środa, 13 sierpnia 2014

Środowy spacer po wielkim mieście:-)

Niestety wyjazd wakacyjny dobiegł końca i trzeba było wracać do domu... Jednak nadal nas ciągnie gdzieś przed siebie, więc dziś zabrałam dzieci na krótką wycieczkę do Wrocławia. Miałam ambitne plany spędzenia tam całego dnia. Jednak pozwoliłam sobie dziś na leniwy poranek ze śniadaniem do łóżka:-) Chyba po raz pierwszy tego lata spałam dość długo ..., a potem chcąc jeszcze poleniuchować chwilkę zaproponowałam, by dzieci same zrobiły sobie śniadanie. Tym sposobem moje kochane pociechy dziś podały śniadanie do łóżka mamie:-) Najpierw R. miał w ciepłej wodzie umyć, a potem pokroić na połowę złote kiwi (kupione wcześniej przez tatę). Za moment oboje zjawili się w sypialni z kiwi, szklaneczką i łyżeczką. Mniammm... ale była uczta. Za jakiś czas moi mali kuchcikowie zaserwowali mi miseczkę jagód polanych jogurtem i posypanych cukrem. Pycha!!! Jak miło było zjeść takie pyszne śniadanko owocowe i to podane prosto do łóżka!!! Muszę częściej pozwalać im sprawiać mamie takie niespodzianki!!!!

Wrocław nas wzywa!!!
Około 10.30 podałam (ja tym razem) drugie śniadanie i zdecydowałam, że jedziemy na wycieczkę. Ależ to była gonitwa! Jakimś cudem zdążyliśmy, ale do autobusu wbiegliśmy 11.59.. Za minutę był odjazd. Całe szczęście, że zdążyliśmy... Celem naszego wypadu był spacer po mieście, odwiedzenie księgarń, sklepów z używaną odzieżą (tu zawsze dzieciaki polują na jakieś zabawki!) i obiad w sprawdzonym już wielokrotnie miejscu. W planach była także biblioteka, ale niestety zapomniałam sprawdzić godziny otwarcia i gdy wreszcie dotarliśmy na rynek, okazało się, że w środy są krótsze godziny pracy (do 15.30). No cóż ... Na otarcie łez po drodze zakupiliśmy kilka książeczek, które znamy, ale do których chętnie powrócimy. Ceny ich niskie, bo kupione w sieci księgarń z tanią książką. Znów będziemy mieli co czytać ...

Jedno z wejść do Ogrodu Staromiejskiego...
Żal mi było, że nie udało nam się znów poszperać na bibliotecznych półeczkach. Grunt, że wraz z moimi kochanymi pociechami miło i spokojnie spędziliśmy kilka godzin wędrując po znanych nam już miejscach. Nigdzie się nie spieszyliśmy ... Zatrzymywaliśmy się tam, gdzie dzieci miały ochotę bądź tam, gdzie coś wyjątkowego przykuło naszą uwagę.

Woliera, a w niej gość (Ogród Staromiejski)
Ponadto pomyślałam, że w kilku atrakcyjnych miejscach zrobimy sobie pamiątkowe fotografie, które potem wyślemy jako niespodziankę do O. - ,,wakacyjnej'' koleżanki Małej M. i R., znajomość z którą sprawiła, że pobyt nad morzem był wyjątkowy. Jeszcze nigdy nasze pociechy nie miały tak doborowego towarzystwa do wspólnych zabaw podczas letnich dni!!!

Wrocławski Teatr Lalek ...
Zatem z myślą o O. wędrowaliśmy dziś po wrocławskich uliczkach. Najpierw na chwil kilka przystanęliśmy przy krasnalu, który z biletem w dłoni pędził przez halę dworca taszcząc za sobą ciężką walizę...
Potem dla ochłody zatrzymaliśmy się przy fontannie przed dworcem PKP, gdzie Mała M. i R. radośnie skakali między wyskakującymi co chwila z poziomu chodnika strumieniami wody. To dopiero była frajda!!!

Teraz spacerkiem udaliśmy się w okolice Teatru Lalek ...


Mała M. musiała przywitać się z kolejnym krasnalem, tuż przy miejskiej fosie, a potem oboje bawili się na placu zabaw w ,,Ogrodzie Staromiejskim''. Oboje wspinali się i zjeżdżali, gdzie tylko się dało. Zabawa na 102!
Fontanna przed Teatrem Lalek....
Trzeba było jednak iść dalej, bo księgarnie i inne sklepiki na nas czekały. Oj... uwielbiam te księgarnie, gdzie za dużo niższą cenę można kupić książki. Ileż ich tam dziś widziałam.

Z dedykacją dla O. i jej Mamy - wielkich miłośniczek książek!!!!!!
Skusiłam się jednak na kilka. Wybrałam takie, które już kiedyś przeczytaliśmy, ale chętnie wrócilibyśmy do nich ponownie. Tym sposobem nasz domowy księgozbiór powiększył się dziś o kilka pozycji. Dla mnie też coś się znalazło w ramach dostarczania sobie solidnej duchowej strawy. Już się nie mogę doczekać lektury!!!

Tego KRASNALA wcześniej nie widzieliśmy ... Niedługo francuskie rogaliki będzie sprzedawał:-)
Książki książkami, ale głód silniejszy ... i trzeba było czym się posilić. Każdy zjadł solidną porcję obiadu i mogliśmy iść dalej. Około 16.30 spotkaliśmy się z tatą. Marzył mi się jeszcze spacer po jednym z wrocławskich parków, ale zaczynało padać i trzeba było wracać do domu.
I tak na leniwym spacerowaniu po stolicy Dolnego Śląska upłynął nam dzionek!!! Niby nic szczególnego się nie działo, wielkich turystycznych atrakcji nie zaliczyliśmy, ale jak dla mnie BOMBA:-) Po tak wypełnionym zwiedzaniem pobycie nad morzem spokojna wędrówka po Wrocławiu mnie zrelaksowała i wprowadziła w dobry nastrój...

Do miłego usłyszenia:-)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Pozdrawiamy serdecznie!!! S. i O. :)