowanie i choć w oczach brata nie uchodzi za wielkiego konstruktora dziś doczekała się wyrazów jego uznania (!!!) po tym, gdy po kilku chwilach samotnego ślęczenia nad klockami zjawiła się przed nami z dwoma pojazdami. R. aż nie mógł uwierzyć i wołał:

Ja też chcę takie autka!!!

Tak, tak... R. najwyraźniej wcześniej nie doceniał możliwości swej młodszej siostrzyczki!!!!:-)

Niczego sobie autka Małej M. :-)))
Widocznie tym konstruktorskim posunięciem zyskała w jego oczach, bo zaraz potem razem siedzieli i zgodnie (!) budowali kolejne pojazdy. Uwielbiam te chwile, gdy panuje między nimi zgoda, a z pokoju dochodzą ich radosne śmiechy czy rozmowy. Nie omieszkałam oczywiście pochwalić ich za te chwile zabawy we dwoje. Wzmacnianie dobrych zachowań to bowiem rzecz niezmiernie istotna:-) Może zachęci do kolejnych wspólnych inicjatyw.


Mała M. też lubi, naśladując poczynania brata, czasem coś skonstruować (jak choćby nowatorski pojazd z klocków lego przed kilkoma dniami), czy

Śmiała konstrukcja Małej M. :-)
zainspirowana wczorajszą kolejką linową z klocków w wykonaniu taty,



dziś z papieru zmajstrować wagonik-koszyczek, którym - po zawieszeniu na nitce - miała podróżować jej lala.

Koszyk-wagonik Małej M. :-)
Były także dziś chwile, gdy byłam z Małą M. sam na sam, najpierw wożąc ją po sklepach obuwniczych i papierniczych, a potem już w domu. Uwielbiam spędzać z nią czas. Jest w niej tyle radości życia, którą tak wspaniale potrafi się z nami dzielić. Znalazł się także czas na wspólną lekturę, bo po wczorajszej wizycie w bibliotece (połączonej z wizytą u specjalisty z R.) znów na stole pojawił się pokaźny stosik książek.


Dziś najpierw Mała M. przeczytała fragment książki o zabawnej śwince, która na pierwsze samodzielne zakupy się wybrała (,,Mela na zakupach'' Evy Eriksson wydana przez wyd. Zakamarki), a potem ja jej przeczytałam kolejną książkę o zabawnych przygodach psa w czerwonym berecie, zwanego Kostkiem (,,Kostek w cyrku''*).


Gdy tylko odczytałam ostatni wers, Mała M. pobiegła po kartkę, by na papierze uwiecznić głównego bohatera. Ogromną radość sprawiła mi owym rysunkiem, zwłaszcza, że swej mamie ów wizerunek Kostka zadedykowała!!!! Obrazek powiesiłam na lodówce i coś czuję, że z łezką w oku będę nań zerkać już od wtorku, gdy nasza Mała M. zasiądzie już na dobre w szkolnej ławie....

KOSTEK i jego najlepszy przyjaciel - pan PIĘTKA!!!!
Tyle zatem na dziś. Żegnam, ciesząc się na myśl o tym, że przed nami jeszcze jeden (co prawda, ale zawsze coś:-)) dzień WAKACJI.

Do miłego usłyszenia!!!

*Kostek w cyrku, Alex T. Smith, Hachette Polska, Warszawa, 2013





Brak komentarzy: