niedziela, 29 września 2013

Sobota na grzybach ...

Po wypełnionym pośpiechem i rozlicznymi obowiązkami tygodniu zamarzyłam o spokojnej sobocie. Niczego nie planowałam. Pozostawiłam sprawy własnemu biegowi i dobrze na tym wyszłam, bo dzień minął spokojnie. Najpierw wspólnie zjedliśmy - na pierwsze śniadanie: domowe hot dogi z pomidorami i pyszną kiełbasą, a na drugie - tosty z syropem klonowym. Wszystkim bardzo smakowało! Około południa wybrałam się na drobne zakupy. Przy okazji kupiłam dzieciom stempelki z cyframi, za pomocą których będę mogła uczyć ich w różnych zabawach prostych matematycznych działań. Dla poprawy nastroju i atmosfery w domu do koszyka wrzuciłam też pudełko lodów o smaku panna cotta z sosem malinowym. Wiedziałam, że sprawię tym zakupem niespodziankę. Oczywiście najbardziej to chyba cieszyła się Mała M. Ona tak potrafi wspaniale i spontanicznie okazywać radość. Każdy zjadł po dwie porcje i wołał: Jeszcze! 

Znalazł się także dziś czas na lekturkę książeczek i obejrzenie kilku odcinków ,,Maszy i niedźwiedzia'' - rewelacyjnej kreskówki. Miało być kilka odcinków, ale było chyba kilkanaście, bo wychodząc na zakupy mówiłam, że już dość oglądania, ale jak wróciłam po godzinie to dzieci nadal gapiły się w ekran. No cóż ...

Gonimy nasze cienie ... :-)
Około południa pogoda zaczęła się poprawiać. Wyszło słońce i bardzo przyjemnie zrobiło się na dworze. Wyszłam z Małą M. przed dom i łapałyśmy cienie. Jakież było nasze zdziwienie, gdy na mleczu zauważyłyśmy pracowitą pszczółkę. Poczułam się przez moment, jakby nagle wróciło lato. Mam nadzieję, że to wreszcie piękna, polska jesień.

Zapachniało latem ...
Słońce za oknem sprawiło, że zapragnęłam wyjść gdzieś, by nacieszyć się poprawą pogody. Zaproponowałam zatem wspólne wyjście do lasu. Dla dzieci zabraliśmy rowery i podjechaliśmy pod jeden z leśnych szlabanów. Tu zarówno Mała M. jak i R. przesiedli się na rowery.

Jesień i las ...
 Dla obojga była to pierwsza przejażdżka w lesie po błotnistych miejscami lub piaszczystych ścieżkach pełnych wystających korzeni. Oboje jednak radzili sobie znakomicie. Ja szłam z tyłu, by móc spokojnie obserwować las i wypatrywałam oznak jesieni. R. również miał swój aparat i robił własne fotki. Mała M. zaś towarzyszyła tacie, wcześniej mówiąc mu:

Tato, w takich terenach Ty musisz mnie pilnować!

Tatuś szedł zatem tuż obok naszej czterolatki, by móc w każdej chwili złapać ją w locie :-)


Choć przyjechaliśmy do lasu dość późno (ok.17.30), spędziliśmy w nim blisko 1.5 h. Słoneczko świeciło, było jeszcze dość jasno, a panująca w lesie cisza i dobre oświetlenie sprawiało, że miło się spacerowało. Szłam sobie spokojnie, czasem mając R. u boku (też fotografować musiał jak mama :-)). Mogłam wreszcie znów coś pofotografować ...

A było co, bowiem od samego wejścia do lasu wszędzie wokół rosło mnóstwo grzybów. Moja znajomość grzybów ogranicza się do kilku gatunków, stąd nie zrywałam niczego (choć jeden okaz wydawał mi się jadalny!). Cieszyłam się jak dziecko na widok takiej ilości grzybów; tym bardziej, że były różnorodne i piękne. Różniły się wielkością i barwą. Nie miałam pojęcia, że potrafią być tak różne. Jedne maciupeńkie (w sam raz dla Małej M.),

Mała M. aż piszczała na widok takich maluszków:-)
inne bardzo duże ... Jedne jasne, lekko nawet pistacjowe, a inne ciemne. Były też nakrapiane i gładkie z pofałdowanym kapeluszem.

Las swój urok ma ...
Nigdy na grzyby nie chodziłam, więc taka ilość ,,gości w kapeluszach'' mnie zaskoczyła, a każdy odkryty gatunek ogromnie radował. Chodziłam i fotografowałam co ciekawsze okazy. Oto krótka relacja z naszego foto - grzybobrania!



Grzyby były dosłownie wszędzie. Jedne od razu rzucały się w oczy, przyciągając naszą uwagę rozmiarem kapelusza (niestety ktoś przed nami kopnął w grzyba i teraz wyglądał jak parasol) ...


 jego oryginalną barwą, różną lub ...


zbliżoną do koloru otoczenia.


Inne zaś świetnie maskowały się i nie od razu dało się je zauważyć: albo chowały się gdzieś między suchymi liśćmi, igliwiem ...


lub kryły się pod kołderką z liści ...



I tak wędrowaliśmy sobie i rozglądaliśmy dookoła. Nagle dostrzegłam jednego grzyba znacznie wyróżniającego się spośród innych okazów. Barwą i kształtem przypominał mi jadalny okaz, ale wolałam nie ryzykować.


Siedział cichutko i nie rzucał się w oczy ... :-) Nie ruszaliśmy go tylko popodziwialiśmy i kontynuowaliśmy nasze ,,grzybobranie''.


Spacerując po leśnych ścieżkach szukaliśmy także oznak jesieni ... Udało nam się znaleźć kilka pięknych szyszek. Jedne wisiały jeszcze na suchych gałęziach, a inne leżały już na poduszce z mchu.


Wszystkie odkrycia śledziłam razem z dziećmi. Nawet mały wianuszek z szyszek udało nam się ułożyć :-)


Zauważyliśmy także, że liście już powoli także zaczęły mienić się różnymi barwami ... ale i tak najbardziej wszystkich ciekawiły grzyby. No bo nie sposób było ich nie zauważyć ...


Niby grzyb do grzyba podobny,


ale każdy wyjątkowy i ...

piękny. Dzieci były zachwycone. R. biegał między nimi i robił własne fotki.


Przyglądaliśmy się nie tylko barwnym kapeluszom, ale także podglądaliśmy je od spodu.


Wszystkich nas bawiły owe obserwacje ... Byłam pełna podziwu, jakże grzyby mogą być różnorodne.



 Niektóre okazy rosły w pojedynkę, ale były i całe ich rodziny na spróchniałych pniach ....


 lub wokół drzew, jak choćby wokół rosnących blisko siebie brzózek.


 Nieopodal na powalonym pniaku rosły śmiesznie nakrapiane grzyby. Bardzo mi się spodobały!


Gdzieś między drzewami wypatrzyliśmy także mrowisko ...

które dzieci musiały obejrzeć, rzecz jasna, z bliska.


Przebojem jednak okazał się grzyb, na którego natknęliśmy się na rozstaju leśnych dróg. Raził w oczy piękną barwą swego kapelusza ...


nadgryzionego przez jakiegoś smakosza. Mam nadzieję, że czworonożnego raczej :-)


Ciekawe, kto ma taki osobliwy zgryz :-)


Tu spędziliśmy chwilkę, bo grzyb był niesamowity !!!


Dzięki niemu lepiej orientowaliśmy się w terenie w drodze powrotnej. Zapewne znów tu wrócimy, bo las jesienną porą nas oczarował.

Tyle na dziś. Do miłego usłyszenia!

Brak komentarzy: