poniedziałek, 2 września 2013

W szkolnej ławie zasiąść czas ...

Witam po kilku dniach przerwy spowodowanej powrotem do szkoły, a właściwie początkiem szkolnej edukacji naszego siedmiolatka. Przygotowania na dobre rozpoczęliśmy od zamówienia książek w księgarni internetowej. Cena kompletu podręczników do klasy pierwszej wyniosła około 350 złotych (!) i powaliła mnie z nóg. Nie wiem, jak radzą sobie finansowo rodziny wielodzietne. Kiedyś moich rodziców (przy przeciętnych dochodach) stać było na wyprawienie do szkoły pięciorga dzieci. Teraz dla jednego wydatek jest kosmiczny, bo kolejne 200 zł (albo więcej) poszło na resztę wyprawki.

Tornister na plecy włóż!

Z ciężkim sercem odbieraliśmy owe podręczniki, mając świadomość, że jeden kuferek książek kosztuje ponad 215 zł (cena okazyjna!). Na szczęście po przejrzeniu zawartości uspokoiłam się, że wydatek uzasadniony, bo podręczników w środku chyba z 20-cia. Wszystkie pięknie ilustrowane. Rozpoznałam nawet ilustratora książek dziecięcych i wielu autorów wierszyków znanych moim pociechom dzięki częstemu obcowaniu z literaturą dla małych czytelników. Gdy bliżej przyjrzałam się tematyce podręczników do edukacji wczesnoszkolnej stwierdziłam, że śmiało zasługują na miano nowoczesnych: ciekawa i urozmaicona tematyka, przyciągająca uwagę kolorystyka itp. NIC TYLKO SIĘ UCZYĆ, pomyślałam. Sama chętnie raz jeszcze zasiadłabym w szkolnej ławie, mając takie kolorowe i piękne podręczniki. W boksie znalazłam także odrębne podręczniki do edukacji plastycznej (z ciekawymi propozycjami artystycznych działań), do zajęć komputerowych, tabliczkę suchościeralną do nauki pisania. teczki pełne wycinanek, płytę CD z nagraniami wybranych utworów z podręcznika. SAMA zapragnęłam znów się uczyć! Mam nadzieję, że mój entuzjazm udzieli się R., bo dziś w drodze do szkoły oznajmił:

Jutro już się wypisuję z tej szkoły!!!

Na szczęście po uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego i poznaniu swojej nowej wychowawczyni już owej groźby nie ponowił. Nowa pani mile przywitała swoich nowych uczniów i rodziców. Dzieci dostały własnoręcznie przez wychowawczynię zrobione medale ucznia klasy pierwszej, które zaraz dumne zawiesiły na swych piersi, oraz ołówki udekorowane w żabki (dziewczynki - żabki w koronach) również ręcznie wykonane przez wychowawczynię. Już na starcie JESTEM PEŁNA podziwu dla kreatywności i zapału ,,naszej pani''. Dopiero początek, a już tyle włożyła wysiłku, by i dzieci i rodzice mogli dziś poczuć się wyjątkowo!!!

TYTA (już pusta!) naszego pierwszoklasisty!
Po wyjściu z klasy czekała na naszego pierwszoklasistę kolejna niespodzianka - tradycyjna ,,tyta'', czy innymi słowy róg obfitości. Nie ukrywam, że ciężko ją było zdobyć, ale udało się. Wyboru nie było, więc wzięłam pierwszą lepszą. Ukryłam w samochodzie, wczoraj w nocy wypełniłam ,,maszkietami'' (jak na Górnym Śląsku określa się słodycze) i wręczyłam R. zaraz po wyjściu ze szkoły. Ależ był zaskoczony! Poprosiłam, by ustawił się w parku pod drzewem z tytą pod pachą... i do domu.

Część słodkich łupów Małej M.

Mała M. na widok ,,tyty'' się prawie popłakała, ale byłam przygotowana na tę ewentualność. Zaraz tata z torby wyjął ozdobną torebkę pełną słodyczy, żeby naszej czterolatce osłodzić trud codziennego zrywania się z łóżka o poranku. Zaraz w domu otworzyła swe łakocie i z wszystkimi się chętnie dzieliła. Mniam! I ja załapałam się na małą porcję łakoci.

Jutro już pierwszy normalny dzień w szkole. Tyle tylko, że zajęcia zaczynają się nie o 7.30 (jak w zerówce), a pół godziny później.Nie wiem, ile czasu będzie trwało, zanim przestawią się oboje na wczesne wstawanie. Dziś nasza czterolatka spała sobie słodko do 8.20! Znów czeka nas poranna gonitwa i marsz szybkim krokiem przez pół miasta. Skoro R. w szkole to i dla mnie i naszej czterolatki też zaczyna się inny rytm dnia. Może od jutra znów otworzymy nasze domowe przedszkole. Mała M. garnie się do nauki!!! Dziś rano w samochodzie oznajmiła nam:

Szkoda, że JA nie idę dziś do pierwszej klasy!!!!

Jest taka chętna, by razem czytać, kleić, rysować, malować ... Jak tylko wspominam o możliwości dodatkowych zajęć, R. mówi ostro: ,,NIE", a Mała M. woła: ,,Ja chcę do wszystkiego!'' :-)

Gdy dziś weszła (spóźniona z tatą) do klasy, gdzie już siedział R. serdecznie się uśmiechnęła od ucha do ucha na widok koleżanek swego brata, które poznała w ubiegłym roku w zerówce. Choć już w środku byli rodzice i wychowawca, Mała M. wpadła do klasy i na cały głos zawołała:

O!!!! Jest Karinka ... i ...!

Tu padłyby kolejne imiona, ale musiała przerwać ... :-)

Mała M. bardzo przeżywa to, że jeszcze nie może pójść do szkoły. Kilka dni temu, gdy po zakupach szkolnych artykułów usiadłam z dziećmi przy stole i zaczęliśmy razem oznakowywać przybory do szkoły dla R., Mała M. rozpłakała się, że musi jeszcze poczekać na swój pierwszy szkolny dzwonek. Łzy popłynęły jak grochy i uspokoiła się dopiero wtedy, gdy zaprosiliśmy ją, by nam pomogła przygotować wyprawkę dla R. Dla niej - rzecz jasna - też zakupiłam kredki, nożyczki, plastelinę itp. Niech też się raduje!

Na osłodę - dla wszystkich tort od Babci!
Wczoraj też ,,przemyciłam'' dla niej w plecaku R. worek z wróżkami wypełniony artykułami szkolnymi, który zabraliśmy na niedzielną Mszę św. Wczoraj bowiem w naszym parafialnym kościele święcono tornistry pierwszoklasistów. Mała M. tak bardzo chciała, by i jej ksiądz poświęcił kredki itp., że gdy tylko nadarzyła się okazja i ksiądz z kropidłem pojawił się w pobliżu nasza czterolatka nadstawiła swoje szkolne przybory. Była taka szczęśliwa! Potem jeszcze księża dla wszystkich uczniów, począwszy od przedszkolaków, przygotowali niespodziankę w postaci długopisów. Mała M. oczywiście też wróciła do domu z nowym długopisem. Ale mamy ubaw z tą naszą ambitną czterolatką! Pocieszam ją, że już w marcu pójdzie SAMA zapisać się do zerówki.

Jeszcze dziś zatem korzystamy z ostatnich chwil szkolnej wolności, ale od jutra OSTRA JAZDA DO SZKÓŁKI!!!


Brak komentarzy: