poniedziałek, 16 września 2013

Weekendowe gry i zabawy ...

Weekend upłynął wyjątkowo spokojnie. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam chwile, kiedy mogłam na spokojnie zdecydować, co będę robić. Wszystko dzięki temu, że tatuś zabrał dzieci na obiad do babci, a ja mogłam na spokojnie zrobić zakupy, zjeść odgrzewany z piątku (pyszny) obiad ... no i, rzecz najważniejsza, korzystać z ciszy w domu. To rzadkość, stąd każda z takich chwil uchodzi za wyjątkową. Tym razem zrezygnowałam z sobotnich porządków podczas nieobecności rodzinki (tata rano sam odkurzył całe mieszkanie i nawet gdzieś z mopem biegał!!!!). Musiałam odzyskać równowagę po pełnym rozmaitych napięć tygodniu. W tym celu najpierw rano na spokojnie oddałam się przyjemności pieczenia drożdżowego ciasta ze śliwkami, a potem - korzystając z ciszy - wsłuchałam się uważnie w rekolekcje internetowe o. Adama Szustaka. Polecam!


Kiedy tylko domownicy wrócili, zaraz dom zaczął tętnić życiem. Oboje znaleźli sobie jakieś ciekawe zajęcia. Zadziwił mnie R., który w kilka chwil z dawno rzuconych gdzieś w kąt klocków zbudował mały plac zabaw.


 Najbardziej przypadła mi do gustu huśtawka. Mała M., wielka fanka wszelkich huśtawek i bujaczków, zapragnęła też taką skonstruować, ale coś nie wychodziło i sfrustrowana porozrzucała klocki po pokoju. No cóż ... czasem tak bywa :-)


R. ostatnio po wakacyjnej przerwie znów wreszcie zaczął coś rysować. Dwa dni temu, będąc pod wrażeniem opowieści o naszym (tj. Małej M. i moim) dwugodzinnym pobycie na basenie, narysował obrazek o tej tematyce,



a dzień później stworzył wizerunek jednego z samolotów z filmu 3D ,,Samoloty'', który niedawno obejrzał w kinie (z tatą).




A skoro już o artystycznych poczynaniach mowa to w czwartek podczas zajęć w szkole zmajstrował warzywną kukiełkę. Każde dziecko miało przynieść jakieś duże warzywo. Zanim przeczytałam wiadomość od wychowawcy, R. poinformował mnie, że ma przynieść na lekcje DYNIĘ. Już chciałam biec do warzywniaka lub hipermarketu.


 Na szczęście okazało się, że nie musi to być koniecznie dynia. UFF! Zapakowałam mu do pudełka (do dziś nie wróciło do mnie!!!) cukinię, seler, gałganki, pinezki, nici, gumki aptekarskie. Sama byłam ciekawa, co wymyśli. Ogromnie się ucieszyłam, widząc go jak wychodził z klasy z dwiema kukiełkami w rękach. Dzieci to mają fantazję ...


 Nasz siedmiolatek zadziwia mnie sprawnością manualną swych łapek. Wczoraj przeglądnęłam jego zeszyt ćwiczeń do religii. Dość ładnie narysował w nim szkołę ...


 i kościół,

 ale gdy zobaczyłam narysowane w ramach zadania domowego drzewo genealogiczne, to parsknęłam ze śmiechu. Nawet tam potrafił dokuczyć swojej siostrze. Dobrze, że tego nie widziała!


Otóż na dole po prawej narysował dziewczynkę z OGROMNYMI uszami. To ma niby być Mała M. :-) Zwróciłam mu uwagę, ale nie zechciał wymazać i poprawić. Co za złośliwa duszyczka :-)

Dziś artystyczno-kulinarnych zabaw cd. Zrobiłam każdemu po małej porcji masy solnej. Mała M. przerobiła ją na kluseczki i ,,kwadraciki' (jak je sama nazwała!) dla swoich lalek. R. zaś dwoił się i troił, by z masy solnej wycisnąć przez specjalne rurki solne makaronowe nitki. Ale była zabawa!


Z równym entuzjazmem dzieci zabawiły się w eksperymenty optyczne dzięki zakupionemu zestawowi ,,Optyka''. Ale była zabawa! Najbardziej obojgu spodobało się małe lustereczko do zrobienia kalejdoskopu, za sprawą którego nagle zobaczyć można było nie jedną, a kilkanaście identycznych twarzy.


Uczyliśmy się, jak mieszać barwy ...


i obserwowaliśmy, jak zmienia się kolor obrazka po przyłożeniu różnego koloru szkiełek.



Jeszcze większą frajdę sprawiło im potem mieszanie farb ...


Ostatnio także, gdy pogoda coś nie dopisywała, a i dni zrobiły się ciut krótsze wróciliśmy do rozgrywek w gry planszowe. Ogromną frajdą i ciekawym doświadczeniem zarówno dla Małej M. jak i R. okazała się zabawa w odgadywanie nazw przedmiotów na podstawie tekturowych obrazków.


Małe łapki wędrowały pod ręcznik, gdzie losowały jeden z obrazków i badając go poprzez dotyk musiały zgadnąć, co to za przedmiot. Oboje świetnie sobie radzili! Ja też dobrze się bawiłam.


Zachęcona tą zabawą wymyśliłam wczoraj wracając z zakupionymi właśnie owocami i warzywami grę w zgadywanie. Chcąc połączyć zabawę z ćwiczeniem czytania najpierw wręczyłam Małej M. napisane na karteczkach nazwy rozmaitych warzyw i owoców.



 Jej zadaniem było ich losowanie i czytanie treści karteczek, a następnie posegregowanie ich na owoce i warzywa. Mała M. dzielnie czytała i bez problemu odszyfrowała 12 z 15 nazw. Największą zaś frajdę sprawiło jej losowanie z koszyka przykrytego ręcznikiem przeczytanych na karteczkach warzyw i owoców. Były tam gruszki, jabłka, winogrona, buraki, cebula itp.


 Sądząc po reakcji naszej czterolatki pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę! Ona miała okazję poćwiczyć swój zmysł dotyku, a ja cieszyłam się z każdej odgadniętej nazwy i faktu, że udało mi się poprzez zabawę zachęcić moją czterolatkę do czytania. Hura!


Udało nam się także dziś pograć nieco ... Zaraz po niedzielnym śniadaniu zaprosiłam całą rodzinkę do wspólnej rozgrywki w zakupioną wczoraj grę ,,Wilki i owce''. Gra okazała się świetnym pomysłem na spędzenie chwil RAZEM. Zarówno Mała M. jak i R. w mig pojęli zasady gry i wywiązała się dość emocjonująca rozgrywka. Wygrał tata, ale moja zagroda była największa i w rezultacie, wraz z R., uplasowałam się na drugiej pozycji. Chętnie znów w nią zagram. Czekam tylko na okazję!


I tak na zabawach upłynął nam czas w miniony weekend. CZEKAMY na kolejny!

Do miłego usłyszenia ...







Brak komentarzy: