niedziela, 14 lipca 2013

Po grobli ... ślimaka tropem!

Niedzielne przedpołudnie dosyć pracowite, bo biegiem na Mszę św., potem szybkie zakupy i gotowanie, by zdążyć przed 13-tą. Potem już zostałam sama z dziećmi i zaczęliśmy zastanawiać się, jak razem spędzić tych kilka godzin. Najpierw dokończyliśmy wyjątkowo pyszny obiad. Wzięłam moje niejadki na sposób i kupiłam rybę mrożoną w marynacie paprykowej i w sosie włoskim. Do tego podałam ryż z sosem pomidorowym i gotowaną fasolkę z masłem i pokropioną cytryną. R. zawsze okropnie grymasi nad rybą i, zamiast jeść gada i gada. A potem ryba, nawet drogi łosoś, ląduje w koszu. Dziś natomiast tak bardzo oboje zasmakowali w rybie, że zjedli wszystko, a R. nawet dwie porcje. Nagrodziłam ich miseczką pełną truskawkowych lodów.

Potem był czas na relaks .... dla dzieci, bo ja zajęłam się garami. Włączyłam świetną animację ,,Chłopiec i pingwin''. Obojgu ogromnie się spodobała, a R. nawet obejrzał materiały dodatkowe o tym, jak film powstał. Gdy zobaczył kolejne etapy animacji i usłyszał, że wykonanie go wymagało narysowania na papierze ponad tysiąca rysunków, pobiegł do biurka i narysował swoją wizję miasta.

Miasto - wizja R. cz.1

Dodał, że to dla Małej M. i  dla mnie, a w miejscach przerywanych linii kartkę należy zagiąć ... Jak prawdziwy fachowiec!

Miasto - wizja R. cz.2

Obiad zjedzony, gary w zmywarce ... nie pozostawało nam nic innego, jak wyjść na świeże powietrze. Pogoda wietrzna, ale na spacer jak najbardziej odpowiednia.

Odra po naszej lewej, za wałem, a my - przed siebie dziś idziemy ...
Zapakowałam termos (na życzenie R.!) i po kanapce z żółtym serem i ogórkiem. Do plecaka wrzuciliśmy kurtki, aparat fotograficzny ... i przed siebie; R. na rowerze, a Mała M. w wózku. Zamarzyło nam się odkrywanie terenów po drugiej stronie rzeki. Pora jednak już była dość późna (ok.16.30) i nie mogliśmy zapuszczać się daleko. Szliśmy przed siebie ... nie narzucając sobie ani żadnego dystansu ani celu wycieczki. Spacer nie zapowiadał się jakoś specjalnie, a w rezultacie miło spędziliśmy czas (blisko 2h!).

Historyczny kamień ...
Rozpoczęliśmy od przyjrzenia się Odrze. Zatrzymaliśmy się przy moście, by porównać stan rzeki z 1997 z aktualnym i tym sprzed kilku tygodni, gdy poziom sięgał blisko 5.5 metra. Widać, jak bardzo już woda na szczęście opadła ... Teraz dopiero widać, jakie ogromne połacie zajmowała jeszcze niedawno.

OOO ... ŚLIMAK!!
Przejażdżka przez most i dalej groblą. Po drodze minęliśmy rozłożyste, stare dęby ... nie omieszkałam nie wspomnieć o nich dzieciom. Uważam bowiem, że każda okazja jest dobra, by dzieciom coś o świecie rzec ciekawego. Dzięki temu R. i Mała M. mają zawsze podczas spacerów oczy szeroko otwarte. Podobnie było i dziś, gdy jadący na przodzie R. zatrzymał się i pokazał nam pełzającego drogą ślimaka.

Ale już długą trasę przebył ...
Wszyscy przystanęliśmy i podziwialiśmy go, no i nie mogliśmy uwierzyć, że pozostawił za sobą aż tak wyrazisty ślad. Dobrze, że na grobli ruch mały i nikt go nie przejechał.

UPS .... co te robale tu robią???

Nieopodal na kwiecistym parasolu zauważyłam robale ... Nie cierpię brązowych insektów wszelkiej maści, ale zaciekawiło mnie, czemu ich tak dużo ...

Aż mi ciarki z obrzydzenia przeszły po plecach ...

Dopiero po chwili zauważyłam, że były ,,czymś'' bardzo zajęte .... i w rezultacie niebawem będzie ich znów więcej :-) Brrrrr ...

Tyle ich i jeszcze się mnożą ...

Dzieciom oszczędziłam tego widoku ... ale oczywiście Mała M. musiała zapytać, czemu ja tak fotografuję te ,,biedronki'' ...

Motyle na pniaku ...

Wolałam skierować ich uwagę na liczne motyle ... Kilka upodobało sobie powalone drzewo.

... i na sąsiednim drzewie.

Jeden nawet przysiadł na ścieżce i wreszcie mogłam sfotografować go z bliska ...

Ten się wreszcie dał ,,złapać''


Szliśmy dalej groblą patrząc wokół.

Dalej ... byle przed siebie!

Cieszył nas odgłos świerszczy w trawie, zieleń pól, latające wokoło motyle, przeskakujące z liścia na liście ważki, ukryte wśród liści biedronki ....


A KU KU ....

 Były nawet pasące się dziko konie!

OOO Koń na grobli ....

Jeden pilnował całej reszty :-) Wiał wiatr, rozwiewając grzywy i ogony ...

...  i to nie jeden....
Jechało się dość przyjemnie, ale tylko do pewnego momentu. Dalej trawa na grobli i po obu jej stronach była dość wysoka i ciężko się prowadziło wózek. Teren też zrobił się już dziki. Nie czułam się komfortowo, bo i pora już późna była.

Nasz PRZYJACIEL i DOMOWNIK od dziś ...
Największa atrakcja - jeszcze przed nami. Przedzierając się z rowerem nasz siedmiolatek natknął się na kolejnego ślimaka i zapragnął się nim zaopiekować. Uparł się, że zabierze go do domu. Odtąd niósł go w jednej ręce, z pomocą Małej M. pchając swój ciężki rower. I tak ni stąd ni zowąd zostaliśmy opiekunami pierwszego żywego stworzenia w naszym domu. Wszelkie tłumaczenia, że jemu w naturze lepiej będzie na nic się zdały. Mam nadzieję, że za dni kilka R. wypuści go znów na zieloną trawkę ...


Coś się schował przed nami...

Oboje szczęśliwi całą dalszą drogę rozmawiali już tylko o ślimaku. Zaraz też otrzymał imię. Mała M. zaproponowała, by nazywał się Ślimaczek - Siusiaczek (!), a R. - Ślimaczek-Skorupiaczek. Oczywiście, druga nazwa została zaakceptowana (z przyzwoitości!). Imię nadane, to teraz zaczęło się snucie wizji, gdzie zamieszka (R. wybrał swój pokój!) i co będzie jadł.

Co jedzą ślimaki????

Obiecałam, że zaraz po powrocie do domu przeczytam Małej M. i R. o zwyczajach ślimaków. Wręczyłam im trzy książki i prosiłam, by sprawdziły, czy jest w nich coś na temat Skorupiaczka (który ze skorupiakami nic wspólnego nie ma, poza muszlą- skorupką!).

Dzieci szukają informacji o Ślimaczku...

Ja zaś przeszukałam zasoby internetowe w poszukiwaniu danych na temat diety ślimaków.Potem usiedliśmy razem przy stole i zanotowaliśmy podstawowe informacje o naszym ,,podopiecznym''. I znów, dzięki moim ciekawym świata pociechom, dowiedziałam się, że nagie ślimaki to pomrowy, a one zaś wzbogaciły swą wiedzę o świecie o takie pojęcia jak bezkręgowce, mięczaki itp.



Sałata smakuje, jak widać ...

Po kolacji przygotowaliśmy Skorupiaczkowi małe mieszkanko na balkonie. Na początek kilka liści ekologicznej sałaty. Mam nadzieję, że teściowa się nie pogniewa o tych kilka liści. Ślimak też musi się zdrowo odżywiać. Widać, że dobra, bo po chwili na listku sałaty wygryzł niezły otworek niczym ozdobny wzorek.

Ale wygryzł WZOREK ...

Ślimak nakarmiony, ale pozostaje pytanie frapujące moje pociechy, czy ślimak będzie spał w nocy, czy raczej będzie aktywny niczym nietoperz. Hm ... Chyba będę musiała trochę w nocy pod drzwiami balkonu spędzić na obserwacji ślimaka ....

Póki co zarządziłam, że czas do łóżek, ale zanim zasnęliśmy musiała być porcja czytania. Dziś kolejny bestseller szwedzkiej literatury dziecięcej - ,,Tajemnica kawiarni''. Mimo, że trzymająca w napięciu, uśpiła pełną wrażeń Małą M. R. zaś wytrwał do końca. I znów trzeba będzie gnać po kolejne części do biblioteki.

Cieszę się, że spacer dzieciom się podobał ... że znów mogliśmy pobyć bliżej NATURY. Tego mi było trzeba :-)

Tyle na dziś. Do miłego usłyszenia!








Brak komentarzy: