środa, 25 września 2013

Wtorek z pieskiem i szkołą w domu ...

Poniedziałkowy upadek dysku spędził mi sen z powiek. Nie wiem, ile spałam, ale niewiele. Ciężko bowiem pogodzić się z myślą, że przez nieostrożność i pewną niefrasobliwość straciłam bezcenne pamiątki. Cóż można rzecz ... mądry Polak po szkodzie i tyle. Pocieszam się, że są poważniejsze problemy, z którymi przychodzi się ludziom uporać w życiu. Mój przy nich to błahostka ...

Po ciężkiej nocy wtorek minął dość spokojnie. Szkoła, zakupy, gotowanie obiadu, znów szkoła i powrót do domu (ok. 15-ej). Potem wspólny obiad. Rano przygotowałam leczo z odrobiną smażonej kiełbasy, które podałam z makaronem spaghetti. To jedno z ulubionych dań naszego siedmiolatka. Warto było się trochę napocić z rana przy krojeniu warzyw, bo zarówno R. jak i Mała M. zjedli wszystko, co rzadko się zdarza. Jutro, żeby ciut zaoszczędzić czasu na gotowaniu, podam ów warzywne danie z kluskami śląskimi. Mam nadzieję, że też zjedzą wszystko.

Brzuchy pełne, więc odrabianie lekcji przesunęłam nieco; tym bardziej, że R. zaprosił swą siostrę do wspólnej zabawy w szkołę. Mała M. pobiegła jak na skrzydłach, a po pół godzinie przyszła po strój na gimnastykę. No tak ... dziś był w szkole WF i gimnastyka korekcyjna, więc teraz trzeba wszystko przetestować na siostrze. Oboje bawili się świetnie. Słyszałam, jak R. sprawdzał listę obecności, zadawał Małej M. zadania do wykonania (napisz po śladzie, napisz sylaby, itp.), a na koniec zaprowadził do sypialni na materac, który stał się poligonem do ćwiczeń fizycznych :-).

Zawsze nasłuchuję, co R. wymyśla, bo wiem, że nasza czterolatka skoczy za swym bratem w ogień. Niedawno wymyślił dla niej konkurencję polegającą na tym, że ma przebiec przez jego pokój z zamkniętymi oczami. Akurat wieszałam pranie na balkonie i nagle było tylko BUM i płacz ... Mała M. wylądowała na jednej ze ścian! Dziś na szczęście zabawa była bezpieczna i nie musiałam reagować.

Zabawa się przedłużyła i znów trochę trwało zanim R. nabrał ochoty do odrobienia lekcji. Miał trochę zadań do zrobienia, ale po nieprzyjemnych słowach, które usłyszałam, gdy zwróciłam mu uwagę, że nie do końca się przykłada do pracy, wyszłam z pokoju i zostawiłam go z zadaniem sam na sam. I chyba dobrze się stało, bo wszystko wykonał,  a ja w tym czasie uniknęłam strzępienia sobie języka. W międzyczasie bowiem rozegrałam z Małą M. dwie rundki gry ,,Spuzzle''. Było dużo śmiechu i dobrej zabawy!

Jak zawsze zabawa z naszą czterolatką sprawiła mi dużo radości. Tyle w niej pogody ducha, spontaniczności i miłości do wszystkich. Jakże ona co dzień uczy mnie KOCHAĆ. Nie ma względu na osoby ... i to jest cudowne. Dziś się znów o tym przekonałam, gdy powiedziała DZIEŃ DOBRY pewnemu bezdomnemu panu, który wczoraj nas zaczepił, gdy zbierałyśmy kasztany. Dziś znów go spotkałyśmy i Mała M. już z daleka wołała ,,dzień dobry''. Nie tylko zresztą temu panu. Co dzień, gdy mijam targ z daleka pozdrawia panią sprzedającą jajka, bądź też wita się z daleka z dozorczynią sąsiedniego bloku. Pamięta o wszystkich i o wszystkich myśli. Ostatnio, gdy pani poczęstowała ją cukierkiem, zaraz poprosiła o jeden dla brata. Kocha go ogromnie, choć on nie zawsze tę jej miłość odwzajemnia. No i dumna jest z R., bo wszystkim sąsiadom (i nie tylko)  mówi ni stąd ni zowąd:

A R. już chodzi do pierwszej klasy, a ja mam JUŻ CZTERY! (lata)

Oj ubaw to my z nią mamy na całego!

Także wczoraj za sprawą Małej M. uśmiałam się przysłuchując się jej zabawie z psem. Traktowała swego pluszaka jak prawdziwego czworonoga. Najpierw z przytarganego ze sklepu w drodze ze szkoły kartonu zmajstrowała dla niego budę, by potem uczyć swą ,,córeczkę'', Gosię, jak się opiekować psem.

Buda dla pieska już gotowa! 
 Oj, co ja się nasłuchałam .... Akurat gotowałam obiad i nie mogłam nagrywać. Napisałam jedynie gdzieś na boku kilka zdań wyrwanych z kontekstu. Oto kilka z nich ...

Najpierw pokazywała swej lali, jak się poi pieska:

Zobacz, jak się pieskowi daje wodę. Trzymaj dwoma rączkami.  

Potem pogłaskała go i dodała:

Ale ma gładką sierść.

Nagle zauważyła:

Ja nie mam łóżka dla niego ...

Zaproponowałam, by rozłożyła na dywanie zabawkową matę, taką dla dzidziusiów. Gdy zobaczyła na niej lusterko, rzekła uśmiechnięta od ucha do ucha:

On lubi się bawić lusterkiem. Rano, kiedy ja śpię to on się bawi lusterkiem.

A po chwili:

OOO kość! Zapomniałam o kości, a pieski lubią kość!!!

Na szczęście nie musiałam gnać do mięsnego. Mała M. zadowoliła się makaronem w kształcie księżniczek. Akurat wołam ją na obiad, a ona mi na to:

Najpierw ja muszę go zawołać do jego obiadu.

Nałożyła garść do miseczki (wieczko słoika) i podała pieskowi, mówiąc:

To jest pożywne!

Nauka siusiania na gazetach :-)
 Prowadziła go potem do żłobka dla piesków, a że czasu mało (skądś to znam!) rzekła:

MUSIMY SIĘ SPIESZYĆ!

Potem zaczęła go przygotowywać do wyjścia. Wyczesała mu starannie sierść i rzekła:
JESTEŚ GOTOWY DO MISJI!

Myślałam, że padnę, słysząc te słowa :-)

Czesanie sierści ...
Najbardziej rozbawiła mnie jednak, gdy podbiegłam, by sfotografować jej pupila w budzie, krzyknęła:

EJ... On nie lubi zdjęć. On nie lubi światła!

I tak upłynął nam pierwszy wtorek tej jesieni. Na zakończenie kilka anegdotek:

a) Rano dzwoni babcia i informuje nas, że zachorowała i nie przyjedzie, by nas nie zarażać. A Mała M. z żalem w głosie rzekła:

Szkoda, że nie przyjechałaś ....PRZECIEŻ ja nie będę CIĘ PRZYTULAŁA!!!

b) Dzwoni tata z delegacji, a Mała M. wita go słowami:

JAK dobrze, że Cię słyszę!!!!

Na deser moja ulubiona anegdotka z niedzieli chyba.

Niedawno Mała M. widziała fotkę taty zrobioną przed kilku laty. Robię śniadanie, a ona nagle dzieli się swym spostrzeżeniem:

Mamo, a tata był kiedyś CHUDZIUTKI .... chudziutki jak WIELGACHNA GUMA DO ŻUCIA!!! Naprawdę .... widziałam!!!

Tym optymistycznym akcentem kończę wtorkowe pisanie ...
Do miłego usłyszenia!


Brak komentarzy: