poniedziałek, 30 czerwca 2014

Deszcz, glina i my :-)

UFF!!!! Na ten moment czekałam cały okrąglutki roczek. Koniec roku szkolnego i wreszcie pierwszy wolny dzień ... Choć noc nie należała do długich (chyba za nagła zmiana dla mej psychiki:-)) i padający za oknem deszcz o poranku nie nastrajał zbyt optymistycznie, cieszyłam się na myśl o początku wakacji i nic nie było w stanie odebrać mi owej radości. Marzyło mi się słodkie leniuchowanie pod ciepłą kołderką, ale odgłosy dobiegające z sąsiedniego pokoju przekonały mnie, że już pora wstawać, bo Mała M. i R. już na nogach.

Pierwszy motylek Małej M. ulepiony z gliny!!!
Zjedliśmy grzanki z twarogiem i jagodami, a potem w deszczu wybiegliśmy do miejscowego ośrodka kultury na odbywające się tam wakacyjne zajęcia. Dziś miała to być warsztaty ceramiczne. Pomyślałam, że to coś co moim pociechom może się spodobać. Mała M. i R. też mieli ochotę poeksperymentować gliną nieco i nawet deszcz nie był w stanie ich zniechęcić. Gdy dotarliśmy na miejsce (z niespełna 3 minutowym opóźnieniem) okazało się, że niestety trzeba odejść z kwitkiem ... bo chętnych było zbyt wielu i sala nie mogła już pomieścić kolejnych osób. A szkoda!!!

Po grudce gliny na otarcie łez:-)
Dobrze, że dzieci tak spokojnie przyjęły ową wieść ... Jedna z instruktorek na szczęście była na tyle sympatyczna, że na otarcie łez dała Małej M. i R. małą porcję gliny, by mogły z niej ulepić coś w domu. Cóż... dobre i to, ale i tak żal mi było, że dzieci nie mogły spędzić czasu na warsztatach.

Dobrze, że teraz to nawet glinę można w sklepach znaleźć!!!
Poszliśmy zatem do domu, po drodze zatrzymując się w cukierni, by zjeść po słodkiej bułce; zrobiliśmy też drobne zakupy, a na koniec Małej M. i R. kupiłam po paczce gliny rzeźbiarskiej ... by mogli ulepić cokolwiek dusza zapragnie:-)

R. w akcji - chyba samolot będzie:-)
I tak około południa przemoczeni nieco wróciliśmy do domu. Ja wzięłam się za smażenie placków ziemniaczanych (bo na obiad dziś placek po węgiersku), a dzieciom przygotowałam miejsce do pracy (każdemu osobny stolik), kilka foremek, nożyk ... no i glinę. Zaczęło się prawdziwe szaleństwo! Nie przypuszczałam, że lepienie aż tak bardzo ich pochłonie. Przez 2 godziny miałam wrażenie, że Mała M. i R. gdzieś się zaszyli na dobre:-) Czasem tylko któreś z nich pojawiało się w kuchni prosząc o rzeczy przydatne do rzeźbienia:-)

Łapki z gliny :-)
W pracy towarzyszył im wypożyczony ostatnio w bibliotece audiobook o przyjaźni psa i dziecka pt. ,,Groszka. Piesek, który chciał mieć dziewczynkę''. To opowieść o relacjach pies-człowiek widziana z psiej perspektywy. Dzieci lepiły zasłuchane w tę mądrą i ciepłą opowieść.

Dzieła Małej M. :-)
Byłam zaskoczona ich cierpliwością i wytrwałością. R. co prawda kilka razy zmieniał zdanie, co do tematu swej rzeźby z gliny. Mała M. zaś. gdy tylko dostała foremki trwała przy tematyce zwierząt i ... ciasteczek. Choć z każdą minutą w pokoju znaleźć można było coraz więcej śladów po glinie, to nie reagowałam. Wolałam dać im swobodę, a na sprzątaniu skoncentrować się po zakończeniu pracy.

Mój HIT!!!
Jakaż była moja radość, gdy do kuchni wkroczył nasz ośmiolatek z gotowym dziełem. Na tacy niósł marsjański krajobraz ... z gliny. Za moment zaś Mała M. pokazała mi, co udało się jej ulepić. Byłam pod wrażeniem. Ze wszystkim dzieł najbardziej spodobał mi się jej ślimak ... Zaskoczyła mnie swą inwencją, umieszczając oczy z gliny na wykałaczkach.

Praca R. ...
Jestem pełna podziwu dla obojga!!!

Ten piesek też mi się bardzo podoba! - Rączki Małej M. same ulepiły!!!
Po obiedzie zostaliśmy zaproszeni do sąsiadów na dziecięce szaleństwa. Chłopcy strzelali do celu, a dziewczyny w wózeczkach woziły swe lale. Potem zachęciłam Małą M. i jej przyjaciółkę do rysowania ... i tu znów Mała M. zaskoczyła mnie, gdy na prośbę swej o rok starszej koleżanki specjalnie dla niej narysowała psa i kota. Tym razem piesek wyszedł jej wyjątkowo pięknie, jak na jej możliwości :-) Kotek też niczego sobie.

Nadal pogoda nie dopisywała, więc  o wyjściu na podwórko nie było mowy. Czas ten wypełniliśmy zabawą, krótką lekcją angielskiego (bo obiecałam, że w wakacje wreszcie będzie na to czas!!!) i rzecz jasna czytaniem. I tak dość twórczo i na lekkim luzie minął nam pierwszy wakacyjny poniedziałek. Dobrze, że kolejne przed nami!!!!

Mam też nadzieję, że uda nam się tak zorganizować czas, bym i ja w te wakacyjne miesiące znalazła choć odrobinę czasu dla siebie. Marzy mi się rowerowa przejażdżka w samotności, wyjście na basen, czy nawet spacer po grobli. Tu wiele zależy od powrotu mojej drugiej połówki do domu. Dziś jakoś nie było na to szans. Ale kolejne dni przed nami ... i może wreszcie się uda!!!

Do miłego usłyszenia!!!

P.S. Rysunki gdzieś mi się zapodziały, ale jutro uzupełnię wpis. Pozdrawiam!!!

2 komentarze:

Small Megi pisze...

Wakacje z taką kreatywną mamą to rewelacja !

mamma5 pisze...

Cieszę się, że wpis się podoba. Staram się, by wakacje kojarzyły się moim pociechom z jakimiś ciekawymi zajęciami, na które w roku szkolnym trudniej znaleźć czas. Pomysły rodzą się same... a glina tak wciągnęła dzieci, że lepią w wolnych chwilach już trzeci dzień. Polecam, bo to wydatek rzędu 7 zł (paczka), a zabawa na 102! Pozdrawiam!!!!