poniedziałek, 16 czerwca 2014

To i owo, czyli weekendowo i nie tylko :-)

Weekend minął niepostrzeżenie... Prace porządkowe w sobotę i odrobina leniuchowania w niedzielę. Nie mogło rzecz jasna obyć się bez czytania, a że u nas KAŻDY czyta... to tym razem nawet podopieczni Małej M. w niedzielny poranek zatopili się w lekturze:-)


Trochę brakowało mi jakiegoś wspólnego wyjazdu na łono natury, ale jak mama nie zaplanuje to raczej nic samo się nie stanie:-) Widocznie takie dni wolne od planów też są potrzebne... Udało nam się jedynie zabrać dzieci rowerkami do pobliskiej stadniny koni, a potem zasiąść nad brzegiem rzeki i schrupać kupione w sklepie za naszymi plecami pyszne francuskie ciastka z wiśniami... Po drodze udało nam się nawet wypatrzeć bocianie gniazdo. Ależ tam tłoczno:-)


Na zakończenie dnia zabrałam naszą pięciolatkę na wieczorną Mszę św., a moich panów poprosiłam o przygotowanie kolacji. O dziwo, po powrocie czekały na nas pyszne hot dogi z przypieczonej bułki z szynką, sałatą, ogórkiem i ... twarogiem. Mniam... Choć połączenie składników mało standardowe, a i w lodówce natychmiast stopniały zapasy, nic nie mówiłam, ciesząc swe podniebienie podaną pod nos kolacją!!!


Początek tygodnia też nie wyróżniał się specjalnie ... Szkoła, zakupy, porządki w domu (przed południem) oraz pomoc w przygotowaniu się naszego ośmiolatka do całorocznego testu z języka niemieckiego (wieczorem). Niby nic poważnego, bo oceny już raczej wystawione, ale z powodu częstych wizyt u lekarza opuszczaliśmy lekcje nauki języka naszych zachodnich sąsiadów, stąd wolałam popracować trochę przed tym testem. Z tego też powodu dzień też przeleciał szybciuteńko. Nawet na czytanie jakoś zabrakło czasu.

Tablica Małej M.
Dobrze, że Mała M. może jeszcze cieszyć się czasem spędzonym beztrosko w domu. Uwielbiam być z nią razem tych kilka godzinek, gdy R. jest w szkole. Świetnie potrafi znaleźć dla siebie jakieś ciekawe zajęcia, a gdy tylko mam chwilkę dołączam do niej i razem coś czytamy, rozwiązujemy zadania dla przedszkolaków itp. Wczoraj jednak musiałam zająć się przygotowaniem pstrąga na obiad, więc nasza już prawie pięciolatka bawiła się sama, a ja jednym uchem przysłuchiwałam się jej zabawie.

Pilna uczennica Małej M.
Wczoraj Mała M. wcieliła się w rolę pani nauczycielki. Przygotowała książeczki do czytania, tablicę - znikopis, specjalnym wskaźnik do tablicy ... i oznajmiła mi, że teraz to ona już jest (z tym wskaźnikiem w ręce) prawdziwą nauczycielką. Na pufie posadziła swoją uczennicę ... i rozpoczęła się nauka pisania liter i czytania. Ale miałam ubaw, obserwując naszą pociechę w roli belfra. Byłam pod wrażeniem, słysząc jak świetnie motywowała swą lalę do pracy, chwaląc jej postępy. Uczyła ją m.in. jak wyglądają dzień i noc

Dzień - noc - wykład nr 1:-)
oraz jakiegoś nieznanego mi języka. Słowa brzmiały mi obco, bo - jak się dowiedziałam potem - to była lekcja języka chińskiego :-), a dokładniej chinskiego. Brat mówi ,,n'' zamiast ,,ń'' to młodsza siostra za nim nieprawidłowo powtarza :-(

Praca młodej nauczycielki okazała się jednak bardzo wyczerpująca i po obiedzie Mała M. musiała się zdrzemnąć na jedyne 2 h. Taka mała, a już wie, że to wyczerpujący zawód:-))))

Tym optymistycznym akcentem kończę ów krótki poniedziałkowy wpis ... Do miłego usłyszenia!!!

P.S. Weekendowa anegdotka ... Podczas porządków Mała M. znalazła fotkę ślubną .... Pobiegła do taty i rzekła:

,,ZOBACZ jak wtedy KOCHAŁEŚ MAMĘ!!!!''

Aż mi się łza w oku zakręciła z wielu względów ... :-(

Potem jeszcze dodała:

,,Teraz też musisz ją tak kochać, bo to Twoja żona!!!!'' 

Jakaż ta nasza pięciolatka MĄDRA... Chyba dłuższy komentarz jest tu zbędny ...

Brak komentarzy: