sobota, 2 sierpnia 2014

Czwartkowe znajomości z morskimi gigantami, bajkowymi postaciami i nie tylko:-)

Na czwartek zaplanowaliśmy odwiedzenie miejscowych atrakcji. Jest tu ich aż tyle, że trzeba je sobie powolutku na raty dawkować:-) Dziś wybraliśmy popularny nadmorski kurort - Rewal.


Zanim jednak znaleźliśmy się w Rewalu, zjedliśmy wspólne śniadanie w ogrodowej altance, wypiliśmy przedpołudniową kawę i dokładnie w południe dotarliśmy do pięknie ukwieconego ronda przy wjeździe do miasta. Umieszczony w środku zegar witał spóźnialskich turystów, co to w południe miasto zwiedzić
chcieli:-)

Chcieliśmy rozpocząć zwiedzanie od parku rozrywki, zwanego Parkiem Wieloryba. Okazało się jednak, że płatność możliwa jest tylko gotówką. Tym sposobem udaliśmy się na zwiedzenie miasteczka i poszukiwanie bankomatu. Główną drogą, z kafejkami, sklepikami i pensjonatami dotarliśmy do głównego placu z oryginalną fontanną i rzeźbą w postaci dwóch wielorybów.


Tu zrobiliśmy obowiązkowy przystanek, by dzieci pooglądały owe morskie stwory i popozowały do pamiątkowych fotek. Po pokonaniu kilku kroków stanęliśmy na pomoście nad plażą,

Na zawsze RAZEM na ŻYCIA FALACH!!!! :-)
skąd rozpościerała się nadmorska panorama: plaża gęsto upstrzona plażowymi parawanami, ogromna dmuchana zjeżdżalnia, po której mknęli śmiałkowie, a dalej wzburzone nieco morze. Mimo tego, że za wieżach ratowników powiewały czerwone flagi, amatorów kąpieli w Bałtyku nie brakowało.


Nie zostaliśmy jednak tu dłużej. Posililiśmy się zakupionymi w lokalnej piekarni francuskimi ciastkami z owocami, wstąpiliśmy do jednej z sezonowych księgarń i spacerkiem udaliśmy się do naszej atrakcji dnia, czyli Parku Wieloryba.



Po przełknięciu ceny wstępu (75 zł za czteroosobową rodzinę:-)) rozpoczęliśmy zwiedzanie. Zaraz jednak zaczynała się gra dla dzieci zatytułowana ,,Poszukiwanie skarbu'', w której dzieci, w ramach ceny biletu, mogły wziąć udział. Zaraz też usłyszeliśmy nawoływania piratów, a dokładniej pirata i piratki, zapraszających dzieci do wspólnej zabawy. Mała M. i R. dołączyli do grupy dzieci i rozpoczęło się wielkie poszukiwanie skarbu.


Były testy pirackich umiejętności, śpiewanie pirackiej piosenki, zaś główną atrakcją było szukanie wskazówek prowadzących do skarbu. Zabawa polegała na tym, że każdorazowo dzieci (osobno grupa Małej M. i R.) zatrzymywała się w danym miejscu, szukała butelki, odczytywała wskazówki i kierowała się dalej. Rodzice zaś w tym czasie albo towarzyszyli dzieciom albo odpoczywali. Ja początkowo wędrowałam z grupą Małej M. Raz nawet załapałam się na wielką dla mnie chwilę:-) Otóż gdy znaleziona została butelka z listem, piratka zapytała, kto umie czytać. Mała M. - jak zawsze śmiała - choć mała podniosła rękę ... i właśnie ją pani wybrała do czytania.


Gdy zobaczyłam treść listu i jego czcionkę, bałam się, czy nasza pięciolatka upora się z tym wyzwaniem. Moje obawy okazały się bezpodstawne gdyż Mała M. głośno i wyraźnie, oraz zupełnie samodzielnie, przeczytała cały tekst. Byłam z niej DUMNA!!!!



Nasza nauka czytania nie poszła w las:-))) HURA! Dalej już z daleka obserwowałam bawiących się w piratów R. i Małą M. Sama zaś zasiadłam w Tawernie Pirata - pod chmurką, gdzie w cieniu palm i piachem pod stopami chłodziłam się pyszną mrożoną kawą. Na chwilę też uciekłam w chwile marzeń, kołysząc się w rozwieszonym nad piachem hamaku.



Po godzinie zabawy dołączyli do nas nasi mali piraci. Pełni wrażeń, rozłożyli się wygodnie w hamakach, i snuli opowieści o zabawie, w której mieli okazję wziąć udział. Skarb został znaleziony, o czym świadczyły trzymane w rękach dzieci złote monety, czyli czekoladowe krążki w złotej folii. Teraz można było rozpocząć zwiedzanie Parku Wieloryba.


Choć początkowo biadoliłam nieco nad ceną wstępu, po przyjrzeniu się bliżej zgromadzonym tu modelom oraz świetnej aranżacji eksponatów nie żałowałam niczego:-) Cały park podzielony jest na cztery krainy, a każda z nich ma swój niepowtarzalny klimat. Najpierw odwiedziliśmy strefę o nazwie Bałtyk, gdzie można było z bliska przyjrzeć się faunie i florze naszego morza. Wszystkie modele wyglądały bardzo realistycznie.


Do tego do każdego dołączona była tabliczka informacyjna, a zatem zwiedzając poznawaliśmy bliżej ryby i ssaki wcześniej znane nam raczej tylko ze zdjęć czy książek. Dwie kolejne krainy były równie ciekawe - Giganci z oceanów i Potwory z głębin. W pierwszej z nich wszystkie modele swym wyglądem zbliżonym do prawdziwych okazów i ich naturalnym rozmiarem zrobiły na nas ogromne wrażenie.


Do teraz pamiętam gigantycznych rozmiarów ośmiornicę z jej mackami, pod którą przechodzi się na jednej ze ścieżek. Równie imponująco wyglądał 35 metrowy (!) model płetwala błękitnego


czy 18 m rekin wielorybi.




Mija się także zatokę rekinów z okazałymi  mieszkańcami mórz i oceanów.


Tu spotkać można prawdziwe morskie potwory z ostrymi zębami ...


 i uśmiechem przysparzającym dreszczy na ciele :-)


Na uwagę zasługują także ścieżki prowadzące wzdłuż homara, krewetki i innych morskich stworzeń.


Niektóre z nich widziałam po raz pierwszy, bądź też miałam okazję bliżej poznać dzięki dołączonym do okazów tabliczkom.


Z sentymentem wspominam także krótki relaks pod palmą w towarzystwie żółwia z Galapagos. Dużo by można pisać, a najlepiej przyjechać i zobaczyć Park Wieloryba na własne oczy.



Po przejściu całego parku dobrze bawiliśmy się w części zwanej, Piraci i Papugi. Można tu wsiąść na piracki statek,



sprawdzić jak to jest, być zakutym w dyby, poleżeć na leżaku w cieniu parasola, pogadać z dwiema gadatliwymi papugami,


pozować do fotek z panią piratką, bądź też sprawdzić swą odwagę wchodząc do ,,Groty Dzielnego Pirata''. Oojooj... tu sama się przestraszyłam, ale szczegółów zdradzać nie będę:-)


Potem był jeszcze czas na gry sprawnościowe dla piratów - rzut kokosem do beczki, rzucanie obręczami na pal z czaszką i inne konkurencje. Wszyscy świetnie się bawiliśmy!!!!! Dzieciom jednak wciąż było mało i, mimo kiszek grających marsza, chciały pobawić się na placu zabaw. Tu przez dobre pół godziny skakały i zjeżdżały na ,,dmuchańcu'' z pomarańczowym błazenkiem na szczycie. Ale była zabawa!!!!!


 Po trzech godzinach szaleństw powędrowaliśmy do Rewala w poszukiwaniu baru, by się posilić. Każdy dostał swoją obiadową porcję składającą się z ziemniaczanych kuleczek, drobiowego filetu oraz porcji surówek. Pełni wrażeń wracaliśmy na parking.


Tuż przy Parku Wieloryba Mała M. zauważyła kolejną atrakcję dla dzieci, Bajkową Chatkę, która swym wyglądem m.in. ślicznymi obrazkami z bajkowymi postaciami w oknach, zachęcała do jej odwiedzenia.


Tu wędrowaliśmy między różnymi komnatami, w których postacie lub wystrój wnętrza przypominał o znanych nam bajkach.


Smaczku dodawały także światła i odgłosy, miejscami straszne nieco ...



Była bowiem Baba Jaga, gadająca (po angielsku niestety) w reakcji na dźwięk klaśnięcia w dłonie, nad głową latał świecący oczami nietoperz, a tuż obok pachniała piernikowa chatka.


Była także sala, której ściany pokryte były miękkim niczym polar obiciem, gdzie na ciągniętych przez sarny saniach jechała Królowa Śniegu.


Wędrując po pokojach ,,Bajkowej Chatki'' poznać można było także Frankensteina (i jego twórcę) w pachnącym wilgocią laboratorium, gdzie dominował dźwięk uderzeń ludzkiego serca.



Na pięterku mieszkał także nieznany naszym pociechom Drakula... No cóż.. Te akurat postacie jakoś dla mnie nie były tak konieczne. Jest przecież tyle pięknych bajek, których bohaterowie mogliby zamieszkać w tej chatce... No cóż.. Może twórcy przedsięwzięcia chcieli także stworzyć coś dla starszych miłośników dziecięcych bajek:-)


Wrażenia pozytywne jak dla mnie, ale bez wielkiego zachwytu. Grunt, że dzieciom się podobało... Po takiej porcji wrażeń pora najwyższa - wracać do domu. I tak była już chyba 19-ta... Sama miałam dość i marzyłam o spokojnym wieczorze, w altance z książką w ręku:-)



Moje marzenie prawie się spełniło. Największa jednak niespodzianka czekała tego wieczoru naszą pięciolatkę. Otóż gdy tylko wysiedliśmy z auta, przybiegła na nas popatrzeć mieszkająca tu siedmiolatka, która - jak się potem okazało - już od kilku dni przyglądała się zabawom naszych pociech. Sama jednak nie miała śmiałości, by dołączyć do nas. Widziałam, że ciągnęła za sobą na dłuuuuugim sznurku psa-pluszaka. Zachęciłam Małą M., by zaprosiła dziewczynkę do zabawy ... i tak czwartkowy wieczór stał się chyba najważniejszym wydarzeniem tegorocznych wakacji dla Małej M. Obie dziewczynki świetnie się ze sobą rozumieją. Od tego wieczoru każdą wolną chwilę spędzają na wspólnej zabawie we troje. Teraz, dzięki nowej znajomości, mogą korzystać z baseniku, trampoliny do skakania, huśtawek, piaskownicy, huśtawki pod jabłonką .. Atrakcji co niemiara!!!! Dzieci bawiły się tak dobrze, że szalały aż do 22-iej. Wcześniej na rozgrzanie się zaproponowałam wspólne zjedzenie kolacji. Na stole w altance zapaliłam w lampionie świecę, a na stole rozłożyłam trzy miseczki ciepłego mleka ... z czekoladowymi płatkami. Mam nadzieję, że ów wakacyjny wieczór szczególnie zapadnie w pamięć Małej M. i R. oraz ich nowej koleżanki. Dla naszej pięciolatki - otwartej na społeczne kontakty - poznanie O. było wielkim przeżyciem. Jeszcze zanim zdążyła zasnąć, zapytała:

Mamo, czy ty już pytałaś mamę O., kiedy się przeprowadza? 

Przeprowadza? A dokąd? Nie wszystkie dzieci, tak jak my, zmieniają miejsce zamieszkania...- spytałam zdziwiona owym zapytaniem.

Na co Mała M. mi rzekła:

Czy rozmawiałaś już  z mamą O. kiedy się przeprowadza do nas (do naszego miasta)...?????

Tak bardzo bowiem Mała M. chciałaby mieć swą nową przyjaciółkę na co dzień!!!!

Czyż to nie wzruszające!!!

Patrzyłam na jej zabawy z nową koleżanką i me serce radowało się tak, jakby to była moja przyjaciółka:-) Zresztą ja też owego wieczoru nieco towarzysko odżyłam, ucinając sobie długie pogaduchy z mamą nowej koleżanki, która jak się okazało jest również wielką miłośniczką dziecięcej literatury i czytania dzieciom od najmłodszych lat. HURA!!!

Brak komentarzy: